niedziela, 5 kwietnia 2015

Mann gegen Mann 6

Spokojny oddech, skraplający się w obłoki białego dymu, unoszącego się aż po zniszczone sklepienie. Bicie serca odmierzające biegnący nieubłaganie czas, jak zegar którego nie można oszukać. Odmierza powili minuty, umykające sprzed jego dłoni, jak spłoszone motyle o skrzydłach srebrzystych, delikatne i ciężkie, mogące nieść śmierć w milczeniu ich mijania. Traci czas... Dlaczego nie może wykonać ruchu? Trwa w zawieszeniu, niezdolny do ucieczki.
„Skup się... Ashe... skup się na grze...”
Łyka zimne powietrze, uspokaja serce-zegar który przyspieszył z podekscytowania rozchodzącego się po jego ciele. Przepełniony dziwną pasją robi krok w przód. Cofa się. Usta rozszerzają się niezdrowym uśmiechu, nie wyrażającym jakiejkolwiek radości, mającym przyspieszyć krew w żyłach przeszkody, która wyrosła przed nim.

Po atakach rodzi się w nim dziwna siła. Dziwna moc, wypełnia jego żyły. Tak pragnie czuć na swej skórze pot, ocierać dłonie o szorstką powierzchnię, zlizywać ze swych warg smaki wysiłku, topić się w błogiej krainie rozkoszy. Czuć to... coś. Antagonistyczny stan do paniki. Do strachu i niepewności. Ale nie bezpieczeństwo i nie pewność. Coś innego... ale przyjemnego. Kojąco chłodny niczym śnieg zalegający między różanymi klombami, przyjemnie szczypiący, powodujący czerwone pręgi rozlewające się na skórze.

„Skup się! No już!”

Ciężar ciała w tył, odciążenie kręgosłupa stanem bezwładzy. Krok w prawo, równowaga łapana z łatwością i gracją. W lewo, długi, szybki ruch. Piłka odbija się o zniszczony parkiet, wilgotny od zmęczenia, głośno i silnie. Ashe lawiruje, jakby w tańcu, otoczony wianuszkiem bezpłciowych, głośnych skał, które go nie sięgną, które nie wykonają ruchu zdolnego by go zatrzymać.
Znów krok w przód, szybki, dezorientujący niepotrzebny ruch.
- Odsuń się.

Szatyn chwieje się. Jego ciało leci bezwiednie. Chodź widzi swoją porażkę, nie umie jej powstrzymać. Robi ten krok w stronę przegranej. Cofa się.

Krok w tył. Kozioł w przód. Goni piłkę lecącą przed siebie prosto w ręce przeciwnika. Jego dłoń czule obejmuje jej szorstką, śliską powierzchnię, nim czerwono-czarnowłosy zdąży zareagować. Przystaje. W prawo. Nie... W lewo, po wewnętrznej, przy ścianie. Głośny oddech za plecami, Izuki się zreflektował. Jest dziesięć kroków za nim. Osiem. Pięć.
Do tyłu i pod nogami. Wykluczone, jak się cofnie zmniejszy odległość od Sokolego Oka.

„Dwadzieścia... piętnaście...”

Piłka leci za jego plecy, uderza w zaskoczone dłonie. Brązowe oczy rozszerzają się zdziwione, bursztynowe błyszczą zadowolone z wyższością wpatrując się w karminowe tęczówki przed nim.

- Czy ty...
- Owszem.

Obserwuje w bezruchu jak umięśniona figura biegnie pod kosz. Pot spada z krótkich kosmyków Teppeiego, gdy silne nogi odbijają ciało aż na wysokość obręczy.

50 : 42

Jego włosy ciągną się welonem za nim. Opadają na oczy, łaskoczą pogryzione wargi. Pachną lasem. Sosnową igłą uwiezioną gdzieś między szorstkimi pasmami, złocistym sokiem który nadaje im blasku, mchem który nie raz swą miękkością uwiódł go i oblał czarne pasma świeżą deszczówką podberlińskich lasów.
Chwyta w zmęczone ręce pomarańczową kulę. Bolą. Czerwone i poobcierane.
Znów blok.
Śmieszny błękitnowłosy chłopczyk staje przeciw niemu.

- Jeden na jednego?

Poważne oczy potraktują.
Krok w tył. Znów cofa się od swojego przeciwnika. Coś uderza o parkiet po lewej. O metr dalej kolejne uderzenie.

