sobota, 9 grudnia 2017

Jedwabna Apaszka






Witam. Żyję.
Poniżej pierwsze Soukoku, będące moją przymiarką do opowiadania z BSD, które mam w planach od dłuższego czasu. Niebawem zamierzam wrócić na bloga na stałe, gdyż pracuje nad czymś większym.
Well... Liczę, że jest tu ktoś, do kogo mogę otworzyć usta?
_______________________________________________________________


manga/anime: Bungou Stray Dogs
paring: Osamu Dalai x Chuuya Nakahara




           Śmierć. 

Wielorako interpretowane, diagnozowane zjawisko, rozpatrywane na płaszczyźnie kulturalnej, medycznej, emocjonalnej, w istocie niezdefiniowane w ogóle. Bo jak zdefiniować tak indywidualne zdarzenie, będące stanem bardziej abstrakcyjnym niżby chcieli tego uczeni?
Poznaję śmierć. Nadaję jej imię przez pryzmat własnej choroby, witając ją z dozą obawy i ekscytacji w mych drzwiach. Pozwalam jej pochodzić i dotykać, by puścić ją wolno, pozostawiając ślad.
Czy ja pogwałcam śmierć? Kusząc ją i odpychając z dumą wypisaną na siniejącym obliczu, świadom, iż bez względu na długość tej gry, ona jej nie zakończy, samej będąc wystarczająco przerażoną konsekwencją swych poczynań?

Biała łuna zasnuła miasto, tocząc się po brudnych ulicach, niosąc ze sobą widmo bezlitosnego, mroźnego wieczoru. Ciepło powietrza wewnątrz profanował chłód wkradający się przez nieszczelne ramy okien, w zmysłowym tańcu wijąc się, zdradzając w cieniach na poszarzałym parkiecie. Z uwagą obserwowałem postępujący figiel otoczony jego nietrwałością, z nikłym uśmiechem poszukując cię utopionego we mgle na tej brudnej, ciemnej uliczce trzy piętra niżej. Nietrzeźwego, delikatnie chwiejącego się wśród stukotu twardych obcasów twych lakierek, plotącego wieńce niepochlebstw, którymi to obsypiesz mą cierpliwą skroń. Tak bezbronnego mimo potęgi zwiniętej w pięści. Odurzonego obietnicą nadchodzących godzin, pełnego nieustępujących wątpliwości i strachu, doskonale skrywanego pod grymasem gniewu. Gdyby Niefortuna obdarowała cię tego wieczoru swą uwagą, mógłbym obserwować twój upadek w ramionach jednego, dwóch, trzech śmiałych i głupich. Tutaj, na tej uliczce za oknem. Może i bym ci pomógł, jednak z radością doprowadził wpierw na skraj świadomości, upijał się twoim gniewem i bezsilnością.
Taki jesteś najpiękniejszy. Pozbawiony władzy mimo posiadania jej w dłoniach. Niczym przerażony królewicz-marionetka, niezdolny do wydania rozkazu.
Odsuwam się od okna, widząc, jak pewnym krokiem wkraczasz do budynku, słysząc huk frontowych drzwi niosący się podłym echem po klatce schodowej i twoje ostentacyjne, głośne kroki, pełne niechęci dla lokatorów. Drzwi są otwarte, nie zamykam ich dla ciebie w te noce. 
Wsłuchany w twoje milczenie obserwuję, jak, unikając mojego widoku, pozostawiasz wilgotny płaszcz na wieszaku, czyste lakierki przy drzwiach i, odruchowo naciągając sweter niżej na uda, wyłaniasz się z ciemnego korytarza.
- Dobry wieczór, Chuuya.
- Gdzie herbata? - odpowiadasz zgaszonym głosem, zmęczonym bardziej niż zazwyczaj. 
- Najpewniej w kuchni. 
Mijasz mnie, pozostawiając powitanego jedynie gniewnym spojrzeniem, również nieroziskrzonym wystarczająco, bym pozostawił je zignorowane. Podążam za tobą, nasłuchując ciepłego dźwięku twoich ruchów, wpisanych w ściany tego mieszkania. Stoisz przy blacie, mieszając przedziwną miksturę, którą, chodź o tym wiesz, zdążyłam w pełni przygotować, pozostawiając jedynie świeżą łyżeczkę wspartą na brzegach dużego, czerwonego kubka w figlarne ilustracje reniferów. Słodka woń unosi się nad naczyniem, odtwarzając w mej głowie recepturę. 

