Zieleń to piękny kolor. Ma niesamowite właściwości,
rzekłbyś magiczne. Jest jak mód wylewający się na głębokie rany i jak cicha
melodia strumienia roznosząca się w okowach mosiężnej klatki, pełnej głodnych
ludzkich bestii. Zieleń jest lekiem na szarość dnia, rozdziera tę bolesną w
swej nudzie płachtę codzienności.
Co czuł, gdy pierwszy raz szmaragdowe spojrzenie
zatrzymało jego serce na moment tak krótki, że nie wyrządzi szkód na zdrowiu, a
tak długi, że uświadomił go w bolesnej prawdzie?
Jak można mieć tak piękne oczy?
Jedynie to się dla niego liczyło, jedynie to wypełniło
jego myśli. Ten fakt był na tyle istotny, że przyćmił jakiekolwiek inne bodźce.
Rzeka czasu mijała go, jak skałę tkwiącą bezsilnie w grząskich piaskach
świadomości, obmywała bezlitośnie zostawiając głębokie bruzdy w postaci
niezadowolonych spojrzeń na jego skórze.
- Yyy... Cześć? - rzucił pławiąc się w błogości
odmóżdżenia.
Piękne oczy zgromiły go niezadowoleniem, wręcz
zirytowaniem.
- Odsuń się, nanodayo - pewny głos, przecinający skorupkę
ogłupienia w jaką zaklęte było jego ciało.
- Yyyy...
- Shin-chan, z nim jest chyba coś nie tak...
Słowa intruza wytrąciły go z matni buforowania myśli.
Natychmiast się zreflektował.
- Jestem Yukieteru Yuki, dopiero trafiłem do waszej
szkoły. Miło mi was poznać - przywracając na bladą twarz głupkowaty uśmiech,
przedstawił się miłym, wręcz słodkim do porzygu głosem.
I można by było pomyśleć, że to radosne dziecko tęczy,
zapominające niekiedy, co to mózg, spedalone od chwili poczęcia, gdyby nie
myśli rozrywające jego czaszkę, otoczoną średniej długości srebrnym kołtunem.
Durny wyszczerzony przydupasie, jak zaraz stąd w
podskokach nie spierdolisz, urwę ci jaja i cię nimi uduszę.
- Oh! Jak nam miło, ja jestem Kazunari Takao, a to
Midorima Shintarou - niechciany, przeklęty osobnik w uśmiechem wskazał na
przystojnego osobnika, plamiąc jego imię swoim głosem - Nie wiedziałem, że mamy
nowego ucznia. Jakim cudem, zauważyłem cię dopiero wychodząc ze szkoły?
Bo jesteś ślepym debilem. A teraz spadaj, bo zasłaniasz
mi widok na Shintarou.
- No jakoś tak... Najpewniej nie jesteśmy razem w klasie
- odparł pozornie uprzejmie, a w kiszeni już otwierał mu się nóż.
- Z jakiej szkoły do nas przyszedłeś? - blade, wąskie idealnie
wykrojone usta, komponujące się żywą zielenią tęczówek i grymasem wiecznego
niezadowolenia, poruszały się z dokładnością układając słowa. Wiatr wpadający
pod pokryty słońcem dach zmierzwił ich włosy, zaniósł do Yuki’ego zapach
zielonej herbaty, którą otoczony był Midorima i która tak perfekcyjnie oddawała
jego charakter. Cierpki i odpychający, ale kiedy zajrzysz pod otoczkę
pierwszego łyku, zakochasz się bez pamięci i zapragniesz więcej. Utoniesz w
hektolitrach trunku o intensywnym gorzkim zapachu, zatracisz się w tej
delikatnej zieleni, mieszanej ze słoneczną żółcią, jeszcze chłodnego poranka.
Odetchnął głęboko, zaciągnął się aż po kres.
- Przyjechałem z przyjaciółmi z Europy. Jeden z nich
przeprowadził się tu ze względu na brata, a ja przyjechałem razem z nim –
odparł po chwili zawieszenia.
- Czy twoi przyjaciele, również wstąpili do Shutoku? –
opajał się zdecydowanym, szorstkim głosem, zahipnotyzowany obserwował bladą
dłoń poprawiającą zsuwające się okulary.
- Nie. Do Rakuzan i Kaijo. Ja się uparłem, by pójść tu.
To magia. Zielone zaklęcie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz