niedziela, 22 marca 2015

Porcelanowa Lalka

Była sobie kiedyś lalka.
Piękna, wykonana ze śnieżnobiałej porcelany, od której zachodzące słońce odbijało się, niczym od lustrzanj tafli i rzucało refleksy na ściany antykwariatu. Włosy przymocowane do kształtnej główki ułożone były w niechlujną czuprynę o barwie świeżego śniegu. I oczy, inteligentne, błyszczące szklane kulki o szkarłatnej tęczówce, jakby prawdziwe, obserwujące każdy najmniejszy ruch w sklepie.
Lalka siedziała spokojnie przez wiele dni. Niewzruszona, w swym czarnym, zakurzonym stroju, czekała. W nocy marzła, w upalny dzień wystawiona była na zgubne działanie promieni słonecznych, które także chciały ujrzeć jej piękno. Była cicho, a chciała krzyczeć, gdy kolejny zgubiony klient mijał obojętnie postawiony w kącie stołek, na którym siedziała i wychodził z starą drewnianą szkatułką, czy też z wyblakłym abażurem w kwiatki.
Porcelanowe serduszko drżało w milczącym łkaniu, ale dziwna nadzieja nie pozwoliła mu pęknąć. Może przyjdzie ktoś i weźmie w ramiona porcelanowego albinosa, zniesie do małego mieszkania, usadzi na zniszczonym fotelu i z czułością dzień po dniu będzie spoglądał w szczere oblicze lalki. Przecież lalki nie kłamią. Za to je kochamy.

Tego dnia padało. Krople w samobójczym akcie rzucały się na szyby i konały bezszelestnie spływając po nich. Nie był to ładny dzień. Popołudniu do sklepu wszedł mężczyzna. Wysoki, postawy, przemoczony do suchej nitki wkroczył w pachnące kurzem pomieszczenie.

- Witaj, młodzieńcze - powitał go właściciel antykwariatu
- Witaj, witaj - mruknął on.
Lalka bacznie się mu przyglądała. Nie wyglądał sympatycznie.
- Szukasz czegoś konkretnego? - spytał starzec
- Ta. Prezentu dla brata.
- A ile brat ma lat?
- Sześć.
Na to sprzedawca uradowany zaczął wyciągać z skrzyń samochodziki, klocki i pluszaki. Niezadowolony klient odrzucał każdą propozycję.
Serduszko lalki poruszyło się, jakby urosło odrobinę. Wypełniona tymi drganiami zgubnie zsunęła się na ziemię i uderzyła o nią z głuchym hukiem. Ból wypełnił jej porcelanową szyję.
Leżąc na boku widziała jak podchodzi do niej ten mężczyzna.
- Chyba się potłukła... - jego duże dłonie uniosły białą istotę - Pękła szyja...
- Panie, zostaw pan ją! Co pan się będzie przejmował zepautą zabawką, której i tak nikt nie chce.

Lalka zawyła w duszy zraniona. Łzy zakręciły się w szklanych oczach.

„Teraz nikt już mnie nie zechce” - bolesna to była myśl.

- Wezmę ją.

Świat stanął w miejscu, deszcz umilkł, a słońce rozdarło szarą płachtę nieba. Znikły dziwne ciernie wbijające się w serduszko lalki, którą wreszcie ktoś wziął w ramiona. Ta chwila była jak dziwny sen dla albinosa z porcelany.

- Tyle wystarczy? - rzucił sprzedawcy zmięte banknoty, na co on żywo potwierdził.

