sobota, 20 sierpnia 2016

Bazyliszkowe Serce



Dobry, jest tu kto?
Tak więc... To na dole miało być pierwszym rozdziałem mojej perspektywy wspólnego opowiadania mojego i Yuki Yukiteru, ale skoro wstawiam to jako shota widać jak nam wyszło xd
Przy okazji informuję, że uległam i dałam się wciągnąć wattpada, więc zachęcam, bo zapowiada się taka mała wattpadowa pierdoła c: => klik
_________________________________________________________________________ 




Nieznośne oczekiwanie, dłużące się chwile, przeciekające przez zniecierpliwione palce. Rosnący stos skórzanych tomów, powielające się rozmowy odbyte w grobowym milczeniu. Ciągle powracające pytanie, które pozostaje bez odpowiedzi, które zawisło w szklanym więzieniu i które stoi na drodze pogodzeniu się z okrutną sprawiedliwością. A może to jednak niesprawiedliwością? Może była to czysta manifestacja władzy i wyższości brudnych Asów? Loki nigdy nie był Asem. Jest jedynie nędznym Jotunem, bękartem, łupem wojennym... jest niczym.
Tak… Dla nich jest niczym.
Cicha przysięga wypowiedziana w drżenie krat. Obietnica zemsty. Deklaracja prawdziwej siły wyzwolonej gniewem. Potężnym, nieokrzesanym gniewem, który otuli Asgard swym śmiercionośnym płomieniem i pozostawi po sobie jedynie pył, na którym odciśnie się jego śmiech pełen gorzkiej satysfakcji. Wtedy uniesie nad swą głowę koronę, uczyni się władcą tego zniszczenia, by wskrzesić z tych popiołów swój ród, stopiony na jego osobie.
I stanie się sprawiedliwość. Jedyna prawdziwa i słuszna sprawiedliwość, ona odkupi ich płynące krwią winy.

Strony powieści przewracają się z subtelnym szelestem, podszywają panującą ciszę wyrazistym echem. Wypełniają samotność dźwiękami opuszczenia. Runy mieszają się z angielszczyzną, przeplatając tworząc niezdecydowaną koronkę. Lśnią na delikatną zieleń, psocą, tworząc dzikie kombinacje niezrozumiałe dla tego, który nie potrafi między nimi lawirować. Słowa są czymś, co trzeba okiełznać. Słowa są jak ludzie. Ale ludźmi staruje się słowami, które należy uczynić posłusznymi. Trudną sztuką jest dominowanie. Trudną i przez nikogo nie docenioną.
Nuda zagłusza tok historii. Przerywa lekturę głośnym trzaśnięciem i odrzuca w najbliższy, pusty kąt, gdzie będzie ona dogorywać smętnie do końca czasu. Loki do niej nie powróci.
Światło załamuje się przy jego prawicy, rozlewa delikatnym ciepłem po karku. Dreszcz. Miły i nieopanowany. Podstępny i niepożądany. Będący chorym zaprzeczeniem palącej nienawiści, wzbierającej w nim dzień po dniu. Światło będące jego sumieniem. Będące zbyt mądrym, zbyt prawdziwym i zbyt czystym głosem by mogło ono należeć do kogoś mu podobnego.

- Loki… - ten pełen zawodu i nadziei ton, tak boleśnie wdzierający się pod zimną grubą skórę, niczym pod pancerz - Jak się czujesz? - zbyt szczere pytanie, zbyt… prawdziwie zmartwione.
- Nie powinnaś się tu pojawiać. Odyn ci zabronił - jego zbyt szorstka odpowiedź. I ten zbyt widoczny cień na jej zbyt łagodnym obliczu.

Ta relacja jest zbyt… bezlitosna i trująca dla obu stron.

- Odyn zabronił mi tu przychodzić, a ja wciąż przebywam w swej komnacie.
Zdobywa się na kpiący uśmiech i spogląda na nią. Jej spojrzenie przenika jego zgniłą z żalu duszę, polewając wszystkie cuchnące rany winem, które pali je boleśnie, oczyszczając z jątrzącego się brudu. Jej dłoń zamarła i opiera się o powietrze tuż przy jego ramieniu, które paradoksalnie oczekuje nieznośnie ciężkiego, ale prawdziwego dotyku. I jej prawdomówne usta wahają się w drżeniu, przepełnione ostrymi, lecz zarazem dającymi wiarę słowami, nad którymi nie posiada kontroli.
Frigga tym jest. Jest lekiem, który sprawia ból. Jest jego porażką, która pragnie złożyć mu w dłoniach ziarno wygranej. Jest bezsilną sprawiedliwością, która ze złamanymi skrzydłami jest w stanie jedynie obserwować tyranię swej ukochanej antagonistycznej połowy. Jest tym czym nie jest w stanie być Odyn. Jest prawdziwym rodzicem.
Matka to nie krew. To słowo, które definiuje człowieka kochającego.

