Miasto śmierci ukryte w błękicie
Życie jest najtrudniejszą ze sztuk, najtrudniejszą rolą do odegrania na scenie wszechświata. Gra bez scenariusza, bez didaskaliów, wszyscy chcą już usłyszeć brawa i paść. Oni grają, otwierają swe usta by wygłosić żałosny monolog, by zatwierdzić się, iż byli „dobrzy”. Ale czy to sens?
Ten nędzny aktor, odgrywający rolę zbrodniarza i zbawiciela kalekich ciał, wierzba stojąca samotnie wśród pola krwawego, o listowiu czarnym, o biczach cienkich odrywających smagnięciem mięso od kości. Przeklęty. Jaki grzech spoczął w jego sercu? Co takiego uczynił światu?
Morderca o niewinnym obliczu.
Szkarłat porastał go krzewem dzikich róż, zostawiał ślady na szarej koszulce, na jego rękach, nogach, układał na jego obliczu mozaikę.
- Kaito...
Uniósł głowę, po poliku spłonęła ciemnoczerwona struga, naznaczając go rysą, jakby lalki porcelanowej pęknięcie na skorupce.
- Przyszli po mnie - cichy, suchy szept wydobył się z jego warg - Przepraszam.
- Kto to? - Badou nie wiedział jak miał reagować. Na wejściu do domu... trup na dywanie. Nie to nawet nie trup, to nagie mięso ułożone w mistyczne, majestatyczne wzory - Kaito... Odłóż tę głowę...
- Chciał mnie zabić... - oczy zasłonięte czarną kotarą wpatrywały się w puste otchłanie oczodołów, których wnętrza leżały pół metra dalej - Przyjdą kolejni... Badou... Boję się...
Kroki w kałużach karmazynowej cieczy, o intensywnym, metaliczno-słodkawym zapachu kierujące się w stronę chłopaka, pogrążonego w niemej pieśni zbrodniarza.
- Kaito?
Dłonie chłopaka zacisnęły się na skroniach oderwanej od korpusu czaszki, krwawe strumienie zlewały się na jego kolana, spływały erotycznym gestem w wnętrze ud.
- Nie dam się złapać - wstał na chwiejnych nogach - Muszę stąd uciec...
Nails spojrzał na figurę z dziwnym zmieszaniem, strachem. Niepokój wykręcił mu kiszki tak silnie, że oddech zamierał w policzkach, a tak silna woń posoki przyprawiała o mdłości.
Przed nim morderca o nagiej broni, damie, której kwieciste wzory wypełniły się gęstą czerwienią, najpiękniejszą z farb i teraz porastają ją krwawe krzewy, których soki skapują na podłogę. A on? Niepoczytalny Pan domu, chcący zakuć w łańcuchach czarnowłosego monarchę o krwistym odzieniu.
- Nie musisz. Zostań, ze wszystkim damy sobie radę - jego ramiona oplotły ciasno chwiejące się ciało.
- Nie damy... Nie mam dużo czasu... - głowa wyrwana z korpusu upadła cicho i niewinnie na mokry dywan, a szkarłat naznaczył ich nogi wilgotną wysypką kropel, nie chciała przeszkadzać. Kaito łapał się starego, cuchnącego płaszcza, wdycha gorzką papierosową woń błądzącą po jego języku, jakby spadochron, gdy spada z nieba ku piekłu - Badou... My umieramy... - po bladych polikach z wolna stoczyła się zieleń oczu, kapała z brody na koszulkę ozdobioną mozaiką posoki.
- Kaito... Kim ty jesteś?
***
- Heine, doprawdy, o takiej godzinie? Aż tak wzywał cie Bóg, że wywlekł cie w środku nocy do kościoła?
Blondwłosy pastor oparł się o ołtarz.
- Chciałem pomyśleć... - zimny, jak śnieg spadły przed momentem, ton rozbrzmiał echem po przybytku.
Dziwny dreszcz niepokoju przekradający się po plecach, przypominał o niebezpieczeństwie. Niczym tancerz z tancerką o ognistym warkoczu, po kręgosłupie w dół i z powrotem w górę. Dlaczego w tej godzinie, dlaczego tu? Czy dobił już dna? Czy szuka odkupienia dla swej duszy?
