czwartek, 14 lipca 2016

Konfrontacja


Ekchem...? Dobry? Jest tu kto?
Tak więc, informuje wszem i wobec, ze żyję, że wróciłam, że do pisania wracam. Żeby nie było mam wymówkę! Chyba... Tak więc najpierw (i do dziś) męczyło mnie bezwenie, potem był egzamin i koniec szkoły, a kiedy zaczęły się wakacje i sezon na porzeczki, wiście, czereśnie, agrest... i wszystko inne? Ogólnie zajęta byłam obrzydzaniem sobie tychże owoców.
Aleeee wróciłam! I to z czymś... mam nadzieję... ciekawym! Nie wiem czy kto pamięta, ale dawnooo temu wstawiałam przebóbkę pewnego musicalu (Tu klikać)  i zapowiadałam tam, że wezmę się za Konfrontację w formie AkaAka.
Więc. Jest.
Ostrzegam, że może nie jest to wybitne dzieło, ale pisałam to w godzinkę w poczekalni u dentysty ;n;
_________________________________________________________________________________




Przydymione światło. Delikatna mgła pełznąca po chłodnych wykafelkowanych posadzkach, ocierająca się o kostki, zostawiająca mokry ślad na rozpalonej skórze. Wije się, towarzyszka poranka, niemy widz, wierny szyderca, zostawiający po sobie uśmiechy gęsiej skórki na bladej, cienkiej skórze. Skrzypią drzwi uchylone ostrożnym ruchem. Zaspane słońce prześlizguje się po metalowych haczykach. Kurz podrywa się z wysokiego parapetu, który od miesięcy nie zasmakował zbawiennego dotyku kawałka zbłąkanej ścierki. Trzeszczy ławka, unosząc sportową torbę. Szeleści mundurek. Pieszczotliwy dotyk poranka sunie po nagiej skórze, odczuwalny nawet gdy przeszkodzi mu sprany materiał koszulki. Gumka obija się o kościste biodra, piszczą podeszwy sportowych butów.
Melancholijna symfonia poranka.

Niepewne spojrzenie. Siny ślad, palce odbije na chudym nadgarstku. Mgliste wspomnienie, żałosny strach.
- Co się ze mną, do diabła, dzieje…?
Ciało przeciw ciału, organizm buntujący się przeciw samemu sobie, krzywdzący się, blokujący czucie… absurdalna senna mara, opętane objawienie szaleńca. Ale… sny nie piętnują ciała, nie odciskają swych dłoni i nie pozostawiają po sobie echa głosu.
Muśnięcie ramienia. Reakcja. Pusto.
- Uspokój się… - niepewne kroki ku łazience, kamień gniotący żołądek. Szum wody, jej kojący chłód atakujący oblicze.

Skończ to, połóż obsesji kres, przecież nikt nie dowie się.
Nie pozna śmiesznej historii przegranej, nie wyśmieje cię.
Śmieszny prawda ta, absurdalna.

Oni nie widzą, głusi ślepcy.
Gdy spostrzegą, ujrzą tylko moją winę.
Mrok mego umysłu…
Dusi me światło, zabija wszystko do czego dążę.

Jestem prawdziwym człowiekiem?
Jestem nierealnym szaleńcem?

Jak bezbronna jest granica między mną, a…

Palący chłód, dłoń pozornie czule głaszcząca zmęczony umysł. Powiew rześkiego powietrza, zarazem przepełnionego zapachami jak i pustego, pozornego i ulotnego. Słowa przepełnione zgubną melodią, która mimo swego czystego brzmienia, jest brudna i pełna rozbawionego zakłamania.



Czyżbyś bracie podle czyhał na mój los?
Czyżbyś chciał położyć kres tej grze?
Jeśli taki jest twój cel, zasmucę niestety cię…
Nigdy ja nie puszczę wolno cię!



Usta odbicia poruszają się wraz z jego własnymi, twarde spojrzenie lustrzanej zmory przeszywa na wskroś, a obce słowa władają głosem. Bestia o obliczu niewinnym, ukrytym gdzieś wewnątrz, jakże bezlitosnym w tym podobieństwie, uśmiecha się szkaradnie, lustrując złocistym spojrzeniem.

Jesteś tylko urojeniem na szkle
Odwrócę twarz, a ciebie nie będzie. 

Pełne kpiny prychnięcie. Siła ciągnąca palce ku zimnej, śliskiej powierzchni zwierciadła.

Jestem prawdą o tobie, spoglądającą przez to szkło.
Mój oddech na zawsze zszyty jest z twym.

Zaprzecza, cofając dłoń z przestrachem, gdy maszkara odzywa się ponownie. Jego wargi drżą, a agresja, mieszana z naiwnym uporem rodzi kolejne, bezsilne zapewnienia.

Jesteś tylko chwilową słabością.
Konającym już zmęczeniem.
Nim skończysz tę grę, rozpłyniesz się w koszmaru mgle.

Śmiech odbija się grzmiącym echem od białych kafelków, bezlitośnie otaczająca kpina. Kuli się, zaciska powieki oczekując rozkosznego przebudzenia, świadomości, że to wszystko jest ułudą, fatamorganą zmęczenia.

Przyjacielu, gdzie tu koniec gry?
To nie kończący się sen.
To jest koszmar, który trwa!
Ja tu zostaję.
Bez względu na to, jak starał się będziesz,
Powstanę, a ty odejdziesz w zapomnienie.

Żałosne drżenie głosu, wyzuta ze szczerości pewność, podsycana niegasnącą, niczym u głupca, nadzieją.

Wkrótce przepadniesz
Zniszczy cię nieistnienie.
Nie masz innego wyboru jak poddanie się.