Liście zielonej herbaty. Plaster pomarańczy. Dwa goździki. Trzy łyżeczki miodu gryczanego. Kieliszek whisky.

Upijasz łyk, krzywiąc się aktorsko, choć wiem, żę po latach doświadczenia przyrządzam trunek lepiej niż ty sam - kreator przepisu.
- Smakuje?
- Może być.
- Czekasz na coś?
- Aż się zamkniesz.
Uśmiecham się półgębkiem, ujmując twój skryty pod skórą rękawiczki nadgarstek i przykładając wargi do kubka, smakuję parującego naparu. Wciąż mi nie smakuje. Nic się nie zmieniło. Prychasz, odstawiając naczynie na blat, uciekając wzrokiem, odwlekając chwilę, w której zmuszony spojrzeć mi w twarz uniesiesz brodę. 
Obserwujesz zegarek, odmierzając dwie minuty. Zdobywasz się na to i z kwaśną miną witasz mnie spojrzeniem lazurowych oczu. 
Twoja skóra jest ciepła, miękka, gdy skuszony twym zapachem, otumaniony perfumą twej bliskości wsuwam dłonie pod sweter, liczę palcami wijące się kręgi, gdy ty sam uciekasz przed dotykiem zimnych palców. Łakomy satysfakcji obserwuję jak gniew i niechęć w twym spojrzeniu zastępuje żądza. Znam ten widok, nieustannie napawając się nim, każdego takiego wieczoru. 
Z tą różnicą, że latem towarzyszy mi zapach lemoniady i półsłodkiego, czerwonego wina, teraz zaś pomarańczy i drogiej whisky. 

Ze spokojem rąk i nadgorliwymi ustami obcałowuję twoje policzki, skronie, ogniste pukle, powolnie, męczeńsko zsuwając z nich czarny kapelusz, składając go tuż przy kubku z herbatą. Oboje wiemy, że ten moment jest drzwiami, których przekroczenie kończy się tylko w jeden, dobrze znany nam sposób. Gdyż drzwi dawno zostały na stałe otwarte. 
Wzdychasz w moje wargi, pozwalając unieść się, ruszyć niecierpliwym krokiem w stronę niewielkiej sypialni. Chwytasz ścian, o które się obijamy, pochłonięci w pragnieniach następnych chwil, szukając oparcia w nicości, do której zaprosiliśmy śmierć. 

***

Wspierasz dłonie na mojej piersi, sunąc paznokciami wzdłuż blizn, znaków grzechów, których zasmakowałem z rozkoszą. Odtwarzasz w mojej głowie filmy skryte w każdym z przebarwień, z sadystyczną wstrzemięźliwością odrywając od skóry nieskazitelność czystych opatrunków, chroniących przed wnikliwym badaczem przeszłości. Ubytki, piętna - ziejące pustki czekające na fragmenty, które wiem, że gdzieś są, że pasują, widziałem przecież jak odrywają się od ciała. 
Sam je odrywałem i pozwalałem im zniknąć w mrokach i brudach ulic, własnoręcznie malowanych anarchią.