- O Badou?
- Nie twoja sprawa księżulu - odwarknął gardłowo, niczym kundel strzegący swego terenu. Bezczelny, groźny bezpański pies, który zagrożony zagryzie i żre byt swych ofiar.
- Strasznie łatwo cie przejrzeć, Heine - Ernst stanął do ławki - Może zechcesz się wyspowiadać, ulży ci.
- Odwal się.
Białowłosy wiedział, cichy głosik szeptał mu na ramieniu, głos mogący nieść ukojenie lub zgubę, niewinny głosik, niczym nóż ociekający zawiścią.
„Niebezpieczny...”
„On jest niebezpieczny...”
„Zrób coś!”
Ale co... Co mógł zrobić?
- Heine, słuchaj... - ponownie ozwał się klecha, siadając obok - Mówiłeś o wypalonym numerze... - jego głos przybrał poważne szaty, uderzył do podświadomości nieśmiertelnego.
- No, a co? Masz coś?
Blondyn kiwnął głową.
- Otóż, jedyną grupą, która znakowała tak swoje ofiary była grupa do dziś posługująca się nazwą „Barbarra”
- „Barbarra”... Znajomo brzmi... - cienkie brwi zmarszczyły się, powitały miedzy sobą zdradziecką zmarszczkę niepokoju.
- To ta grupa, która ostatnio porwała siódemkę dzieciaków od Babci.
- Ale co Kaito ma z nimi wspólnego... Nie jest ofiarą eksperymentów, a sam niedawno mówiłeś o tym, że ta grupa zajmuje się handlem tylko takich dzieciaków...
Palce pastora zacisnęły się na lasce.
- Obiło mi się o uszy, że...
- Niech będzie pochwalony!
Zerwali się z miejsca, ławka jęknęła zaskoczona.
U bram stał młody jegomość. Włosy niczym zdarta z dębu kora spływały mu delikatnie na kark, spadały nieposłusznie i buntowniczo na oczy koloru czekolady, ciepłej, słodkiej kakaowo-mlecznej masy zaklętej w szerokich tęczówkach. Na prawej skroni czarne skrzydło o wyraźnych i skromnych konturach. Na ramieniu strzelba, jaka za dawnych lat służyła za kochanicę myśliwych, uciekających w wilgotne łoże lasu.
- Szukam współpracowników niejakiego Kaito - głos o wyraźnej barwie, łagodnej, pogodnej męskiej nucie - Dobrze trafiłem? - zaciekawionym spojrzeniem obrzucił Rammsteiner'a - Pan Heine?
- Ta. - rzucił - Czego?
Chłopak podszedł żywo do niego. Wyraźnie zarysowane pod starym podkoszulkiem i dżinsami mięśnie zadrżały.
- Mam dokumenty odnośnie sekcji zwłok - chłopak wcisnął mu w dłonie teczkę z podobizną nagiej kobiety oblizującej czekoladę z palców w bardzo erotyczny sposób - Tylko taka teczka była - podrapał się po niesfornej czuprynie zmieszany.
- Aha... A z kim mam przyjemność? - Heine nieprzychylnie spojrzał na przedmiot.
- Vogel - przedstawił się krótko on - A ja Pana i pana Badou znam.
Nieśmiertelny zmierzył go wzrokiem.
- Skąd? - wysyczał.
- Z opowiadań. W naszych kręgach głośno o naszej konkurencji - wzruszył ramionami - W końcu w tym mieście mało jest grup wykonujących brudną robotę za innych. Tym bardziej tych naprawdę dobrych.
- Hmm... Czyżby „Martwe psy”? - uśmiech wygiął wargi pastora.
- Niegdyś. Dziś nie pracujemy pod żadnym szyldem - Vogel uśmiecha się również - Proszę przekazać to szefowi - wskazał na teczkę - Z tego co mi wiadomo, to jeszcze jest u pana Badou - odwrócił się a szlak którym tu przyszedł zawołał do ponownie i prowadził ku wrotom - A i niech mu pan jeszcze przekaże, że Mamka chce go jutro widzieć w pracy.