Ptak śpiewa za oknem. Słowik.
W krzakach wiewiórka grzebie w mokrym listowiu.
Krople iskrzące w nieśmiałym słońcu jak diamenty, spadają z gzymsów i uderzają o trawe zatopioną w błocie.

Jak głośno.
Tuzin bijących serc, tuzin oddechów.
Jakby orkiestra chwili zebrała się przed nim, prezentowała swój najpiękniejszy utwór. Omamiła niewyobrażalnym hałasem.
Odgłos odbijanej piłki obija jego czaszkę od wewnątrz.
Jak głośno.
Aż boli... Jakby gwoździe wbijały się w jego bębenki.

- Ashe-kun?
- Cicho...

Dwaj przeciwnicy po bokach. Stąpają głośno. Są zmęczeni. Ich umysły przyćmione są przez poranek.

Ah... No tak...
Bardzo się boją?

Tak. Zapach strachu jest silny.

Ten po prawej robi krok w przód, szykuje się do ataku.

Piłka leci w bok. Mija wyciągniętą dłoń błękitnowłosego, uderza o parkiet. Wylatuje w powietrze, jest jak ciemne słońce, centrum ich świata. Spada, gdy rozlega się gwizdek. Paraliżujący dźwięk przerywa walkę, każe głodnym zwierzom schować kły.

- Koniec! Pięćdziesiąt do czterdziestu dwóch, wygrywa drużyna Hyugi!
Dziewczyna zszokowana obserwuje zmęczone twarze zawodników.
- Ashe, podejdź tu!

On zataczając się podchodzi. Wiatry wykończenia pchają go, przewracając. Pot spływa po skroniach, karku, drżących nogach.

- Tak, trenerze?
- Siadaj, bo jeszcze nam tu padniesz.
Opiera się o ścianę, zsuwa na zimną posadzkę. Obserwuje, nasłuchuje jak Riko podchodzi do rozemocjonowanych chłopaków. Jej drobne i ciche kroki kontrastują z silnym dudnieniem ich kroków.
Czuje spojrzenia innych, one powodują dziwne ból w jego wnętrzu.
Inny... Niebezpieczny... Niepożądany tu...
Zabawne jakie znajome. Jak kopia idealna berlińskiej fotografii nowości identycznego stanu wyobcowania, żmii wśród niewinnych koni, jadowitej istoty, potrafiącej umieścić spojrzeniem zimnych oczu.
Znajome spojrzenia, znajome gesty, znajome szepty...

- Cholera... Dobry jest. Do tej pory grupa Hyugi nie mogła sobie poradzić z Kagamim i Kuroko. A teraz...
- Przerażające... Jakby jego pole widzenia nie miało granic. Wiedział o każdym ruchu na boisku.
- Szybki jest.
- Ale wciąż niebezpieczny. Widzieliście co było rano. To psychol.
- N-nie mów tak, Kawahara!
- Furichata, przecież sam byłeś świadkiem. A może potrzebujesz, by i na tobie uczył tej swojej „tresury”?
- N-nie!

„Tak jakby to moja wina była...”

Troszkę zabolało. Troszkę.

Rozmowę, cichą żywą wymianę zdań, przerywa dziewczęcy głos, pozornie cichy, ale dla niego niczym krzyk rozdzierający płachtę szumiącą niespokojnie.
- Radzę wam milczeć, on was doskonale słyszy - jej słowa są dziwnie niepewne - No dobra, koniec na dziś. Wieczorem po kolacji spotykamy się przed salą - to już ogłasza głośno - Tylko ubierzcie się ciepło!
Zdziwienie maluje się na ich spoconych obliczach.
- A po co?
Ona uśmiecha się tajemniczo. W jej brązowych oczach jaśnieje dziwny sadystyczny błysk.
- Niespodzianka. A teraz wynocha i ogarnąć się, mapie dwie i pół godziny!

***

Umysł jak jaskinia bez pochodni przemierzana, mroczny i pusty. Jedynie echo odbija w jego zimnych ścianach krzyki o niewiadomym pochodzeniu. Płacz. Znajome łkanie, bezlitośnie ściskające gardziel.
Dlaczego tak znajome...?

- Nieprawda... Łżesz!

- Sei-chan... Uważaj, zaraz zsuniesz się z siodła...

I nagle w jaski rozpala się kamienny krąg, a iskrą jest głos, tak jak głos ten ogień gasi ponownie.

- Seijuro... Widziałeś, dalej trzymając ten fakt w sekrecie?