- Jak perfidnie… I to mnie zwą bóstwem krętactw…
- Czyżbym słyszała żółć w twym głosie? - chwyta złocisty materiał sukni, przysiada na ziemi tuż obok.
- Skądże - rzuca w nicość ironiczny grymas - Ja i jakakolwiek zawiść? Absurdalny pomysł.
Władca Kłamstw ucieka od jej spojrzenia, obserwuje koronkowe kraty czystej energii, otaczające go bezwzględnym uściskiem niewoli Frigga cierpliwie śledzi jego oddechy, jego delikatne ruchy, jakby w oczekiwaniu.
- Wierz mi, Loki, pragnęłabym, by był to absurd. Może gdybyś…
- Gdybym nie był Jotunem? - warczy, rzucając jej niezadowolone spojrzenie szmaragdowych oczu, w który niespokojnie toczy się irytacja - Ale jak widzisz jestem i spóźnione są twe marzenia.
Królowa wzdycha, a ciemna plama zmartwienia rozlewa się po jej obliczu, konturując zmarszczki zmęczenia. Loki spuszcza wzrok.

Oczywiście… Nawet najpiękniejszy blask w tym chorym królestwie nie wyzbędzie się skazy swego pochodzenia, które w pustej teorii czynić miało najgodniejszym.

- Nie, Loki, nie o tym myślałam… Twoje pochodzenie nie jest dla mnie problemem, zawsze będziesz moim synem. Gdybyś uważniej przyjrzał się sobie i temu co cię otacza, zrozumiałbyś, że nie musisz nikomu nic udowadniać. Nie potrzebujesz korony i tronu, by dowieść swej wartości, gdyż władza nie jest jej dowodem.

Wstaje, rozkłada ramiona w pełnym bezsilności rozbawieniu. Suchy śmiech rodzi się w jego gardle, odbija echem po zimnej celi. Chodź powinien budzić lęk, brzmi żałośnie.
- Co więc nim jest?

- Rozsądek. Inteligencja. Umiejętności - zawiesza głos w pełnej niepewności pauzie - Szczere serce.
- Mówisz do boga kłamstw o szczerości? - prycha - To śmieszne.

I ona wstaje. Unosi głowę, by spojrzeć mu w oczy, wyciąga dłonie by ująć jego twarz. Jej palce rozwiewają się w delikatną mgłę, gdy tylko dotykają bladej skóry.

- Któż inny zna szczerość lepiej, niżeli kłamca? - pyta.

Właśnie… Kto?
I czym w ogóle jest szczerość? Jak odróżnić ją od kłamstw, którymi sami się karmimy? Czy szczerość jest prawdą, darowaną obcemu, czy może jednak fałszem, którego my sami jesteśmy świadomi?
Loki waha się, smakuje kolejne z pytań, zawisających w chłodnym i wilgotnym powietrzu złotej klatki. Jego ramiona drżą ze złości, z niezaspokojonego głodu odpowiedzi, niemożliwych do udzielenia samemu sobie. Szczere serce. Kłamca może je posiadać? Czy ON może posiadać jakiekolwiek serce? Nie zostało ono zmrożone w lód wraz z pierwszym z kłamstw jakich doznał i nie odeszło wraz z prawdą ukrytą w szatach tego kłamstwa? Bije ono gdzieś tam, przepełniając go właśnie tym dziwnym uczuciem, majaczącym na krawędzi frustracji i żalu? Jeśli tak, to czy Frigga ma prawo nazywać je „szczerym”?

- Masz je - kobieta odpowiada, jakby słysząc jego niepewność - Zakopałeś je gdzieś w sobie, przykryłeś beznamiętną krą, by stłumić jego żar. Ale masz je i jest ono gorętsze, i prawdziwsze, niż jesteś w stanie to sobie wyobrazić - jej wyrazisty kontur traci ostrość, kolory blakną, jakby płowiały i zlewają się w niewyraźne koło barw, przyprawiające o mdłość - Znajdziesz je sam, albo ktoś stopi ten lód, w którym je zamknąłeś.

Subtelna woń pomarańczy jest pożegnaniem, gdy jej figura rozmywa się w złocisty pył, pozostawiając go samego. Znów.

- Brednie - rzuca w ponownie nastałą ciszę, przysiadając na stopniu, tworzącym przedsionek granicy.
Dziwnie znajomy ból rozsadza jego czaszkę, przebija się przez zmęczone zmysły, zarzucając na nie mętny welon. Niecierpliwie spycha go w zakurzone kąty podświadomości, a on powraca, rozszarpując bezlitośnie umysł, układając jego pozbawione ładu skrawki w bezsensowne kolaże myśli. To uczucie, ono jest irytująco nieustępliwe. Powodowane głuchymi pytaniami, raz po raz powraca, przypominając o sprawach nieskończonych i nierozpoczętych.
Zmęczenie. Irracjonalne, fizycznie niemożliwe, gdy jedynym zajęciem jest jego brak. Obolały rozum, przeładowany scenariuszami, obrazami marzeń, rozprowadza po ciele senność, której Loki nie potrafi się wyzbyć. Permanentne znudzenie zdaje się tulić go do snu. Musi się go wyzbyć… Musi, bo przyniesie mu ono pełen męczarni zgon.


***

Jeśli wierzyłby w cuda, właśnie teraz byłby jednego świadkiem. I tym cudem nie byłby mężczyzna, którego figura niejedno złamała serce, a poziom inteligencji niejednego załamał, lecz samo jego pojawienie się. Niespodziewane, pozbawione motywu i logicznego wytłumaczenia. Paradoksalnie pożądane.

Delikatny chłód owiewający ciało i gorąc po nim następujący. Niekomfortowe uczucie wyobcowana we własnym ciele.
Spogląda w głębię lustra, umieszczonego po drugiej stronie celi, krzywi się zniesmaczony, wręcz obrzydzony, swym wyglądem. Owszem, bywał kobietą, swą prawdziwą manifestacją, ubraną w wdzięczne szaty płci pięknej, ale objawianie się w ciele TEJ kobiety jest wręcz gorszące. Proste, pozbawione blasku włosy, spływające po małym, oklapłym biuście, nieregularna figura, godny pożałowania wzrost, zupełny brak masy mięśniowej, twarz, pozbawiona oryginalności, jedna z miliardów identycznych, upstrzona wągrami i przebarwieniami. Uśmiecha się kokieteryjnie, powstrzymuje mdłości, widząc powstały na obcym obliczu grymas, niczym nie przypominający tego, którym on sam niejednego oczarował niebezpieczną i przebiegłą kobiecością. Dlaczego bóg w ogóle spojrzał na tę żałosną kreaturę? I jakim cudem zyskała ona jego uwagę? Niepojęte. Wręcz nierealne.

Wstaje. Maluje na jej obliczu zaskoczenie, strach, próbuje okiełznać te emocje, ułożyć je jak doskonałą maskę na twarzy, która jest zbyt szara i bezwiedna, by mogła posiąść choć odrobinę ekspresji. To wygląda zbyt sztucznie.
Ale działa.
Działa idealnie.
Kroki kierowane w jego stronę przyspieszają, stają się bardziej niespokojne.

- Jane! – głos niesie się echem po więzieniu, odbija szokiem i niedowierzaniem, podszytymi bólem, a ciało przenika przez złocistą siatkę, niemalże uderza w Lokiego, paraliżując swym ciepłem – Co ty tu…
- Boże… Thor! – Kłamca pozwala by jego głos drżał, by wibrował prawdziwym przerażeniem – Co ty tu robisz?! Gdzie ja jestem?! Boję się!
W błękitnych oczach odbija się dezorientacja, lęk. Silne dłonie chwytają go w pasie i drażniący oddech otula kark, gdy przyciska go do siebie w silnym uścisku. Gorąc. Bliskość. To niezrozumiałe uczucie. Irytujące. Obce.
Przestań.
Blondyn odsuwa go od siebie, ujmuje w duże dłonie jego policzki. Spojrzenie szczenięcych lazurowych oczu boga burzy przeszywa go obcym, krępującym wrażeniem. Nieprzyjemnie intensywnym.
Kocha ją, głupiec.
- Spokojnie, Jane Foster. Spokojnie. Jak się tu znalazłaś? - głos Thora zdaje się być niezwykle odległy, inny, obcy. Jest delikatny, cichy niczym szept, przesycony dziwną intymnością. Jest melodią, której Loki nigdy nie słyszał, a zawsze chciał odkryć i przekonać się czy faktycznie istnieje.
- Nie wiem! - szlocha, usilnie starając się ukryć uśmiech samozadowolenia - Co to w ogóle za miejsce?!
- To asgardzkie więzienie… Cela Lokiego… cholera… Jane, gdzie on jest?!
Mięśnie Thora napinają się w gotowości, falują pod opaloną skórą, czyniąc z niego niezwykłą, mistyczną figurę, pełną agresji i niepewności. Palce bezwiednie zacieśniają się na jego ramionach, zostawią sine ślady na alabastrowej skórze, które będą podejrzanie wyglądać, jak z powrotem przywróci sobie swą godną postawę.
- Thorze… - zdobywa się na ciche skomlenie, szarpie w jego objęciach – Co ja tu robię?
Gromowładny cofa się.
- Wybacz mi… Nie rozumiem… Pojawiłaś się tak po prostu? Może Heimdall… Nie, to bez sensu - jego niespokojnie kroki rozchodzą się po celi, a szkarłat peleryny pokrywa cieniami, gdy próbując pojąć niepojęte chodzi nerwowo po złotej klatce.