U drzwi przystanął.
- A tak w ogóle... Ile wam powiedział o sobie? - spytał nie odwracając się - Czy podał już swe nazwisko?
Wyszedł.
Wnętrzności Heine powędrowały do gardzieli, połknął je.
Nic im nie powiedział...
***
- Twoje... Oczy - przerażony wpatrywał się w zielone stróżki spływające po wzniesieniach na nizinie bladej cery, po wystających kościach policzkowych.
Chłopak się sięgnął ku kącikom oczu, pokrył opuszki trawiastym barwnikiem.
- Och... Wypływa... - szepnął zahipnotyzowany wpatrując się w linie papilarne, koryta rzek dla koloru.
Zieleń zmieszała się z krwią, gęstym potokiem zsuwała się bezszelestnie na szyję, naznaczając delikatną skórę obrzydliwą barwą zgnilizny. Jakby to niepozorne ciało poczęło konać od niosącego śmierć grzechu, rozkładać się od wewnątrz, cuchnąć i powolutku rozpadać jak laleczka o kiepskich i niedokładnych łączach.
Skierował się ku łazience upuszczając miecz, panna ze stali upadła głucho, nie żądając uwagi więcej. Zimna woda zmyła zieleń nie chcącą ustać w swym rozlewie. Powoli znikała z tych pięknych tęczówek odsłaniając prawdziwość.
Błękitne niebo zrzuciło płaszcz, okryło czarny krąg źrenicy swą łagodnością i niepokojącą, zwodniczą czystością.
- Kaito...
- Prawda wyszła na jaw - przerwał mu. Dziwny uśmiech wykrzywił czerwone wargi - Ne... Badou-chan, czyż nie jest mi ładniej w takim kolorze? - zaśmiał się, ten dźwięk przyprawił rudowłosego o dreszcz. Silny strach sparaliżował członki, zmieniając go w figurę wykutą z szklanej bryły, wypełnioną wyciem przerażenia - Taki naturalny i spokojny... Idealny widok przed śmiercią...
W mgnieniu oka chude paliczki zacisnęły się na gardle, ścisnęły, a usta układały straszliwe grymasy rozbawienia i rozkoszy z zadawania bólu.
Skąd tyle siły w takich chudych rączkach? Skąd tak destrukcyjna moc i nienawiść? To szaleństwo w oczach o obcym błękicie letniego nieba, wznoszącego się kopułą nad miastem śmierci pełnym ludzkich szczątków rozwieszonych na sznurkach do prania miedzy labiryntem cuchnących alei.
Uścisk się wzmocnił. Z ust rudowłosego wypłynęła stróżka gęstej śliny, spłynęła na brodę. Płuca go piekły, obraz rozmazywał. Chwytając się ostrych skał, rozrywając dłonie, zostawiając mięso na ostrych krawędziach, zsuwał się po śliskiej ścianie świadomości ku ciemności, która wyciągała swe macki i chwytając za kostki ściągała w swe objęcia.
Nagle dłonie cofnęły się.
- U... Uciekaj... - chrapliwy dźwięk opuścił wilgotne wargi. Coś co mogło kiedyś być głosem, teraz było jedynie zbiorem żałosnych dźwięków tworzących słowa.
- Kai...
Ile razy jeszcze wypowie to imię z sercem w gardle?
- Wynoś się! Odejdź ode mnie! - oplatając się ramionami chłopak cofnął się. Jego wąska pierś unosiła się niespokojnie, nogi drżały pod wpływem spojrzenia, tak pieczołowicie unikał widoku przerażonej zielonej tęczówki.
- Co... Co ty... Co ci się stało... - na chwiejnych kończynach podjął ryzyko, jego dłoń wzniosła się chcąc dotknąć woskowej figurki topniejącej pod żarem wychodzącym z tego niepozornego zarządu zamkniętego w klatce z żeber.
- Badou... Błagam, idź! - przeraźliwy krzyk rozdał gardło obolałe, zaciśnięte od tłumionego szlochu - To niebezpieczne! - rozpacz targnęła jego ciało w taniec drgawek - On... On cię zabije... Uciekaj!