***

Szum wody maskuje cichy śpiew, niemieckie nuty rozpięte na pięciolinii głosu. Wyraźne, drżące ale pewne. Komponujące się z muzyką kąpieli, błądzące po kafelkach na ścianach i w zaparowanym powietrzu.
Szampon czule masuje skórę głowy. Zmywa z szorstkich pasem brud i pot, piana spływa po jego obolałej skórze, pokrytej zasinieniami, jak fioletowo-zielonymi kwiatami rozkwitającymi na bladej cerze.

Pieśń urwana w połowie.

- Ashe?
- Już wychodzę...

Akompaniament wody milknie, zimno owiewa jego ciało, powoduje gęsią skórkę pokrywającą go całego. Bose stopy zostawiają mokre ślady na kafelkach, biały ręcznik zdobiony kwiecistym wzorem pieści skórę, zbiera zimne krople wody, chłonie wilgoć z włosów. Umykające ślady iskrzą się, mienią jak kryształy, wtopione w jego skórę. Ubierając ciemnoczerwony, zdobiony czarnymi kwiatami szlafrok, czuje znajomy zapach drewna i olejków do kąpieli. Uśmiecha się tęsknym uśmiechem i zawiązuje pasek.
Głupi przedmiot, przywołuje fotografie w pamięci, stare korytarze wypełnione galerią portretów, zapachem sosny, śmiechem. Łaźnie krzyczące żywymi rozmowami i kłótniami. Salony pełne zabawy, muzyki, tańca i dziecięcego bełkotu w kątach.

- Ashe, no... Wychodź!
- No już! Czekaj!

Zawija włosy w ręcznik. Wychodzi, uderza twarzą w nagrzany tors. Czuje intensywny, męski zapach.
- Nie stój mi na drodze.

Spojrzenie brązowych oczu pali go ogniem. Jakby najprawdziwsze płomienie lizały jego oblicze, wkradając się głęboko w skórę. Wyżerają jego tkanki z radosnym skwierczeniem, znów i znów, wędrują po policzku, szyi, głaszczą ramię, pierś, plecy. Kąsają, spijają gotującą się krew na cierpiącej skórze.

Kremowa kwiecista tapeta zwija się, miękki dywan pokrywa się czerwono-złotym ognistym ornamentem, a stojący w kącie drewniany koń rży w cierpieniu, piszczy smagany przez żar.
- Papa!
Krzyk chłopca rozdzierający cichą melodię zniszczenia. Paniczny krzyk dziecka, pełny bólu, pełny przerażenia i zagubienia. Nie widzi konającego w pożodze ukochanego pokoju, korytarza, mieszkania.
- Ashenpunttel! - zduszone nawoływanie.
- Hilfe! Papa, Hilfe!
- Ich komme! Spokojnie!

- Ashe? Ashe?!
Mruga zaskoczony. Wyłowiony z palącej się komnaty, rzucony w bystre wody rzeczywistości.
- Tak?

Teppei zmartwiony przygląda się półobcnej twarzy Niemca, będącej jak zamyślona figura wyrzeźbiona z uwagą z kararyjskiego marmuru. Ashe jest jak posąg. Jak rzeźba księcia, nadgryziona przez kataklizm.
- Twój policzek...
Nie rozumie, ale jego palce nagle znajdują swe przeznaczenie na delikatnej skórze. Wędrują po jasnej plamie, czule głaszczą rozlewającą się po przystojnej twarzy skazę.
- Ah... To - rozświetlone bursztyny gasną. Usta drżą w kącikach - Zignoruj - zimny głos, jest jak wiatr. Bezlitosny w swym chłodzie i obojętności.

Ale dłoń Kiyoshiego wędruje dalej, przekrada się przez policzek, muska szyję, a jej dotyk powoduje zimny dreszcz. Brunet przyciąga do siebie go za kołnierz szlafroka, delikatnym, spokojnym ruchem rozplątuje supeł sznurka, nakazuje kwiecistemu materiałowi opaść dumnie na zniszczony parkiet.
Naga istota zapiera dech. Ciężko wypracowane mięśnie drżące pod bladą skórą, długie pasma, które opuściły turban, opadające na smukłą sylwetkę, długie, szczupłe nogi sportowca, ramiona nienależące do koszykarza, delikatne i szczupłe, ale silne, nieśmiało zarysowane, płaski brzuch, mieniący się srebrny kolczyk. Piękny, ale i bardzo męski w tym zniewalającym pięknie.
Tylko... Ta rozlewająca się plama, po której z wolna wędrują palce Niekoronowanego Króla. Pierś falująca niespokojnie, niezręczne opuszki szturchające wrażliwy, zaróżowiony punkt. Potem plecy. Niemal całe, drżące pod jego dotykiem. Lewa łopatka, potem aż po lędźwie, niżej zatrzymując się na lewym pośladku.

- Jesteś gejem, czy jestem aż tak zniewieściały, że cię poniosło? - dłoń Nikumiego zaciska się na jego nadgarstku.
- Co ci się stało? - pyta ze smutkiem przyglądając się jego twarzy.
- Nie widzisz? Poparzyłem się - kolejna obojętna odpowiedz. Nic nie znaczące spojrzenie.
- To straszne...
- Nie straszne, tylko duże.
- Kto ci to zrobił?
Blade wargi Ashe zaciskają się w cienką linię, oczy mrurzą zirytowane. Niczym krzew różany rozrasta się wokół niego ostrzegawcza aura. Kusząca, ale niebezpieczna.
- Co cię to obchodzi? - jadowity syk, jakby kobry.
- Martwię się. Jesteś moim kolegą z drużyny.
- Ale to moja sprawa.
Kiyoshi ignoruje jego sprzeciwy, nie obchodzą go. Obchodzi go jedynie blizna pokrywająca lewą cześć ciała czarnowłosego, bezczelnie pożerająca jego skórę o strukturze gładzonego kamienia.
I nagle pada cicho, niepewnie, jakby przez niewidoczną granicę snu - Matka.
Teppei zamiera. Przesłyszał się?
- Słucham?
Bursztyny nikną pod powiekami obszytymi czarnym wachlarzem, ciężki oddech zamiera w piersi.
- Matka mnie nie chciała. Położyła ogień w moim pokoju - mówi, ale nie do rozmówcy. Opowiada swą tragedię pustym ścianom.
- Ile miałeś lat?
- Pięć, może sześć... Bałem się. Byłem sam. Ojciec... On po mnie wrócił. Uratował mnie. Wrócił po leki... Ale nie wyszedł już z mieszkania. Przygniotła go belka... - głos zduszony przez przeszłość, jak przez chustę nasączoną krwią.
- Ashe... Tak mi przykro.
Co innego można powiedzieć w takiej chwil? Jakie słowa oddadzą dziwny ciężar jaki zaległ w piersi Kiyoshiego? Ciężar, którego nie może zignirować, a który tak uciążliwy jest w swej obecności.
Jakim trzeba być potworem, by swemu własnemu dziecku… by swe własne dziecko wysłać w bramy piekła, dać na pożarcie ognistym bestiom?

- Zabierz rękę - nagle, chłodno i bezdźwięcznie.
- Co?
- Weź tą łapę z mojego tyłka. Teraz!

Teppei odskakuje od niego zażenowany.
- Oh... Wybacz.
Chwyta z ziemi szlafrok, opatula się nim szczelnie, jakby pragnąc najlepiej ukryć skórę zniszczoną przez płomień, chcąc udać, że nigdy nie widziały jej czyjekolwiek niepożądane oczy.
- Ashe... Dlatego nie chciałeś wejść do wody? Bałeś się... pokazać tę bliznę? - czuje na sobie nieśmiałe spojrzenie brązowych oczu, nachalne, powodujące dreszcze przebiegające po kręgosłupie.

- Ja się już niczego nie boję - odpowiada zimno, wiedząc jak dalece odbiega od prawdy - A teraz idź się umyj. Chyba nie myślisz, że jakikolwiek koń weźmie cię na swój grzbiet takiego cuchnącego.
- Koń?
- Ty chyba nie myślisz, że w ramach niespodzianki będziemy grać w krykieta.