Niecierpliwy szukasz prawdziwego pożądania.
Twoje palce drżą. Spojrzenie wypełnia głód, gdy tylko ocierasz się o materiał otulający szyję. Pragniesz go zerwać, zastąpić własnym uściskiem, objąć mój kark i zacisnąć imadło. 
Wiem, że o tym marzysz. 
Dusi mnie twój zapach, intensywna woń alkoholu, delikatnie słodko-gorzka, świeża. Chcę się nią zachłysnąć, ale ty opuszczasz moje usta, szepcząc coś, czego nie słucham, a co zapewne uraża moją godność. Zachrypniętym głosem poganiasz me myśli, odbierasz resztki samozdyscyplinowania.
Chcę błagać, krzyczeć, lecz brak mi sił by rozedrzeć sakralną ciszę przyszłego umierania. 
Nagie dłonie zrywają z mojej szyi biel, wyzwalając sekret kryjący się pod nim. Głębokie sznyty, otarcia niezdolne do zamaskowania, ekstazę wyrytą liniami na płótnie skóry, nieustannie wywoływaną z głębi gardzieli rosnącą paniką i euforią. Powtarzam coś niemym szeptem, modlitwę o twą łaskę, raz po razie dostrzegając w zamglonym obrazie dezaprobatę na przystojnym obliczu. 
Ocieram się, wiję w niewypowiedzianej słowami prośbie, poszukując tej pewności w twych ruchach, gdy poszukujesz w stogach pościeli swej broni. 

               Szarej jedwabnej apaszki.

Wygłodniały pozwalam otulić się nią. Upojony jej dotykiem, pełnym dziecięcej pasji wzrokiem śledząc twoją tężejącą twarz, pozbawiony ludzkiej mowy - oczekuję. 
A ty, bezwzględny dobrodzieju, muskasz, pieścisz, nie obdarowując mnie jedynym doznaniem, którego w tej chwili pragnę najbardziej. Zostawiasz mi kontrolę, którą tak pragnę pozostawić w twym silnym uścisku. Świadomość, o której pragnę zapomnieć. Wzrok, który za dużo już ujrzał i chce zblaknąć. I głos... który już dawno powinien ugrzęznąć w gardle, zakłamany i obcy.
Delikatnie zaplatasz końce, nie odrywając wzroku od czerwieni pod nią. Bezwiedny uśmiech wykwita mi na ustach, gdy gniew z zagubieniem mieszają się tak niewinnie w twych oczach, a ty samowolnie podsycasz ten żar, bezwiednie, na nowo i nowo uświadamiając sobie bezsens własnej złości.

           A ja
                 na to czekam.

Nie ostrzegasz. Nie czekasz na znak. Zaciągasz materiał węzła, obserwujesz jak ten z początku delikatnie, następnie odważniej wbija się w skórę.

         Mocniej
                      I mocniej.


***

Pohańbiona śmierć wycofuje się w mroki, skąd przypełzła, zbierając z podłogi strzępki definicji, którą bezwzględnie rozszarpujemy. Mija cię, nienawistnym spojrzeniem namaszczając dłonie, ponownie skryte pod cieniem rękawiczek. Zamyka za sobą drzwi, odchodzi szybciej niż przyszła, pozostawiając jedynie smak żółci w przełyku i szorstki, łamiący się głos.
- Hej, Chuuya, myślisz, że śmierć się nas boi? - pytam, siadając ciężko, wsparty wśród poduszek. 
Czerń szlafroka uchyla się, odsłaniając nagie, jasne uda, naznaczone świeżym śladem, gdy siadasz na brzegu łóżka. Zimna herbata delikatnie wiruje w poruszanym rytmicznie kubku, hipnotyzując cię tym kojącym ruchem. Długo nie podnosisz wzroku, wpatrzony w harmonię i spokój, zamknięte w jednej cieczy. Wygładzone mięśnie twarzy pozwalają przydymionemu światłu nadać ci nowe rysy, poważniejsze, głębsze, zamyślone. 
Spoglądasz na mnie, wylewając zawartość naczynia na moją twarz.
- Jesteś idiotą.

Z satysfakcją obserwuję jak opuszczasz sypialnię, klnąc pod nosem, w ostentacyjnym gniewie zrzucając z komody drewnianą szkatułkę, pełną niczego, dumnie stojącą od lat na twojej drodze, i z rozkoszą muskam mokrą od trunku skórę szyi. I dwie świeże pręgi.

               Twoją
                         i moją.






Czy ktokolwiek odnalazł nawiązanie do Shism od Tool'a?








8 komentarzy:

  1. Łał jak zawsze twój styl wprawia mnie w ten specyficzny nastrój <3 Wiesz, że nie znam fandomu ale to nie przeszkodziło mi w czerpaniu przyjemności z czytania ^^
    Bardzo się cieszę, że udaje ci się więcej pisać i oby tak dalej!
    PS.
    Olać konkursy! Xdd
    ~ YukiteruYuki

    OdpowiedzUsuń
  2. Łał jak zawsze twój styl wprawia mnie w ten specyficzny nastrój <3 Wiesz, że nie znam fandomu ale to nie przeszkodziło mi w czerpaniu przyjemności z czytania ^^
    Bardzo się cieszę, że udaje ci się więcej pisać i oby tak dalej!
    PS.
    Olać konkursy! Xdd
    ~ YukiteruYuki

    OdpowiedzUsuń
  3. Poprawiłam Ci trochę błędów - nie wszystkie; tyle ile zauważyłam i ile mi się chciało, przecinki czy sformułowania bardziej subiektywne w odbiorze pozostawiłam samym sobie. Poprawione elementy znajdziesz pod koniec komentarza.
    Co zaś się tyczy samego opowiadania, to powiem Ci, że się wyrobiłaś przez te dwa lata, przez które miałam przerwę od Twojej twórczości. Wciąż patetyzm króluje w Twoich opisach, ale jest zdecydowanie bardziej wyważony, smaczny – zdecydowanie pasuje do klimatu, w jakim się ta miniaturka utrzymuje, w zasadzie on też ten klimat dość mocno robi. Nie czuję już takiego przytłoczenia patosem, jakie dało się wyczuć w niektórych rozdziałach np. Tułaczek, nie, tutaj ilość patetyzmu została, moim zdaniem, dobrze wymierzona.
    Daje się też wyczuć większą dojrzałość w Twoich tekstach. Opowiadanie jest bardzo krótkie – raptem 3 strony – ale pokazuje jakiś obraz relacji między bohaterami, pokazuje też odrobinę samo zaburzenie, którego dotyczy – jeśli ma to być wstęp do czegoś większego, powiedzmy taki prolog, to myślę, że wyszło Ci dobrze. Gdyby to była wyłącznie samodzielna, niezależna miniaturka, to mogłabym powiedzieć o niej jedynie, że jest ładna – opisy totalnie trafiły do mojego artystycznego serduszka – ale pod względem fabularnym, to cóż, samej fabuły tu za dużo nie ma. Brzmi to raczej jak krok ku czemuś, zapowiedź szeptana cicho zza kurtyny w teatrze. I w takiej właśnie formie, jako zapowiedź, jest dobre. Prologi mają do siebie to, że powinny zachęcić do sięgnięcia po resztę opowiadania, mogą być wyrwane ze środka akcji, nie muszą spełniać takich wymagań, jak rozdziały właściwe, nie – one mają zachęcić, porwać czytelnika, wciągnąć go w swój świat. Widziałam, oczywiście, i takie prologi, które liczyły sobie dobre kilkadziesiąt stron, i już w nich fabuła zaczynała się dość wyraźnie kreować, bo był to po prostu początek historii, ale czy można to nazwać prologiem? Czy to nie bardziej rozdział pierwszy nazwany nieumiejętnie przez autora, który chciał mieć w swojej pracy te 6 literek? Pozostawmy.
    Wracając do tematu, miniaturka jako wstęp do czegoś większego poradziła sobie całkiem nieźle. Jest ładna, wręcz śliczna, jednocześnie nie przytłacza ilością informacji, a przy tym pozostawia niedosyt – ale ten dobry jego rodzaj, który sprawia, że czytelnik chciałby poznać ciąg dalszy, dowiedzieć się co, jak i dlaczego. Mnie w każdym razie zaciekawiłaś.
    Co mogę jeszcze powiedzieć? Fajne zaburzenie wybrałaś, jestem ciekawa jak to dalej pociągniesz. Jeśli chodzi o sam fandom, to w nim nie siedzę, ale obstawiam, że opowiadanie nie będzie ściśle związane z kanonem – pozwalam sobie tak myśleć na podstawie Twoich poprzednich prac – więc chyba moje nieobeznanie nie powinno być problemem. A skoro nie siedzę w fandomie, a chcę czytać dalej, to znaczy, że poradziłaś sobie dobrze.
