niedziela, 31 grudnia 2017

Pusty Scenariusz



Także szczęśliwego nowego roku… ktokolwiek tu. 
_________________________________________________

anime/manga: Boku no Hero Academia 
paring: Todoroki Shouto x Bakugou Katsuki



Każdy posiada subiektywną listę pięknych słów. 
Żartem losu, dla Shouto, mimo jego woli,  jednym z tych słów było „płomienie”.
Paradoksalnie niezwykle gładkie, miękkie w brzmieniu, zachęcające i nęcone. Zgubnie kuszące, niczym kochanek, za którego obłudnym obliczem kryje się zupełnie inna postać. Bezwzględna istota, której nie sposób okiełznać, niewierna, kapryśna, uparta, niezdolna do współpracy i bezlitosna. Skryta za tym pięknem, jakże zakłamana. Podporządkowana jedynie podobnemu mu, równie nieludzkiemu. 
Młody mężczyzna zakuł ogień w łańcuchy, zamknął w klatce iskry, przedziwne narzędzie niewoli dzierżąc z lekkością, bez cienia lęku na spokojnym obliczu, osnutym misternymi, ruchomymi cieniami wijącego się w takt jego woli żywiołu. Poruszał się z łatwością ciągnąc rozpalone poi po ciemności. Z finezją pozostawiał w nocy gorące smugi, miraże i obrazy. 
Todoroki z uwagą, z nieukrywanym zachwytem śledził pracę jego półnagiego ciała. Muskularne ramiona, wąską talię, taneczne, a jednak pełne uwagi kroki bosych stóp, gwałtowniejsze ruchy, zrzucające z nagiego torsu i ciemnego materiału dżinsów sypiący się żar. Jego skóry nie chroniło nic, pozostawił ją czułą na dotyk płomieni, ich niszczącą moc. 
Mężczyzna nie bał się. Nie bał się niczego. 

- Ej, cwelu. Umiesz tak?
- Nie.
- Pizda z ciebie. 
Westchnął cicho, odwracając głowę. 
- A ty umiesz?
Bakugou na niego nie patrzył. Odpowiadał bezwiednie, wpatrzony w tancerza, wciągnięty w przedziwny spektakl złudzeń. 
- Jakbym chciał, to bym umiał. Nie jestem pizdą. 
Jasną twarz zdobił mistyczny światłocień, głęboki kontrast, nadający chłopakowi inne, obce rysy. Niczym ruchoma siatka blizn, rozlana po nim, naznaczająca go mistyczną historią bólu, wyzierającą z teatru. Wyryte w spojrzeniu oczarowanie, zachwyt, w agresji ruchów obu niewzruszonych publiką aktorów nabierały makabrycznego lśnienia - grymasu cierpienia, niemego obłędu. Z rosnącym przerażeniem obserwował spektakl terroru, przelany w bezbronnego widza, ubezwłasnowolnionego własnym katharsis. 
- Bakugou...
- Zamknij się i mi nie przeszkadzaj.

Spojrzał z nienawiścią na człowieka w ogniu. Pięknego człowieka w pięknym ogniu, z premedytacją wykraczającego poza ramy scenariusza, rzucającego w widownię skrawki niedomówionych scen i bezduszność zawartą w didaskaliach. Z chorą satysfakcją przekraczającego dekorum krwawym szkarłatem, trzymanego na uwięzi partnera. 
Artysta obserwował chłopaka bez krępacji, stalowoszarym, lodowatym spojrzeniem dopowiadał dialogi, zdradzał mu utajoną historię, każde niedociągnięcie ruchu, niezauważalne z pozoru, zarysowując groteskowo, wskazując skryte w nim odpowiedzi. Opowiadał mu intymną historię o zbrodni, o gniewie, o nienawiści. Jawił blask samotności i mrok żądz. Szkicował pobieżnie niewyraźny szkic potęgi i władzy...
I milkł w połowie ostatniego aktu. 
Opadał pogrążony w gehennie, urywał monolog, nie oczekując braw, a ciszy. 

- Dziękujemy serdecznie - wśród dogasających płomieni, pogorzeliska, wyłoniła się z zewnętrznego świata drobna sylwetka, bezczelnie urywająca zjawiskowe niedopowiedzenie i podbudowująca jego rosnące rozgoryczenie - Wystąpiła przed wami grupa Circo Infernale. Dziękujemy i życzymy wspaniałej nocy, i szczęśliwego nowego roku - ukłoniła się nisko, stojącego obok tancerza, niesubtelnym kopnięciem motywując to pójścia w jej ślady. 

- Zajebiste. Powinieneś się tego nauczyć, jak nie chce ci się ruszyć dupy by opanować swoje iskierki. 
- Potrafię je kontrolować, Bakugou - mruknął sucho, zmuszając gardło do wydobycia słabego, bezbarwnego głosu. 
- No coś, kurwa, nie widzę.
Blondyn uniósł brew, bez cienia zwykłej sobie pretensji. Jego twarz była czysta, obmyta niedomkniętym zakończeniem z grozy. Była ukojona, oczyszczona z negatywnych emocji, ze zmęczenia. Z rosnącym zadziwieniem wyciągnął dłoń, przyciskając zimne palce pod oczy, w pustkę pozostałą po sinym piętnie zmęczenia. 
- Co ty odpieprzasz?
- Nic. 
Słabym uderzeniem chłopak odtrącił jego rękę, bez brutalności, nerwowości, jakby obcy człowiek. W czerwieni oczu przemknęło coś, czego Shouto nie zidentyfikował, coś nowego. Coś co szybko znikło, wraz z samym chłopakiem, topiącym się w tłumie mijających go gapiów. 
Bez słowa ruszył za blondynem, wprost ku sprzątającej po występie grupie.