No więc. Spóźnionego najlepszego i niech Wam jutro będzie mokro!
A co do rozdziału, ja osobiście jestem z niego dumna. Umiarkowanie, ale dumna. A to za sprawą mojej Babci, bardzo ważnej dla mnie osoby, która, gdy jej przeczytałam nie wiedziała z początku co powiedzieć, a kiedy dała już radę, to wyznała że jest zachwycona. Naprawdę jestem szczęśliwa. Wniebowzięta.
Szósty rozdział, a Aze (bo tak czyta się skrót imienia Ashenputtel) już dupą świeci, do tego Teppei go maca. Wymknęło mi się trochę spod kontroli. A w sumie miałam ich przeruchać w poprzednim, ale dałam sobie spokój. KagaKuro już się pieprzyli w pierwszym. No i podteksty z AkaReo *-* mam nadzieję, że ktoś wyłapał. Ale pierwszy raz o dawna podoba mi się to co naskrobałam. Mam ogromną nadzieję że się nie przeliczyłam ;-;




7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Zacznę od playlisty, nie obrazisz się, nie? Zresztą nie masz wyboru xd
      DODAŁAŚ LET ME HEAR, KURWA, JAK PRZY TYM ŚWIETNIE CZYTA SIĘ MGM... Zakochałam się w tym utworze od chwili od pierwszego wejrzenia, kiedy mi go pierwszy raz puściłaś. Tak dobrze mi się przy nim pisało... I jeszcze My Secret Friend... kocham ten utwór. A DZIĘKI KOMU GO ZNASZ, NO DZIĘKI KOMU? KTO CI POKAZAŁ TĘ ZAJEBISTĄ AMV-kę GEJOWOCOSPLAYOWĄ? OH, JESTEM TAKA ZAJEBISTA.

      Dobrze, przechodząc do rozdziału;
      wiesz, że staram się nie narzekać na błędy, bo rozumiem ból pisania na telefonie ('MÓWISZ DO MNIE JAK TELEFON CLD'), ale to to weź popraw co? Bo strasznie razi po oczach:
      1) 'Jest dziesięć kroków na nim.' - 'za', nie 'na'. Jaki podtekst Ci z tego powstał..xd
      2) 'Tylko uwierzcie się ciepło!' - ubierzcie
      Łok, to takie dwa duże.

      A teraz rozdział;
      kurwa.... zeszłam. Normalnie zeszłam. Ja pierdole. Umarłam. Zabiłaś mnie. Nie istnieję. Zgon. Całkowity zgon kurwa.
      Ta scena, kiedy Kyoshi maca Ashe... ten opis.... KURWA MAĆ, CHCESZ ŻEBYM ZALAŁA DOM POWODZIĄ MOJEGO ORGAZMU?! ŻESZ KURWA, TO BYŁO TAK ZAJEBISTE, ŻE WRĘCZ TAM ZESZŁAM NA ZAWAŁ!
      'Tylko... Ta rozlewająca się plama, po której z wolna wędrują palce Niekoronowanego Króla. Pierś falująca niespokojnie, niezręczne opuszki szturchające wrażliwy, zaróżowiony punkt. Potem plecy. Niemal całe, drżące pod jego dotykiem. Lewa łopatka, potem aż po lędźwie, niżej zatrzymując się na lewym pośladku. '
      CHCESZ MNIE MIEĆ NA SUMIENIU?! CHCESZ, ŻEBYM CIĘ POTEM NĘKAŁA JAKO DUCH, BO NIE ZDĄŻYŁAM PRZED ŚMIERCIĄ POKROIĆ ŻADNYCH ZWŁOK (legalnie)?! NO CHCESZ?!
      Ja pierdolę.... serio, nie potrafię powstrzymać języka, kiedy myślę o tej scenie (nie żebym normalnie to robiła, no ale kurwa). Mam ochotę kurwić tak głośno jak się da, kurwić, krzyczeć, piszczeć, rozrywać sobie gardło, rozdrapywać pierś i rzucać moim poruszonym sercem o ściany, a totalnie zachwyconym umysłem natrzeć Twoją twarz. Ten opis był tak piękny, TAK PRZEKURWIŚCIE EROTYCZNY, TAK SEKSOWNY, ŻE NO JA PIERDOLE, TAKIE OPISY POWINNY BYĆ KARALNE.

      Usuń
    2. Niby do niczego nie doszło, a ja niemal doszłam na krześle, wystarczyła mi wędrówka dłoni Kyoshiego po nagim ciele Ashe, żebym mogła totalnie odpłynąć do krainy jebanych, mrocznych jednorożców hasających po czarnej tęczy! CO TY ZE MNĄ ZROBIŁAŚ.....
      A ten opis gry na początku... kurwa, Eio... porównanie do życia leśnego było tak idealnie na miejscu, tak trafne, że myślałam, że za chwilę zaślinię całkowicie mój ekran. Serio. Ashe pachnący lasem, czujący życie wokół niego, tak jakby był nadrzędną częścią natury... Ja pierdole, genialne.
      Fragment z Akaszem... bardzo tajemniczy. Aż nazbyt, za cholerę nie mogę się zdecydować, od której strony zabrać się za jego rozszyfrowanie. A motywy AkaReło są moim zdaniem wyczuwalne, ale to ja, w końcu ten parking był moją sugestią, więc moją oceną kierować się nie powinnaś w tym wypadku.