- Co się do cholery dzieje, Kaito?!
- Ja... - głos mu się załamał - Nie jestem sam... - uniósł głowę zrozpaczone spojrzenie dużych niebieskich oczu - On cię zabije... Badou, nie pozwolę więcej skrzywdzić osoby, którą kocham... Wiec błagam, zostaw nas...
***
Gdy Badou wrócił na kacu rano do domu, ani trupa, ani czarnowłosych chłopców już nie było. Na stole stała parująca jajecznica.
Już się niektórzy upominali, więc proszę bardzo, jest.
Buuu spieprzyłam moment w kościele, zraniłam tą nieudolnością mojego ptasza... ;-;
Vogel, przepraszaaam, kupię ci kredki. I farbki.
No i Kaito. I... Samuel. Mam nadzieję, że z nimi już powolutku się wszystko tłumaczy. Jeśli chodzi o Samuela to nasz sadystyczny sukinsyn <3 jak pewnie podejrzewacie niejedno spieprzy.
W następnym rozdziale kolejne nowe postacie... I być może nieco krwi c:
jhdsjnsjdbfjsdnfc jdasjdsncncncjdsbvcsncvdgsfc zmjlashajd;kaahfcjasascjabsCKJSDGBFBCKJBCKGFKBCKkahkhsvbxkjdc hbvdnxcj bgvb jzxscvkuj ncjszxc nbvhsjld nvcj bckjdsjds cjsdb VCKV NBJLDS BVKJ BVJLAS NCJ BV BV DVks nbvc,jds bvcJDS BVCJDVBkds
OdpowiedzUsuń*CLD mam mózg w gardle i ma pojęcia co powiedzieć*
Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, Eio, ja pierdolę, co to było, co to było, Badou, Kaito, Samuel, Badou, Kaito, kurwa................
Umieram, zabiłaś mnie, znowu umieram, znowu mnie zabiłaś, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa.
Na pewno domyślasz się, który konkretny fragment wywołał taką moją reakcję, prawda? Na pewno wiesz, przecież mnie znasz, wiesz, jak bardzo kocham pewną osobę i pewne dwie osoby razem. O matko......
Ja przepraszam, powinnam pozachwycać się całym tym, jakże genialnym rozdziałem, ale słowa, który wypływają z moich ust zdają sie dotyczyc tylko jednej sceny, no bo kurwa, Eio, ZROBIŁAŚ TO, JA CIĘ KURWA KOCHAM, WIELBIE, POSTAWIĘ CI JEBANY POMNIK *a nawet seksów nie było*
Ok, to może ja tylko przytoczę ten jeden fragmetn opisowy, któy mnie urzekł, bo na nic innego mnie w obecnym stanie euforii nie stac...
"Zieleń zmieszała się z krwią, gęstym potokiem zsunwła się bezszelestnie na szyję, naznaczając delikatną skórę obrzydliwą barwą zgnilizny. Jakby to niepozorne ciało poczęło konać od niosącego śmierć grzechu, rozkładać się od wewnątrz, cuchnąć i powolutku rozpadać jak laleczka o kiepskich i niedokładnych łączach."
Tak bardzo piękny opis, tak bardzo się nim jaram, naprawde jest cudowny.
A i jeszcze to mi se strasznie bardzo sposobało:
"Wnętrzności Heine powędrowały do gardzieli, połknął je."
Idealne określenie dla stanu Heine, serio, po prostu idealne. I jeszcze tak ładnie ujęte.
No, ale oczywiście nic nie przebije tego:
"On cię zabije... Badou, nie pozwolę więcej skrzywdzić osoby, którą kocham..."
...
...
...
...
*wymowna cisza*
....
....
....
....
*pisk*
TOBYŁOTAKIEPIĘKNETESŁOWAOMÓJBOŻEUMIERAMNIECHKTOŚMNIERESUSTYTUJEBOZARAZTUTAJZEJDĘPRZECIEŻTOJESTTAKIEPIEKNEŻEAŻNIEWIERZEŻETOSIĘDZIEJENAPRAWDĘ
Nie no serio... jak ja tak reaguję po jednym wyznaniu, to nie wiem, co będzie kiedy Ty mi ich wrzucisz razem do łóżka serio....