- Badou, spójrz co ci przeniosłem! - tak krzyknął mężczyzna gdy przekroczył próg małego mieszkanka. Pachniało tam papierosami.
Chłopiec o ślicznych zielonych oczkach spojrzał na lalkę, którą usadzono na stole.
- Lalka? Po co mi ona? Nie jestem dziewczyną - te słowa trochę zabolały albinosa, ale był na mnie gotowy.
- Nie podoba ci się? Jak nie, to ją oddam - mężczyzna wzruszył ramionami. Przerażona lalka osunęła się bezwiednie, ześlizgując smutno na plecy.
- Nie! Teraz jest moja. Dałeś mi ją! Co jest moje, jest moje - chłopiec pochwycił istotkę i pobiegł do swojego pokoju. I gdy już zamknął kopnięciem drzwi, siadł na łóżku na przeciw siebie sadzając lalkę.
Białowłosy przyglądał się mu bacznie w niedowierzaniem. On go chciał... Wreszcie ktoś go chciał. Czyżby znalazł dom...?
Rudowłosy szeciolatek wyciągnął swoje chude palce ku obliczu zabawki. Musną ciepłymi opuszkami gładką powierzchnię, poglaskał czule śliczną buźkę.
- Ładny jesteś - powiedział mrurzac zielone oczęta - Ja jestem Badou, ty od dzisiaj będziesz Heine. Będziesz moim przyjacielem.

„Przyjaciel...” 

To słowo ma moc. Połączyło serca, chłopca i lalki, splotło dwie nitki i plotło z nich wstążkę, na której zapisały się obrazy ich wspólnych dni.

W dzień Heine bawił się z Badou, słuchał jego śmiechu, pozwalał się dotykać, głaskać, nie opierał się, gdy rudzielc wpadł na głupi pomysł uczesania mu włosów. A w nocy pilnował jego spokojnego snu.

Ale lalka nie umiała upilować szczęścia swego przyjaciela. Bo co może zwykła lalka? Nic. Może jedynie potem słuchać szlochu i pozwalać wycierać w swe ubrania łzy. Lalka nie umie powiedzieć dobrego słowa. Jedynie cierpi wraz z właścicielem.

Starszy brat, ten dobry mężczyzna, który kupił nieszczęśliwą lalkę, zginął, niewinny chłopiec przyjął brzemie kalectwa. Jaki świat niesprawiedliwy.
Ale Haine trwał wiernie przy swym przyjacielu.

I tak mijały lata.
Były coraz chłodniejsze.
Badou wchodził, wychodził. Rósł, dorastał i oddalał się, zmieniając w niedostępną wyspę na morzu mijających dni. Jego spojrzenie nie padało na lalkę która znów zasiadła w kącie i obserwowała cicho płacząc.

„Czemu znów mnie porzucono?” 

Bandaż na szyji, w miejscu pęknięcia, zesztywniał od brudu. Biała porcelana poszażała. Oczy zmatowiły, zaszły dziwną, smutną mgłą. Ale nikt tego nie zauważył. Nikt nie widział jak umiera lalka rzucona w kąt, ale ta lalka widziała jak umiera chłopiec który miał w niej przyjaciela. Widział i słyszał coraz to nowych kochanków. Widział sceny, które łamamy jego delikatne serduszko. Tak cierpiał. Tak go bolało. Jego pragnieniem było upaść. Upaść i rozbić się w drobne kawałki białej porcelany, przestać istnieć. Przecież i tak już go nie było. Nikt go już nie chciał.

- Masz lalkę? Nie jesteś na to za stary, Badou? - spytał pewnej nocy kolejny kochanek.
Rudzielec spojrzał na niego zaskoczony.
- Jaką lalkę? - zapomniał...
Zapomniał.
Zapomniał o swoim przyjacielu z dzieciństwa.
- Tą w kącie. Na krześle - młodzieniec wskazał zimny kąt.
- A on... Miałem go sprzedać, ale nikt go nie chciał.
Zajęci sobą mężczyźni nie widzieli porcelanowych łez na porcelanowych policzkach tej niechcianej lalki.
To wszystko było za dużo. Ile bólu jest wstanie wytrzymać jedna krucha lalka?
Cicho łkając ześlizgnęła się z krzesła. Głucho uderzyła o podłogę, ale tym razem nikt jej nie podniósł. Badou nie okazał tyle serca dla jednej, opuszczonej lalki co jego brat.
Ostatnim co ta smutna lalka widziała był obojętny wzrok przyjaciela. Potem nie widziała, nie słyszała i nie czuła już nic.

Rano na podłodze leżał piękny mężczyzna. Miał delikatną, białą skórę. Rozczochrane, białe włosy. Puste, poczerwieniałe od płaczu, szkarłatne oczy. Był brudny, zaniedbany, zapomiany. Ten piękny mężczyzna nie żył.

Pękło mu serce. 



Nasze lalki także cierpią. Nie bądźmy obojętni na ich ciche łzy.

15 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Wiesz... chyba nie dziwię Ci się, że płakałaś, pisząc tego shota. Kiedy czytałam napisane przez Ciebie słowa, nie miałam wcale wrażenia, jakbym je 'czytała', czułam się tak, jakbyś to Ty mi opowiadała tę historię, wiesz, tuż obok, twarz przy twarzy, ciepły oddech na karku, błyszczące oczy i ta bijąca z nich prawda, szczerość, tak przytłaczająca, poruszająca, drapiąca boleśnie serce. Naprawdę się tak czułam. Jakbym nie miała przed sobą ekranu, tylko Ciebie, jakbyś do mnie mówiła, wyciągała ręce, na których leżałby Heine-lalka i pokazywałabyś mi jego pęknięte serce z czerwonej porcelany.
      Tak jak powiedziałaś mi wczoraj (choć właściwie to jeszcze dzisiaj), tego shota nie można traktować w perspektywie 'podobał się', 'nie podobał się'. On jest hmm.... trochę taki jak mój Len, tylko dwieście razy lepszy. Nie ma być historią, którą ma zachwycić, on ma być po prostu prawdziwy. Mówiący o prawdziwych uczuciach, o tych co one, a przede wszystkim samotność wynikła z odrzucenia, zapomnienia robi z ludźmi. Spersonifikowałaś lalkę i dzięki temu właśnie ten shot zyskał taki niezwykły wymiar. Gdybyś pisała po prostu o człowieku - ubranym w ludzka skórę, ludzki głos - wtedy wrażenie nie byłoby AŻ TAKIE. A ponieważ wybrałaś sposób inny, może bardziej kontrowersyjny, ale moim zdaniem zdecydowanie lepszy, właśnie dlatego ten shot zyskał TAKI WYMIAR. Wiesz... ciężko mi powiedzieć coś naprawdę konkretnego, podobnie jak przy Dobrym, nie umiem zebrać słów i myśli do kupy. A raczej ciśnie mi się ich na usta zbyt wiele, bym była w stanie je z siebie wypuścić, plączą się ze sobą i kołtunią, przez co tkwię w miejscu i nie wiem, co ze sobą zrobić.
      Shot jest zdecydowanie dobry. Bardzo dobry. Wywarł na mnie naprawdę ogromne wrażenie i choć nie płakałam (no ale wiesz, że ja nie płaczę, choć w głębi serduszka liczę, że kiedyś uda Ci się sprowokować mój płacz - przy Dobrym byłaś naprawdę blisko, choć tam nie miałam ochoty rozpłakać się ze wzruszenia, tylko z piękna czytanego tekstu i emocji w nim zawartych, no ale nieważne, to nie ten shot komentuję), to naprawdę bardzo mnie poruszyłaś tym shotem, był naprawdę totalnie niezwykły, tak szczery i prawdziwy, że aż ciężko było mi wyobrazić sobie, co musi czuć taka osoba. A może raczej nie 'ciężko było wyobrazić', bo przedstawiłaś to tak wyraźnie i dobitnie, że nie miałam z tym problemu, raczej 'ciężko mi było się z tym pogodzić'. Wiesz jakie jest moje zdanie o miłości, ale ten shot nie mówi o tej klasycznej miłości, nie tej w potocznym rozumowaniu.

      Usuń
    2. On mówi o czymś kompletnie innym, o miłości zrodzonej z przywiązania, bliskości, tego, że ktoś cię zauważył i przyjął do siebie, nazwał 'przyjacielem'. To ten inny rodzaj miłości, inny jej wymiar i wydaje mi się, że kiedy, ktoś kto dał nam taką miłość, odrzuca nas, zapomina o nas, to właśnie wtedy cierpimy najbardziej. Złamane serce z powodu zawodu miłosnego boli, ale jeszcze bardziej boli serce - nawet nieporównywalnie bardziej - które zostało złamane z powodu zimna, chłodu, który nas owładnął, kiedy osoba, która się nami opiekowała, która powiedziała nam, że jesteśmy kimś więcej, że mamy w sobie coś wyjątkowego, ta, która nas przyjęła do siebie i otoczyła opieką, ciepłem, kiedy właśnie taka osoba o nas zapomina, zasadza w kącie swojego umysłu, pozwala byśmy oblekli się kurzem, by pochłaniała nas pustka naszego osamotnionego serca, by pochłaniał nas ból, uczucie straty, zawodu, byśmy umierali dzień po dniu, wewnętrznie, inaczej, nie będąc już dłużej w stanie patrzeć w światło, bo nasze światło, którym była ta jakże bliska nam osoba, zwyczajnie zbladło w naszych oczach, zaczęło gasnąć, nie tylko dlatego, że zostawiło nas, ale dlatego, że zaczęło niszczyć samego siebie. Co bardziej boli? Cierpienie w samotności czy oglądanie bliskiej nam osoby, która też poddała się samotności, która pozwoliła by pochłonęły ją wyniszczające ją uczucia?
      W tym shocie przedstawiłaś to wręcz idealnie, idealnie oddałaś oba rodzaje pustki, a właściwie trzy jej rodzaje - pustkę Heine, którego porzucono, pustkę jego serca, którą odczuwał, widząc, jak Badou powoli sam siebie wyniszcza i pustkę Badou, która, choć może nie zdawał sobie sprawy, była powodem jego powolnej autodestrukcji. Czy do niej doszło? Tego nie wiemy tak naprawdę, w pewien sposób pozwalasz nam samodzielnie dopisać zakończenie. Jednak te końcowe słowa - lalka, która stała się człowiekiem, mężczyzna z pękniętym sercem, on mówi również wiele, także o Badou. Piękny, smutny mężczyzna, który umarł, bo dłużej nie potrafił znieść już tego chłodu i pustki. Gdyby Badou go ujrzał, co by zrobił? Zrozumiał, że przez cały ten czas tracił samego siebie, zapominając o tym co jest dla niego naprawdę ważne? I co ta wiedza by wywołała? Stałaby się powodem jego odwróceniu się w stronę światła, gdyby jeszcze miał taką szansę, czy podpieczętowałaby jego wyrok, stałaby się gwoździem do trumny autodestrukcji?
      Wiesz, Heine-lalkę można interpretować w tym shocie naprawdę dowolnie. Znasz mnie i wiesz, że lubię nadinterpretację. Pozwolisz, że i tym razem Ci ją przedstawię?
      Ja w tej Twojej personifikacji widzę przede wszystkim nasze, ludzkie uczucia, nasze cnoty, to co sprawia, że stajemy się lepsi, że coś tworzymy, budujemy. Jednak z czasem może zdarzyć się, że o nich zapomnimy, że zboczymy z tej ścieżki i popadniemy w marazm, nawet nieświadomie, że zaczniemy oddawać się tej pustce, bo - tracąc te najważniejsze wartości, cechy i emocje, oddając się negatywnym odczuciom, mimowolnie otworzymy przed tą czarną dziurą drzwi. To nie tak, że zawsze jesteśmy sami sobie winni, tak jak pokazałaś w tym shocie - różnie wydarzenia mogą mieć na nas taki wpływ.

      Usuń
    3. Badou stracił brata, stał się kaleką, nie tylko fizycznym, ale także emocjonalnym, choć może nie zdawał sobie z tego sprawy. Starał się uciszyć ten ból, zapomnieć, zastąpić go innymi odczuciami? I wybrał to, co wydawało się najprostsze, najbardziej efektywne, wybrał zew ciała, to złudne ciepło, które czyjeś obce ramiona mogły mu dać. Owszem wszyscy szukamy ciepła (trochę mi dziwnie z tą świadomością, jako że kilka dni temu, to samo napisałam w Sacrum~), ale nie zawsze to ciepło jest tym właściwym ciepłem. Może być tylko ułudne, nie każde objęcia potrafią nam je dać. Choć jeśli uwierzymy, ze potrafią, to chyba nie będzie miało to znaczenia, prawda?
      Tylko że nasze uczucia, te budujące nas od podstaw 'jasne' wartości utracą na swoim blasku, osiądą w kącie i - jak ta lalka - obleką się kurzem, czekając na coś, co prawdopodobnie nigdy nie nadejdzie. Aż w końcu umrą w samotności, pęknie ich niematerialne serce, upadną na podłogę i w akompaniamencie spadających kropel nieistniejącej krwi, rozsypią się w drobny, niewidzialny mak.
      Naprawdę wywarłaś na mnie ogromne wrażenie tym shotem, nie skłamałabym mówiąc, że jest najlepszym Twoim tekstem, jaki do tej pory przeczytałam. Nie mogę wiedzieć, że jest ulubionym, bo nie w takich perspektywach go oceniać - jego nie można lubić, albo nie lubić. On jest po prostu inny, bardzo dobry, z niezwykle silnym wydźwiękiem, oddziałujący na psychikę, zmuszający do refleksji, do zastanowienie się nad samym sobą, nad własnym życiem. Podziwiam teksty, które są w stanie wywrzeć takie wrażenie na czytelniku i podziwiam osoby, które potrafią w taki sposób pisać. Naprawdę jestem w tym momencie pod ogromnym Twoim podziwem, Eio.

      Usuń
    4. Wiesz, Twój komentarz jest lepszy od mojego tekstu.
      Lepiej zinterpretowałaś tekst, niżeli ja go napisałam. Widziałaś tu drugie dno, którego ja sama nie planowałam. Zabawne bo to któryś raz jak moje prywatne przemyślenia, te których nie chce zdradzić, wychodzą przypadkiem. Ten tekst ma jednak pokazać lalkę jako żywą istotę. Pokazałam to w ostatnich dwóch zdaniach. Chodziło mi o skłonienie czytelnia do zadania sobie pytania „Czy przez te mijające lata nie zostawiłem czegoś w tym kącie? Gdzie się podziała ta radość z małych rzeczy takich jak stara lalka? Czy dorastając nie straciłem czegoś bardzo ważnego?” Lalka miała być lalką, opowiedziałam tylko historię jedną z wielu. Powiedz mi, Clair, ile jest takich lalek? Ile jest zabawek rzucanych w kąt? Pisząc to płakałam ponieważ załamało mnie to, że robiłam to samo, chodź niegdyś widziałam w zabawkach jedynych przyjaciół. Zabawki nie kłamią i tak naprawdę one szczerze nas kochają.
      Naprawdę umiesz odkrywać mnie między wersami, zaczynam się bać.
      Dziękuję za komentarz, głupio mi teraz, że ja nigdy nie ofiarowałam Tobie chodź zbliżonego i naprawdę godnego Twoich tekstów.