      'Ona uśmiecha się tajemniczo. W jej brązowych oczach jaśnieje dziwny sadystyczny błysk.
      - Niespodzianka. A teraz wynocha i ogarnąć się, mapie dwie i pół godziny!'
      Na początku miałam taką myśli: 'O, ognisko będzie'. Ale potem Ashe zaczął o tych koniach gadać... i już kompletnie nie wiem, co oni będą tam robić. No i hmm... skąd Ashe wie, co wymyśliła Riko?~
      Podoba mi się moment, kiedy Ashe zwierzył się przez Kyoshim. O tym, że ma ciężką przeszłość, byłam przekonana od początku, ale mogłam jedynie przypuszczać, co konkretnie się w niej wydarzyło. Pożar, odrzucenie, strata... Podoba mi się taki pomysł~

      Ogółem rozdział jest totalnie świetny, najlepszy z MgM jak dotychczas, głównie ze względu na scenę, przy której niemal rozsadziła mnie ekstaza od środka xd Naprawdę masz pełne prawo, by być z niego dumną. A świecenie tyłkiem w szóstym rozdzial, ale... Wiesz, ja tam czekam na seksy (te dwa, wiesz które). Ale jestem niewyżyta, wiesz przecież, więc można mi tę niecierpliwość wybaczyć prawda? Ale z jakiegoś powodu jestem pewna, że od Twojego opisu seksów Ashe x Kyoshi zejdę na zawał z zachwytu.

      P.S ASHE ŚPIEWA POD PRYSZNICEM, TERAZ JUŻ WSZYSCY O TYM WIEDZĄ! *nie mogła się powstrzymać*

      Weny~!

      Usuń
    3. Tak, tak... masz duży udział w tworzeniu mojej playlisty. I tak jesteś cudowna, że pokazałaś zacofanej mnie tę AMV-kę. Publicznie dziękuję.
      PODOBAŁO SIĘ JEJ MACANIE, KURWA PODOBAŁO SIĘ MACANIE!!!! *skacze na krześle jak pojebana i kruszy babką z majonezem*
      Jako, że Twoje zdanie jest dla mnie bardzo, bardzo ważne, to nawet nie wiesz jak się cieszę. Naprawdę AŻ tak to macanko przypadło Ci do gustu? Niebywałe.
      Akurat las jest ważnym motywem w mgm.
      A skąd Aze wie co Aida wykombinowała? Bo wykombinowali to razem, ale to w następnym odcinku.
      Urywek z Sei'm miał być tajemniczy, bo wszystko co z nim i Azem jest niepewne. Dopiero w Rosenvilla karty zostaną odkryte.
      A co do seksóf... podejrzewam że nie tylko te dwa ale i niedalekie KugoKaga... Może ci się spodoba...
      TAK AZIĄTKO ŚPIEWA POD PRYSZNIEM, ALE ON W PORÓWNANIU DO CIEBIE ŚPIEWA ŁADNIE I ŚPIEWA MEIN HERZ BRENNT!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! tak. no.

      danke~

      Usuń
    4. NO A JAK MOGŁOBY SIĘ NIE SPODOBAĆ?! JAK KOMUKOLWIEK MOGŁOBY SIĘ NIE SPODOBAĆ COŚ TAK EROTYCZNEGO? *po jej ciele przebiega cholernie przyjemny dreszcz podniecenia na samo wspomnienie tego fragmentu*
      Seksy KagaKuro.... tak.... to jest to czego nie chciałam mówić.... eh, no cóż, są z jednym shipów w MgM więc siłą rzeczy pojawiać się muszą, ale miałam cichą nadzieję, że poza pierwszorozdziałową sceną ich seksóf więcej ich nie będzie... No ale cóż, Ty do tego shipu nic nie masz, więc tak jakby nie mam prawda głosu.

      Usuń
  2. Ashe, taki niedobry z ciebie chłopiec. Teppei chce się o ciebie zatroszczyć, niby się boi, ale jednak martwi o ciebie, a ty tak nieładnie się odzywasz. Co za niedobry chłopiec. Ta historia jest smutna, ale naprawdę wciągająca.

    OdpowiedzUsuń