- Ej, ty! - Katsuki wskazał palcem na tancerza, niemniej zaskoczonego niż sam Todoroki - Daj mi spróbować.
- Tego? - głos mężczyzny był zimny. Nie lodowaty, czy nieprzyjemny. Był bezbarwny, niewzruszony, przeczący dziwnemu blaskowi w oczach, roznieconemu zaintrygowaniem. Z bliska wydawał się jeszcze bardziej oszałamiający. Nieludzki, wyrwany z ram rzeczywistości, uwięziony w niekończącym się przedstawieniu. Okraszony refleksami potu, przyozdobiony wykwitami abstrakcyjnych symboli, z długimi, czarnymi włosami opadającymi na niestrudzone wysiłkiem oblicze, otulony aurą nieprzewidywalności. 
- Tak - blondyn wyciągnął dłoń po stygnące w rękach aktora poi, na co ten jedynie wyciągnął usta w jednostronnym, pozbawionym radości uśmiechu.
- Jak sobie życzysz - odparł ku zdziwieniu każdego świadka tej absurdalnej sceny.
- Bakugou, to nie najlepszy pomysł.
- Zamknij się. Przecież to nie jest takie trudne. 
- Spróbuj najpierw bez ognia - szarooki ujął jego dłonie, wsuwając na palce uchwyty. Robił to powoli, z rosnącą przyjemnością, obserwując konsternację ogarniającą chłopaka - Zia pokarze ci podstawowe ruchy. 
- Anno, to nie jest dobry pomysł - mała postać, kobieta, która z bezwzględnością wkroczyła w milknący spektakl, wpatrywała się w twarz mężczyzny z rosnącym przestrachem. Jej ciemną skórę przecinały nienaturalne zmarszczki, karykaturalnie prezentujące się z bijącą od niej młodością, energią.
- Ilario ma gaśnicę, a Sofia refleks. Nic mu nie będzie. 

Dużą, pokrytą zgrubieniami dłonią przejechał po rozczochranych blond kosmykach, zostawiając Katsukiego w ogłupieniu, z ciążącym narzędziem. Mijając ich podszedł do ławki, sięgając po przewieszone przez nią ubrania. Zimowy chłód zbierał się powoli wokoło jego ciała, osaczając zadymioną mgiełką. 
Nie rozważając swoich ruchów, pozbawiony władzy nad ciałem, ruszył w jego stronę. Wsłuchany jedynie w piekące język pytanie, obserwował jak czarnowłosy zakrywa skórę czarną koszulką z uśmiechniętym pierogiem i z pośpiechem wsuwa stopy w buty, w milczeniu stając za nim. Mężczyzna pachniał dymem. Gryzącym, ciepłym, w pewien niezrozumiały sposób słodkawym, skrajnie różnym od odoru palonej benzyny, wrytego w jego zmysły i wpisanego w definicję „spalenizny”. 
- Ty też czegoś chcesz?
- Tak. 
- Czego?
- O czym było przedstawienie?
Tancerz zamarł, podnosząc na niego wzrok znad wiązanych butów. W jego spojrzeniu nie było urazy, ani nawet zaskoczenia. Nie był nic. Było nieruchome, niczym obserwacja biernego odbiorcy świata, bezstronnego i obojętnego. 
- To zależy co widziałeś.
Todoroki w zamyśleniu zmarszczył brwi, dając mu czas na zarzucenie na półnagie ramiona płaszcza. 
Czuł jego przeszywający, pozbawiony szczerej emocji wzrok, niebezpieczeństwo bijące od spowijającej go niewiedzy. Milczał, czekając na jego słowa, bez zaciekawienia odbierając krzyki i przekleństwa zza jego pleców, bezsprzecznie należące do Bakugou. 
- Pytam, jaki był scenariusz. O czym miało być przedstawienie? - odparł w końcu, śledząc w matowych oczach rozmówcy rozbłyski wybuchów, żywej furii, która już dawno przestała wzbudzać jego jakiekolwiek emocje.
- Widziałeś coś strasznego, prawda? - czarnowłosy usiadł na ławce, gestem wskazując miejsce obok, wpatrując się w pogrążonego w gniewie i nieudolnych próbach obsługi poi czerwonookiego - Bezlitosność, agresję... co nie?
- Mmm...
Zapach ognia był otumaniający, usypiający. Pogrążał go, odbierał świadomość. Mężczyzna nachylił się, opierając łokcie o kolana, podbródek o zwinięte palce, z nicością na twarzy. Czym bliżej Shoto się znajdował, tym bardziej pusta, pozbawiona emocji stawała się jego mina, tym bardziej neutralna była. Niczym tabula rasa, na której mógł wypisać własne interpretacje sytuacji. 

- To był spektakl o ogniu. O tym kim jest.
Wstrzymał oddech, wpatrując się w poruszające się usta aktora, w jego utkwiony w Katsukim wzrok.
- Nie był jednostronny, a raczej dawał pole do swobodnej interpretacji. Każdy dostrzegał w nim coś innego, personifikował swoją jego wizję, tworząc obraz człowieka. Ty widziałeś okrucieństwo i ból, a on... - urwał, wskazując na pogrążonego w krzyku blondyna. Porażony ich spojrzeniami chłopak zamilkł, wyłapując pełne mieszanych uczuć ślepia mieszańca i rzucił ku niemu jadowite przekleństwo - ...widział kogoś pięknego.

1 komentarz:

  1. <3 Boku no Hero Academia zasługuje na takie fiki <3 Z przyjemnością przeczytałam. Ostatnio nie mam czasu na siedzenie w internetach, a już szczególnie zaglądanie do Ciebie, ale miło było wrócić tu choć na chwilę^^ powodzenia w dalszym pisaniu!

    OdpowiedzUsuń