Delikatny dreszcz przepływa Lokiemu przez rdzeń kręgowy, niemal wyrywając z jego piersi chory śmiech.
Nie powinien.
Ale tak bardzo chce to zrobić.

- Thor…
- Tak, Jane? - Odynson kieruje na niego błędy wzrok, który po chwili wyostrza się i wypełnia zaskoczeniem.
Usta Thora są miękkie. Są delikatne, mięsiste i parząco gorące. Zamarły w szoku, ale teraz nieśmiało rozchylają się, nieświadomie wpuszczając Kłamcę w swe wnętrze. Zdają się być… tak pociągająco niewinne i dziewicze. Zagubione.

Gorzki śmiech rozlega się w więziennym pudełku niedoli. Loki odrywa się niechętnie od słodkich warg brata, starając się stłumić bezwzględną radość. Zamiera, czując kłucie pod skórą i przeszywające zimno, drży, gdy nadchodzi gorączka. Lustro w kącie uśmiecha się do niego uśmiechem ponętnych krwistych warg, lustruje go uważnym i zimnym spojrzeniem zielonych oczu, ukrytych pod markizą grubych czarnych rzęs. Wzdycha w ostatnim zrywie rozbawienia, spogląda na blondyna, przyglądając się sobie w jego oczach. Swej twarzy o ostrych rysach, nieprzeniknionej czerni gęstych włosów, smukłej, kobiecej sylwetce, pełnemu biustowi i idealnie zaokrąglonym biodrom. Oblizuje usta w wyuzdanym geście, kładąc dłonie na jego ramionach.

- Tak chyba bardziej ci się podobam, prawda?

Wspina się na palce. Wygłodniały atakuje zaczerwienione wargi, pragnąc znów poczuć ich nierealną istotę. Obejmuje je własnymi, pieści nerwowo językiem, bawi się nimi zębami. Pragnie więcej. Chwyta dolną, zmusza je by się uchyliły w zdezorientowanym jęku. Włamuje się do ich wnętrza, darując Thorowi jego pierwszy namiętny pocałunek. Drży pod wpływem gorącego grzechu, rozpływa się. Czy to kazirodztwo?

Silne szarpnięcie, bolesne uderzenie o marmurową posadzkę.

- Loki - warknięcie, przesycone nienawiścią i… tak, to ból mieszany z zawodem. Czyżby ten idiota naprawdę sadził, że jego, pożal się Boże, wybranka pojawi się w mrocznych i bezlitosnych celach Asgardu? Żałosne.
- Witaj, Thorze. Co sprowadza cię w me skromne progi? - zielonooki wstaje z gracją, chwiejąc się delikatnie na wysokich obcasach, podkreślających zgrabne nogi.
- W tej chwili chcę je jak najszybciej opuścić - pada pełna gniewu odpowiedź.
- Fufufu… czyżbym cię zawstydził? - podchodzi do niego, czule obejmuje dłońmi kark ukryty pod zasłoną jedwabistymi włosów - Masz brudne myśli?
- Jesteś obrzydliwy - znów pełne jadu syknięcie.
Mimo to, Thor nie odrzuca go ponownie. Obserwuje tylko z jawna niechęcią.
- Ja? Cóż za oszczerstwo - Kłamca drży, wstrząsany kolejnym śmiechem. Właśnie rozdarł zaropiałą, śmierdzącą ranę w sercu dumy tego królestwa i namalował zatęchłą krwią na jego twarzy portret cierpienia! Uczynił to własnymi ustami!
Ha… jak potężną bronią jest serce. Jak bezlitosną i niepowstrzymaną. Jedno serce byłoby w stanie zniszczyć świat… a nawet kilka. Tak… to niepozorne serce właśnie niszczy samego Thora Odynsona.
Jak dobrze, że Loki go nie posiada. Nikt już nie może nic mu odebrać.