    Jeśli chodzi o ulubiony fragment, to może zaskoczę, a może nie, nie jest to wstęp dotyczący śmierci. Choć świetny – naprawdę bardzo fajne ujęcie śmierci, to jednak najbardziej trafił do mnie inny opis – to jak Dazai mówił o rudzielcu, o jego bezsilności mimo ściskanej w dłoni siły. Nawiązania do tego w całej miniaturce bardzo mi ujęły. Zauważyłam też fragment z cieniami na parkiecie – czyżby o ten chodziło w związku z moim opisem? No i ta herbata. Niby taki zwykły opis, a wiesz, zrobiłaś mi cholerną ochotę, żeby czegoś takiego spróbować. Piłam ostatnio czerwonego Jacka Danielsa, smakuje jak guma cynamonowa, jest tak dobry, polecam, 9/10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o błędy;
      wciąż mieszasz czas teraźniejszy z przeszłym. O ile we wstępie ten teraźniejszy nawet pasuje, przy reszcie w przeszłym, to jednak dokonujesz zmiksowania czasów i w dalszej części miniaturki, a to już niestety zakłóca porządek czasowy dość mocno.
      Inne błędy:
      - „Bo jak, zdefiniować tak indywidualne zdarzenie” – bez przecinka po „jak”.
      - „Świadom iż bez względu na długość tej gry” – przecinek przed „iż.
      - „ona jej nie zakończy, samej będąc wystarczająco przerażoną konsekwencją swych poczynań?” – sama będąc wystarczająco przerażona konsekwencją (…)
      - „utopionego w mgle” – we mgle
      - „Gdyby Niefortuna obdarowała cię tego wieczoru swą uwagą mógłbym obserwować twój upadek” – przecinek przed „mógłbym”
      - „Może i bym ci pomógł, jednak z radością doprowadził na skraj świadomości, upijał się twoim gniewem i bezsilnością” – doprowadził wpierw/najpierw na skraj świadomości (bo rozumiem, że o to właśnie tu chodzi?)
      - „Odsuwam się od okna, widząc jak” – przecinek przed „jak”
      - „Wsłuchany w twoje milczenie obserwuje jak unikając mojego widoku pozostawiasz wilgotny płaszcz na wieszaku, czyste lakierki przy drzwiach i odruchowo naciągając sweter niżej na uda, wyłaniasz się z ciemnego korytarza.” – poprawione zdanie: wsłuchany w twoje milczenie obserwuję, jak, unikając mojego widoku, pozostawiasz wilgotny płaszcz na wieszaku, czyste lakierki przy drzwiach i, odruchowo naciągając sweter niżej na uda, wyłaniasz się z ciemnego korytarza.
      - „zdążyłam w pełni przygotować” – łem
      - „choć wiem, żę po latach doświadczenia” – bez ogonka przy „e”
      - „odwlekając chwilę, w której zmuszony spojrzeć mi w twarz uniesiesz brodę.” – poprawione: odwlekając chwilę, w której, zmuszony spojrzeć mi w twarz, uniesiesz brodę.
      - „otumaniony perfumą twej bliskości wsuwam dłonie pod sweter” – przecinek przed „wsuwam”
      - „Łakomy satysfakcji obserwuję jak gniew i niechęć w twym spojrzeniu zastępuje żądza.” – przecinek przed „jak”
      - „Znam ten widok, nieustannie napawając się nim, każdego takiego wieczoru.” – bez przecinka po „nim” i zmieniałabym na „napawam się”, imiesłów tutaj nie pasuje
      - „półsłodkiego, czerwonego wina” – niepotrzebny przecinek, „półsłodkie” zawęża zakres „czerwonego” w odniesieniu do wina.
      - „Ze spokojem rąk i nadgorliwymi ustami obcałowuję twoje policzki, skronie, ogniste pukle, powolnie, męczeńsko zsuwając z nich czarny kapelusz, składając go tuż przy kubku z herbatą” – te „spokojne ręce” trochę mi tutaj nie leżą. Pewnie chciałaś przekazać, że jego ręce się nie spieszą, usta zaś tak, ale jak przeczytałam ten fragment to moja pierwsza myśl brzmiała: „co mają ręce do całowania?”. Ale to takie subiektywne trochę. Może szyk zdania zmień, czy jakoś to przeformułuj, albo zostaw, jak tam chcesz.
      - „widziałem przecież jak odrywają się od ciała.” – przecinek przed „jak”
      - „samozdyscyplinowania” – samodyscypliny
      - „lecz brak mi sił by rozedrzeć sakralną ciszę przyszłego umierania” – przecinek przed „by”
      No, i to tyle, trochę tego jest, na pewno nie wszystko, ale myślę, że większa część, także doceń moje poświęcenie xd