      Usuń
    5. Ja wiem, że chodziło Ci o pokazanie lalki jako żywego człowieka i też o tym wspomniałam, tam w tej pierwszej - normalno-interpretacyjnej - części komentarza. Wydawało mi się, że napisałam to dosyć jasno, ale to ja, nawet jak nie chcę, to przy rozpisywaniu się, zawsze wkrada mi się do komentarzy chaos, więc mogło być to trochę zawiłe.
      Jednak, tak jak powiedziałam, tekst ten można interpretować - a raczej nadinterpretować - na kilka sposób, a wiesz, no, ja umiem się powstrzymać przed tym, kiedy już jakaś nadinterpretacyjna myśl zrodzi się w moim zrytym mózgu. Dlatego zaczęłam się zagłębiać w tekst, no i wyszło jak wyszło, zresztą nie pierwszy już raz. Tego nadinterpretacyjnego zjeba wewnątrz mnie nie da się tak łatwo stłumić niestety, przy takich 'mądrych', 'życiowych' tekstach zawsze się on wyrwie na powierzchnię, także no... Ale to, że skłoniłam się ku takiej interpretacji, nie oznacza, że nie spodobał mi się Twój zamysł. Bo pomysł - jak już powiedziałam - uważam za bardzo dobry. Po prostu obok niego dostrzegłam to drugie dno i między innymi dlatego wywarł na mnie ten tekst takie wrażenie. Nie ma znaczenia, czy zrobiłaś to celowo, czy tego nie planowałaś, jeśli pojawiło się drugie dno, to świadczy ono o umiejętnościach pisarza. Co kieruje nas ku zdaniu kończącemu mój poprzedni komentarz - że jestem pod ogromnym Twoim podziwem.
      A co odkrywania Cię.... to przez to drzewo, mówię Ci. Trwałe skrzywienie, te sprawy, nieodwracalny uszczerbek na zdrowiu psychicznym. Jestem zryta i nic tego nie zmieni~
      Ale nie powiedziałam, że komentarz jest lepszy od tekstu. Coś takiego nie istnienie. Gdyby nie było tekstu, nie byłoby komentarza. Komentarz to zmienna zależna, dlatego nie może być lepsza od zmiennej niezależnej - w tym przypadku tekstu. Poza tym, ja tu tylko napisałam, co myślę, a czy można tak naprawdę oceniać czyjeś zdanie, myśli?

      Usuń
  2. O rany... Jak zwykle mam duży problem przy komentowaniu takich dzieł. Jestem prostą osóbką, która ma problemy z interpretacją ponad sam tekst, i czuję się trochę jak wieśniak wśród dzieł Dali'ego. Podobają mi się kolorki, obrazki też, ale nie widzę w nich nic więcej, żadnej głębi. A przecież impresji nie można od tak brać serio. To samo jest z tym tekstem. Ból tej lalki musiał być niesamowity, gdy porzucona leżała w kącie i nikt jej nie chciał. Porównanie deszczu do samobójców znów poruszyło moje serduszko, kocham deszcz ponad wszystko inne i tak piękne porównanie... Popadłam w zachwyt. Niestety, nieznajomość Dogsów trochę mi zabiera z interpretacji, zapewne widziałabym coś więcej znając w ogóle postacie.
    Ogólne wrażenie? Jestem zachwycona. Ale nie jestem w stanie skomentować tego jak należy, oddać żadnych wzniosłych myśli... Tak czy siak, wspaniałe. Oby takich więcej ;D Weny~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekhm. Do tego się skapłam, że popełniłam błąd przy Dalim. On był surrealistą *idiotka* Ehh, pamięć tak dziurawa...

      Usuń
    2. Znajomość serii nie była tu potrzebna. Tu chodziło po prostu o lalkę. O to jak tragiczny żywot jest naszych „przyjaciół” z dzieciństwa, gdy dorastamy.
      Cieszę się, że Ci się podobało c:

      Usuń
  3. Łoooooo, ale czaderski tekst *.* Rany, zajebiste! Podobało mi się, że na końcu nie było pozytywnego zakończenia. Mocne, w każdym razie. Żywot zabawek jest naprawdę smutny i ujęłaś tu jego tragiczność. Aż sama spojrzałam na misie, które kurzą mi się w pokoju. Świetna koncepcja i jak zwykle pięknie zrealizowana:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Łał.
    Coś pięknego, niesamowite. Serio brak mi słów, ale wiem, że musze to przeczytać jeszcze raz!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie ja mam opóźnienie w komentowaniu O.O
    Pamiętam, że gdy to czytałam byłam świeżo po mandze-horror w której też była lalka. Rany moje oczy X.x crossover Heine i blondynki z loczkami w różowej sukience to trochę mnie przerasta XD
    Jak tak sobie myślę to sporo mang o lalkach czytałam.... ale sama żadnej nie mam~
    Znalazłam moje ukochane porównanie w tym tekście - "Krople w samobójczym akcie rzucały się [...]"- strasznie mi się te twoje porównania podobają. Nie są takie normalne oczywiste literackie tylko nowe, własne, wymyślone i naprawdę świetne ^^
    Sama opowieść, narracja lalki, to że lalka to facet (zaskoczyłaś mnie :D) brat Badou i 6 letni rudzielec *^* to było naprawdę urocze. Ale końcówka T^T wredny Badou *karci* ty masz sypiać z Heine a nie go zabijać T^T nie podoba mi się. Ja mam moje wszystkie miśki (nie znosiłam lalek sorry ;/) i nie wyobrażam sobie życia bez nich Q.Q jak mógł tak potraktować prezent od brata za którym przecież tęskni! Badou ty nieczuła [...] ^^""
    Naprawdę ślicznie napisane. Weny~...