- Zostaw mnie - apatyczne i pozbawione… iskry.
- To ty do mnie przyszedłeś - czarnowłosy uśmiecha się kpiąco - I jeszcze nie pozbawiłeś mnie mej zacnej głowy. Aż tak dobrze całuję? - wspina się na obolałych czubkach palców. Jego oddech delikatnie muska ucho blondyna, a głos cichym echem odbija się w małżowinie - Lepiej niż ta twoja mała dziwka Jane, nieprawdaż?

Oszałamiający ból. Nagły i budzący. Upada. Policzek płonie. Cień Asa przysłania myśli, a silna dłoń szarpie szyję. Zaciska się. Dusi. Odbiera świadomość sytuacji i władzę nad kobiecą formą.

- Powtórz to - wściekłość, ubrana w dwa słowa, w bezwzględny rozkaz, który nigdy nie zostanie spełniony.
Loki zawisa w powietrzu, jego wychudzone ramiona są niczym przy masywnych mięśniach, napiętych i pozbawiających go tchu. Dławi się. To ślina? Czy krew?
To krew.
Miedziana, ostra i gęsta. Spływa po górnej wardze, wypełniając usta swym paraliżującym, intensywnym smakiem. Dziwnie obca… Smakował kiedyś swojej krwi? Nie, nigdy. Ciekawe.
- Powtórz to!

Ale Loki milczy, powolutku i w ciszy ześlizgując się po śliskich ścianach przytomności. Dłonie Thora są duże, są silne, są niepowstrzymane. Zaraz go zabiją. Dlaczego się nie broni? Potrafi. Dlaczego nie zrobi tak prostej rzeczy, jaką byłoby uwolnienie nagromadzonych przez czas pokładów energii?
Jest w stanie… tylko przypatrywać się jego wściekłości.
Jego ciało zdobywa się wreszcie na odruch bezwarunkowy, słabymi dłońmi chwyta większe odpowiedniczki, bezwiednie zaciska palce na napiętych nadgarstkach. Przecież to śmieszne i żałosne… Nie potrafi się bronić. Jest… słaby… podporządkowany cudzemu scenariuszowi...
Dlaczego nagle jest taki słaby?!
O czym nie wie?!
Czego sobie jeszcze nie uświadamia?!

Upada. Jak lalka bezsił pada na posadzkę, krztusząc się, kaszląc, walcząc o każdy łyk powietrza, wypełniającego jakby ogniem jego płuca.
- To ty jesteś mały, Loki. To ty jesteś niczym.
- Nie bądź śmieszny… głupcze – szepcze przez obolałe gardło, krzywiąc się, bezskutecznie pragnąc zmotywować bezsilne kończyny do bolesnego ruchu. Drży. Ociera powolnym ruchem posokę, wyciekającą mozolnie z nosa.
- Ty jesteś głupcem – blondyn klęka przy nim, zaciska palce na czarnych kołtunach, szarpiąc silnie, zmuszając do pełnego słabości spojrzenia – Pomyliłeś się, popełniłeś za dużo błędów i nie potrafisz nawet zaakceptować sprawiedliwej kary.
- Kary za własną wolę?
- Za bezpodstawny terror. Za zdradę. Za masowe morderstwo. Za zhańbienie rodu Odyna. To tylko cześć twoich win, a kara jest stosunkowo łagodna.
- To nie kara, to zemsta. Twoja i tego starego kretyna, którego zwiesz ojcem.
- Jak śmiesz!

Uderzenie. Ból. Kolejne uderzenie. Większy ból. I znów. Krzyk. Raz po razie. Coraz silniej i wścieklej. Boska potęga skumulowana w ciosach, pełnych bezmyślnego gniewu. Loki nie ucieka. Chce… ale nie potrafi. Nie rozumiem… Dlaczego nie jestem w stanie zmusić ciała do walki!? Jego umysł czołga się zagubiony po sklejonych myślach, nie potrafiąc znaleźć odpowiedzi na to pytanie…

- No dalej, ubij mnie! – krzyczy szukając ochrony w słowach, zawsze to robi – Zrób to, a będziesz nie lepszy ode mnie!
- Śmierć byłaby wybawieniem dla ciebie.

Kłamca zamiera. Ten głos… inny. Obcy. Nie pasujący do gromowładnego bóstwa. Zimny, bezwzględny, zdecydowany. Dziwne, znajome uczucie skręca wnętrzności, ściskając je w bestialskim uścisku, wprawiające ciało w nieubłagane drżenie. Strach.
Nie reaguje, gdy przyciśnięty do niewzruszonej posadzki, zamykany jest w żelaznych objęciach kajdan, leżących dotychczas bezwiednie gdzieś wśród książek. Nie wyrywa się, powoli konając pod bezlitosnym spojrzeniem Thora, gromiącym go z niepojętą siłą, nierówną niejednemu z piorunów, wchodzących w artylerię bóstwa.
- Co…
Paraliżujący dźwięk rozrywanych ubrań. Przebudzenie, które nadchodzi na późno.