Ale no to było takie piekne, jestemw tym momencie tak cholernie szczęśliwa, że niemal zapominam jak się oddycha (a jak mam na imię zapomniałam już dawno).
Kocham, wielbie, padam do stóp.
KAITO CHODŹ DO MNIE, BADOU PRZERUCHAJ GO KURWA, KOCHAJ GO TAK JAK ON CIEBIE, IDŹCIE I SIĘ KOCHAJCIE (na moich oczach rzecz jasna).
A Sameul niech się pobawi wnętrznościami w głebinach świadomości Kaitusia w tym czasie.
WENY~! I DAJ MI SZYBKO KOLEJNĄ CZĘŚĆ~!
Ja pierdole... Aż tak?
UsuńOwszem. Kaituś + kocham Badou = orgazm u CLD (ten rozdział powinien się nazywać kocham Badou tak wgl).
UsuńVogel i teczka mnie powaliły XD Obstawiałam, że " Heine dotyka nagiej kobiety" będzie epickie w końcu Heine boi się kobiet, ale TO? XD Zwaliłaś mnie tym z łózka X3 Mistrz~
OdpowiedzUsuńWszystkie opisy były cudowne, ale na początku jak czytałam o kapiącej krwi, a potem o tej zieleni to myślałam, że albo coś przeoczyłam, albo mi się przysnęło, albo nie kontaktuję o co chodzi a to jednak była prawda X3
Cóż~... nie mogę wybrać mojego ulubionego tekstu z tego rozdziału ._. Szczególnie spodobały mi się dwa, ten o głosie zimnym niczym śnieg (tak kocham kurz i śnieg... ciii~)m a drugi to ten o jęczącej ławce... ta linijka mnie zabiła, nie wiem czemu, ale tak oczywisty, a tak niespodziewany tekst mnie po prostu... no nie wiem co ale od tego czasu lubię tę ławkę :3
A końcówka taka no... niefortunna troszku, bo czuję się w obowiązku współczuć Kaito, ale jakoś tak nie umiem.... kibicuję Heine i nic na to nie mogę poradzić XD
Nic nie jest spieprzone i nie powinnaś się tak dołować! Wyszło świetnie, jak zawsze z resztą!
Weny~!!!
No w końcu się za to zabrałam! Cały czas mnie kusiło tylko trzeba było przysiąść. Pomysł naprawdę mega, jestem pod wrażeniem całości choć dość często się gubie w fabule i postaciach. Bardzo podoba mi się osoba Kaito, bardzo ją żywo przedstawiłaś i zobrazowałaś. No i jest tajemnicza. Jestem ciekawa co dalej z nim będzie. Bardzo pięknie wplotłaś miłość naszych ulubieńców. Jest ona takim promyczkiem wśród rozgrywanego dramatu. Piękne były te łóżkowe czułości i dogadywania... Serce me normalnie fikołki odstawiało! Ich pierwszy pocałunek był GENIALNY. Chyba najbardziej mi się podobało "odszczekaj to!" "hau hau!" xD zajebiste. Każdy rozdział zaczynasz świetnie. Dobramie słów mnie urzeka, widać że w tym opowiadaniu spełniasz się artystycznie. W ogóle nie wiem skąd Ty bierzesz te milion sposobów na opisy krwawej masakry. Rozpływam się normalnie. Tutaj jesteś mistrzem. A właśnie! Nie wiem czy to wina mojego telefonu czy u Ciebie ale nie mogłam otworzyć 8 rozdziału:-( pisze mi że taka strona nie istnieje. Najwyżej jeszcze sprawdze w domu jak będę. Mimo to czytałam dalej ale się pogubilam przez to xD będę jednak czekać na więcej bo poziom opowiadania naprawdę jest wysoki:-)
OdpowiedzUsuńJednak rzeczywiście ten 8 rozdział mi się nie wyświetla:( usunął Ci się, czy to jakiś błąd?
UsuńJuż naprawiłam i powinno działać. Powinno...
Usuń