      Usuń
    2. *małe sprostowanie:
      mówiąc "fajne zaburzenie" nie chodziło mi o fajność samą w sobie, a raczej o to, że zaburzenie jest ciekawe, interesuje mnie pod względem poznawczym. "Fajne" to niewłaściwie słowo, trochę za bardzo przyzwyczaiłam się do tego, że gdy używam takich skrótów myślowych w moim studneckim środowisku, znajomi wiedzą, o co chodzi.

      Usuń
    3. Przez… trzy, cztery lata od kiedy tworze publicznie jest jedna rzecz która się nie zmieniła - przecinki. Chryste, dziękuje Ci za bycie mym przeciekowym sumieniem. Błędy poprawie jak siądę do komputera, bo jeszcze nie zwariowałam na tyle, by poprawić to wszystko na telefonie.
      Sama miniatura (bo u mnie w programie to miało raptem stronę z haczykiem) nie miała być wstępem do niczego, a jedynie urywkiem z dnia codziennego, obrazkiem. W takim zamyśle ją kończyłam, w moim odczuciu domyślając główny wątek ostatnim słowem. Jednak po skończeniu, przeczytaniu jej jeszcze raz, też doszłam do wniosku, że nadawałaby się na prolog do opowiadania, które i tak zamierzam z BSD napisać. Jednak to dalsza perspektywa, bo mam za dużo rzeczy do skończenia (Tułaczki się kłaniają, renowacja MgM no i to nowe gówienko, jak zwykle „miało być krótkie”... chyba w snach.) Ale dam Apaszce poleżakować, i może faktycznie za jakiś czas ją wykorzystam.
      Cieszę się, że się podobało, że nawet po tak długiej przerwie nie obrzydło ci moje marginesowe gryzmolenie. Aż mi ciepło na serduchu.
      Welp, teraz tylko czekać na Ciebie.

      Ps. „Samozdysplinowanie” jest celowym błędem

      Usuń
    4. I spokojnie. Rozumiem. Sama używam takich skrótów, mimo nie bycia jeszcze w takim środowisku. Ale zazdoszę, na mnie zawsze patrzą krzywo w takich sytuacjach XD

      Usuń