Wije się, w żałosnej próbie ucieczki. Próbuje krzyczeć, blondyn zakrywa mu usta, wydając wyrok. Nie… nie… To żart… Głupi odwet za tamto… Nie… Teraz wie. Teraz rozumie, dlaczego siła umknęła jego woli. To… niemożliwe. To nie powinno tak być.
On nie widzi jego strachu. Albo widzi, sycąc się nim.
Gorączkowo chwyta jego biodra, rozbiera go, pozostawiając nagim i bezbronnym. Czy to go karmi? Widok Lokiego pozbawionego władzy nad samym sobą?
- Puść mnie! Thor! Zostaw mnie!
Krzyczy. Lawiruje między zrozpaczonym błaganiem, malowanym świadomością, a żałośnie bezsilnym rozkazem. Dygocze.
- Daj mi spokój! – szarpie dłońmi. Bezskutecznie. Jest… bezradny. Skazany na jego łaskę. Nie dostanie jej. Wyrok już zapadł.
- Przestań się wyrywać – chwyta jego uda, wbija palce w bladą, delikatną skórę, tworząc blade sińce na jej płótnie.

Ból. Po prostu… ból.
Zniewalający, przejmujący całe ciało, odbierający cały tlen majaczący wokół ust, rozwartych w niemym krzyku, szarpiącym wnętrzności opanowane przez dreszcze.
Coś… wypływa… z niego…
Krew.
Krwawi ludzką krwią.
Z ruchem nadchodzi krzyk. Cichy, słaby, słony od łez. Łez? On płacze. Słone strumienie toczą się po jego twarzy, wymywając całą siłę, która jeszcze chwilę temu tliła się w nim, pragnąc go bronić.

- Ty… To ty jesteś potworem… - pozbawiony władzy, drżący, zniewolony przez ten ból głos wydobywa się w jego ust.

Kolejne pchnięcie. Za nim następne. I jeszcze jedno. Każde będące jak nóż wbijający się w głąb ciała, rozcinający go od wewnątrz, wyciskający z niego kropla po kropli jego błękitną czystość.
Za co…
Nie zasłużył…
Nie na to…
Dławi się. Coś ściska mu krtań, ciaśniej niżeli dłonie boga. Krztusi się, spluwając spazmatycznym szlochem. Głośnym, pełnym tego bólu. Szczerym.
Blondyn przyspiesza, jego gorący oddech otula nagą szyję, jakby składać na niej pocałunki z drwin. Ciało obija się o ciało, brutalnie i prymitywnie. Szybciej, szybciej, za szybko. On wzdycha, sapie, pojękuje z krwawej rozkoszy. Zaspokaja się jego cierpieniem, jego rozpaczą, barwi białym grzechem.

- Jane jest warta setki takich jak ty, Loki.

Wstaje i odchodzi. Tak… beznamiętnie. Zostawia go. Zbrukanego, zniszczonego, pozbawionego resztek jakiejkolwiek mocy. Zwiniętego na środku zimnej, pustej celi, samego. Mającego gorzkie widmo śmiertelnego pocałunku na spuchniętych od płaczu wargach.
Dlaczego… Dlaczego… Dlaczego…
Wilgoć. Wypełniająca klatkę piersiową, lodowato zimna ciecz. Zupełnie jakby… coś stopniało.


________________________________________________________________________
Sprostowanko dla tych, którzy nie są obyci z mitologią nordycką - Dlaczego Loki nie mógł się bronić? Jest to nawiązanie do przepowiedni, która przedstawia losy świata i bogów od jego początku, aż po Ragnarök.





11 komentarzy:

  1. Okay, to może na początku powiem, że to ja jestem tym skromnym człowiekiem, który tak usilnie prosił o jakiekolwiek materiały z tym shipem na jakiejś yaoicowej grupce.
    Żeby nie było: spodziewałem się po tym opowiadaniu chyba wszystkiego, tylko... nie tego. Przed samym przeczytaniem na myśl nasuwały mi się różne scenariusze, po pierwszych wersach wiedziałem już, że się nie rozczaruję, bo Twój styl, słowa, w które ubrałaś całe to opowiadanie po prostu mnie zauroczył i to właściwie od razu. W sumie... dopiero pod koniec zrozumiałem z c z y m tak naprawdę mam do czynienia. I wiesz co? Chociaż liczyłem na inny obrót spraw, na absolutne przeciwieństwo tego, co mi zafundowałaś, to wcale nie czuję się rozczarowany. Może tylko odrobinę krwawi mi serduszko, ale to bardziej kwestia dobrze oddanego klimatu i emocji bohaterów, to tylko plus dla Ciebie.
    Cholercia... w sumie nie wiem co powiedzieć, zaczarowałaś mnie chyba. Zbierałem podczas czytania fragmenty, które chciałem oznaczyć jako te "najulubieńsze", ale zanim zdążyłem dobrnąć do końca, to zrozumiałem, że jest ich po prostu za dużo.
    Mimo wszystko ten kawałek chyba kupił mnie... najbardziej, że tak powiem:
    "Któż inny zna szczerość lepiej, niżeli kłamca? - pyta."
    10/10, pozdrowionka lecą, chcę w i ę c e j.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Towarzyszu.
      Oghtfp jakże mi miło, że zauważyłeś mój komentarz, od kiedy jestem w tej grupie pierwszy raz ktoś mnie zauważył. Rumię sie… Do tego Twoje słowa pochwały, ogh tak mi miło. Przeżywam twórczy kryzys wiec nawet nie zadajesz sobie sprawy jak mnie podbudowałeś.
      Co do więcej… nie wiem jak z tym będzie bo nie siedzę aż tak bardzo w Marvelu, a moja wrodzona dokładność w pisaniu nie pozwala mi wchodzić cos bez znajomosci tego w każdym milimetrze. Cóż dla jednej miniaturki z Alice trzy dni siedziałam na wiki xd…
      Pozwól że spytam się nieśmiało - Czego oczekiwałeś? W jaki sposób miało by być przeciwnie?
      Grazie piękne za uwagę i zachęcam do lektury innych tekstów na blogu.

      PS. Przepraszam za opóznienie ale nie miałam internetu i siedziałam zamknięta w pojeździe mechanicznym z familią ;n;

      Usuń
    2. Oj, co do pisarskiego perfekcjonizmu, to bardzo dobrze to znam, sam zachowuję się w dokładnie ten sam sposób, jak najbardziej rozumiem.
      Hm, właściwie to bardzo chciałem zagłębić się bardziej w psychologiczną część Lokiego, tę pokrzywdzoną i zaniedbaną przez wszystko i wszystkich i chyba... dać mu troszkę miłości. Mimo wszystko mam straszliwą słabość do tej postaci i takie zbezczeszczenie go do samego końca aż mnie zabolało, seriooo. Ale spokojnie, masochista ze mnie, może nie poprawiło mi to opko humoru, ale zdecydowanie nasyciło moją spragnioną wrażeń czytelniczych stronę.

      Usuń
    3. Jeśli chodzi o psychologiczną część Lokiego… czemu czuję pokusę do pisania dalszej części samodzielnie?
      Boże, ja też kocham Lokiego, nawet jeśli większa słabość mam do jego mitologicznej wersji.
      Masochiści… we are everywere

      Usuń
  2. *pat pat* zaklepuję, idę czytać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. " Nie powinien.
      Ale tak bardzo chce to zrobić." - niemal jęknęłam, jezu, kocham.
      "Włamuje się do ich wnętrza, darując Thorowi jego pierwszy namiętny pocałunek. Drży pod wpływem gorącego grzechu, rozpływa się. Czy to kazirodztwo?" - mam dziwny uśmiech na twarzy, aż mnie ciekawi co będzie dalej... Myślałam, że robi to by odzyskać wolność, ale chyba nie... Ugh, czytam dalej.
      "tak, to ból mieszany z zawodem." - szczerze mówiąc, ten fragment chyba najbardziej mnie ruszył.
      Nie wiem, co Loki chciał osiągnąć... Na początku sądziłam, że chciał żeby Thor go wypuścił z więzienia. Potem, że chciał po prostu zabić nudę. Ale wydaje mi się, że nie o to chodziło. Coś w słowach Friggi go motywowało... Myślę, że chciał sobie samemu udowodnić że nie ma serca poprzez zabawę z tym, czego pragnął. Z tym, że on nie pragnął pocałunków Thora... uważam, że od długiej samotności pomyliło mu się pragnienie uznania z pragnieniem po prostu Thora, a jeszcze to z pragnieniem zirytowania Thora. Poznania jego brutalności. Był pewien własnej siły i tego, że cokolwiek by Thor nie zrobił, jest w stanie się obronić. Bo nie ma serca. Ale skoro jednak je ma, to nie potrafi? Fakt faktem piszesz że ma to związek z faktyczną mitologią nordycką (której niestety nie znam) ale takie by było moje wrażenie bez tej wiedzy.
      Sam fragment gwałtu... Szczerze mówiąc pozostawił mi niesmak. Niby wiem, że Thor nie należy do cierpliwych, i po dłuższych przemyśleniach byłby zdolny do gwałtu w takiej sytuacji, to jednak... Nie wiem, co mam o tym myśleć. Moim pierwszy odruchem była myśl "przecież Thor by nie skrzywdził w ten sposób kobiety, nie kiedy sam jedną kocha"... Ale mogę się mylić. Znam tylko Thora z filmu. Natomiast cała ta scena aż krzyczy tym, jak bardzo Loki nie dowiódł swojej teorii o braku serca. Krzyki, płacz, ból, krew... I to stopnienie na koniec. Stopniała bariera, którą odgrodził siebie od swojego serca. I powiem szczerze, jest to nietypowy sposób, ale układa się to w całość.
      To naprawdę niesamowite. Zarówno w pokazaniu wątków, których czytelnik musi sie domyśleć z połączenia faktów jak i pod względem analitycznym... Moim podsumowaniem są słowa, że Loki tylko chciał... czuć. Ale zbyt wiele lat z daleka od serca sprawiło, że jego idea odzyskania serca spaczyła się... I doprowadziła do tego. Nie wiem też, czy naprawdę rozumiem postępowanie Thora w tej historii, ale... da się je logicznie uargumentować.
      W skrócie mówiąc, kocham. Choć znalazłam kilka błędów ortograficznych i interpunkcyjnych to już mniejsza o nie. Oby tak dalej ;D Buziaczki!