    OdpowiedzUsuń
  6. O rajuśku... to było naprawdę coś ;_;
    Generalnie, na interpretację takich tekstów muszę mieć cholerną wenę... ale coś czuję, że nie będę miała zbytnio czasu, żeby przeczytać to jeszcze raz.
    Opowiadanie niby krótkie, ale jednak tak dogłębne, że daje dużo do myślenia. Sądzę, że każdy z nas kiedyś zadał sobie to pytanie "Czy zabawki mają duszę? Czy odczuwają emocje, uczucia?", między innymi przez oglądanie bajek na przykład Andersena ( Ołowiany żołnierzyk ), albo chociażby Toy Story. Ale Twoje opowiadania... cholercia, ono to wszystko bije na głowę ._.
    Historia tej lalki, ta samotność, którą odczuwała, ta chęć bycia kochaną i chęć pokochania kogoś, tak bardzo zdesperowana, z nadzieją wciąż tlącą się w jej kruchym sercu, nadzieją, która nie wygasła aż do samego końca.
    I historia chłopca, który stracił brata, który był pewien, że tym samym stracił wszystko i już nic nie ma znaczenia, już nic nie będzie w stanie mu pomóc. Po części być może miał rację - w końcu co może zrobić jedna, bezgłośnie krzycząca do niego lalka, wodząca za nim zbolałym spojrzeniem, bezradna, nie mająca siły, by okazać mu wstarcie, nic, prócz tylko patrzenia i milczącego łkania, dzielenia jego cierpienia.
    Zwykle w bajkach ukazane jest to, jak zabawki cierpią, ponieważ są zapominane przez dzieci, które dorastają i zajmują się swoim życiem, a tutaj mamy również pokazane, jak lalka cierpiała nie tylko przez to, że odchodziła w zapomnienie - ale przez cierpienie jej właściciela, nawet wówczas, gdy przestawał zwracać na nią uwagę. Ona wciąż dla niego płakała, wciąż krzyczała... aż do samego końca, kiedy upadła na podłogę, a wraz z jej ukruszonym już sercem na kawałki rozbryznęła się również nadzieja...
    Bardzo ładne opowiadanie, zawsze miło jest poczytać coś głębszego ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Wróóciłaaam~ Nie wiem, kiedy ja to wszystko nadrobię, ale na pewno postaram się jak najszybciej.
    Ten tekst naprawdę do mnie przemówił, czułam ten smutek w nim zawarty, to cierpienie lalki, ponieważ nikt jej nie chciał, a ona nie miała możliwości zrobienia czegokolwiek, mogła jedynie czekać. Jej radość gdy wreszcie została zabrana do ciepłego domu. A to zakończenie, takie piękne, idealne, choć nie pojmuję, jak można tak potraktować zabawkę z dzieciństwa. Do tego dochodzi fakt, że otrzymał ją od ukochanego brata. Ja osobiście nie potrafiłabym tak po prostu porzucić lalki/pluszaka otrzymanego przez ważną dla mnie osobę, która odeszła.
    Masz niesamowite porównania, bardzo oryginalne, a w tym to się już po prostu zakochałam: "Krople w samobójczym akcie rzucały się na szyby i konały bezszelestnie spływając po nich."

    OdpowiedzUsuń