Rosnące w siłę odbicie, wyraźniejszy kontur twarzy, złocisty kwiat kwitnący wokół źrenicy. Paraliżujący ból, przekradający się przez skroń, policzek, w dół, przez szyję i korpus..

Nie mów o mym istnieniu, chłopcze
Żyję prawdziwy w tobie!
Co dnia czujesz mnie dobrze, gdy z rozkoszą rwę twe ja

Ciężka prawda, jeszcze cięższe kłamstwo, wysyczane z gniewem w lustro.

Potrzebujesz mnie, ja bez ciebie obejdę się.
Jestem jedynym prawdziwym.
Tańczysz ze śmiercią.
Uraduję się,
Gdy ona wreszcie zabierze cię!

Krzyk, wypełniający pomieszczenie, drżący w szybach, popękanym tynku, potrzaskanych płytkach.

Będę w tobie istniał po wieczność!

Ból. wszechobecny, sunący pod skórą, niczym wąż, niczym intruz odbierający władzę nerwom.

Nie!

Choćbym miał Piekło po swej stronie mieć!

Rozdzierający czaszkę sztylet, pulsujący szum krwi, gdzieś w środku, zagłuszający rzeczywistość. Duszące myśli. Bezwzględne, obce.

NIE!

Obaj wiemy, że teraz, ani nigdy już,
Nie będzie takiego, co rozdzieli od ciebie ułamki jednej duszy!

Będzie, musi być, prawda? Bezwiednie unosząca się dłoń, wyzwolona gniewem siła uderzająca w zwierciadło, krzycząca z uporem „To moje ciało”. Pękające szkło, śmiech. Zwierciadło pokryte rozetą pęknięć spogląda na niego, pozornie jego oczyma. Odwraca wzrok, wyzywa.

Zamilcz już, to kres!
Poddaj się, czas na śmierć!

Nie moją!
Przepadniesz Ty!

Kawałki sypią się na niego, odsłaniają ukrytą za nimi ścianę. Ale głos nie milknie, kpi z niego, naigrywa się z jego usilnej walki o dominację, o spokój. On dalej walczy.

Jeśli zginę,
Ty znikniesz też!

Cios zadany niematerialną siłą. Upada.

Umrzesz we mnie
Pozostanę tym prawdziwym!

Poranione dłonie, szkarłat ślizgający się po rozsypanych kawałkach lśniącego szkła. Panika, gniew, nieniknąca wiara rozrywają jego głos.

Do diabła z tym
Daj mi żyć!

Nie rozumiesz?
Nie istniejesz już!

Nie ma bólu bez istnienia, nie ma krwi bez rzeczywistości.



Nie!
A może…
Gdzieś w środku…



To ja istnieję!
Obudź się!

Nonsens.

Nie-Nigdy!

Tak! Na pewno!

Siła podsycona gniewem, ciągnąca ku górze. Podrywa się na swe własne nogi, z nienawiścią, ze zmęczeniem przypatrując się skrawkiem odbicia, malowanego szkarłatem.

Niech cię szlag, potworze
Zabieraj te swe istnienie
I idź płoń w wiecznej nicości!

Rwący ból, paraliżujący dech. Głos gdzieś przy uchu, ciepły lepki oddech. Obce ramiona obejmujące pierś. 

Więc tam znów się spotkamy… 
 
 
 
 
 

7 komentarzy:

  1. Chyba musisz częściej chodzić do dentysty jeśli takie cudeńka wtedy powstają XD Naprawdę bardzo mi się podobało i czekam na więcej <3
    *załączam Wenę*

    OdpowiedzUsuń
  2. *pat pat* niedługo tu wrócę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, powrót zajął mi dłużej niż sądziłam, ale oto jestem! Uhh, do nich naprawdę pasuje motyw Jekylla i Hyde'a. Z palącym bólem w ciele Akashiego kojarzy mi się, jakby Bokushi wymieniał "starą" krew na nową, jego krew, przez co Oreshi nie może tego znieść... Trochę głupie skojarzenie, ale jest. Napisałaś to mniej więcej tak, jak to bym sobie wyobrażała, plus twoje genialne, długie, metaforyczne zdania... Piękne. Czekam na Alive, musi być kontynuacja xD Oczywiście żartuję, ale nie wzgardziłabym ;D Buziaczki i łapaj mnóstwo weny!

      Usuń
    2. Haha, jednak udało mi się to przedstawić, tak aby ktoś zrozumiał! Znaczy ten ból nie był spowodowany tylko krwią, chodziło ogólnie, o to, że przejmuje on ciało, zmienia go od wewnątrz, zabijając jego obecne jestestwo.
      Ogólnie nie mam planów co do Alive, nie wiem czy umiałabym to zrobić, ale jeśli chodzi o musicale to jeszcze gdzieś mi siedzi na którymś sprzęcie przeróbka Welcome to Burlesque, oczywiście nieskończona a jakże. Ogólnie musicali nie zabraknie.
      Łapam, przyda się

      Usuń
  3. Kocham.
    Uwielbiam ten moment kiedy po przeczytaniu Twojego tekstu nie umiem złożyć sensownego zdania, które wyraziłoby mój zachwyt <3.
    Nie znam tego musicalu. W sumie to nie znam żadnego i nie przepadam za nimi, ale Twoje przeróbki mogę czytać do usranej śmierci i jeszcze będzie mi mało.
    Nie wiem co więcej powiedzieć także będę już kończyć~
    Pozdrawiam, ślę wene i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. owowow jakże mnie miło c: nawet jeśli nie rozumiem jak można nie lubić misicali xd.
      Wenę zabieram i chowam pod poduszkę, dziękuję.

      Usuń