      Usuń
    2. "Odbiera świadomość sytuacji i władzę nad kobiecą formą." - Loki nie był już kobietą w czasie tego.
      W sumie zapomniałam, że nie wytłumaczyłam dlaczego Loki to zrobił. Znaczy… Dla mnie autorki jest to logiczne, ale w dalszej części nienarodzonego opowiadania miała się pojawić rozmowa Thora z Lokim i miało to zostać wyjaśnione… Kuhwa… nagle podkusiło by napisać kontynuację.
      Z początku Loki chciał się zabawić uczuciami Thora, tak jak ten zabawił się jego. Bo Loki ufał Thorowi jak byli dziećmi, ale potem pojawiła się między nimi przepaść, kiedy gromowładny zaczął przejawiać cechy typowe dla Asa, a Loki był coraz to bardziej wycofany. Ogólnie bardziej posiłkuję się tu mitologią, gdzie to Loki jest czymś rodzaju demona, wyrwanego z Pandemionium, z czystego chaosu, gdzie jest przebiegły, inteligentny i co najważniejsze jest czystym ogniem i posiada odpowiedni temperament (pomińmy wzmiankę, że jest rudy i leży gdzieś przy korzeniach drzewa świata z wężem nad głową i jadem kapiącym na twarz aż po Ragnarök). A później myślę, że chodziło tylko o skrzywdzenie go, bolesne i dosadne. O słowa. Bo w mitologii nordyckiej słowa mają ogromną moc, a Loki jako bóstwo kłamstwa wie o tym najlepiej.
      I myślę, że udało mu się po części uzyskać zamierzony efekt. W końcu Thor w ataku nienawiści i żalu odpłacił mu się w najbrutalniejszy sposób jaki umiał.
      Mam nadzieję, że co nieco wyjaśniłam i nie wyszłam na mądralińską xd.

      Ściskam c:

      Usuń
    3. Ja tutaj tworzyłam teorie spiskowe a to było takie proste xD

      Usuń
  3. Ojojoj od czego mam zacząć ;n;.
    Twoje prace są u mnie zawsze na plus, pomysł, słownictwo, styl 11/10 kocham i szanuje, a Ty o tym wiesz.
    Kocham Lokiego, lubię Thorki, wmawiam sobie, że tak naprawdę nie są rodzeństwem i jakoś się żyje xd.
    Bardzo podobał mi się początek, lizanko, smyranko - mniam, mam zaciesz.
    Gwałt trochę to wszystko obrócił ;n;.
    Zwyczajnie ich nie lubię... bardzo i nic na to nie poradzę, więc nie przejmuj się w pełni moją opinią.
    Podsumowując wszystko było świetnie dopóki nie doszło do czego doszło, nie przemawia do mnie taka forma, nawet jeśli miało to być własnie brutalne "odwdzięczenie" się za krzywdę spowodowaną słowami.
    To chyba tyle.
    Sori ;n;
    Lofki i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdemu misi się wszystko podobać c; Cieszę się, że przeczytałaś i zostawiłaś po sobie ślad.
      Btw Thor i Loki nie są rodzeństwem ani w mitologii ani w komiksach

      Usuń