sobota, 7 lutego 2015

Mann gegen Mann 3

Szybkie oddechy, kroki układające się w niepoprawny hałas rozchodzący się dudnieniem po mokrej ściółce leśnej o intensywnym zapachu, rażącym zmysły. Jedyne dźwięki wypełniające ten obcy, leśny świat, oderwany od cywilizowanej rzeczywistości, wypełniony kojącą ciszą, milczący i piękny.
Jego serce pogrążone jest w morderczej, szybkiej melodii, boleśnie obija się o żebra, jakby chciało uciec gdzieś daleko, poza spojrzenia innych, nieufne, karcące, niechętne. Czuje te podejrzenia na plecach, one wbijają się w niego setką noży, paraliżuje go to, ale i napełnia zbawienną irytacją.
Słyszy szepty, chodź one cicho błąkają się przed ustami
- Trener wczoraj była niezadowolona po rozmowie z nim. Coś jej powiedział?
- Nie wiem... Ale dziwnie mu z oczu patrzy. Taki jest jakby... Nieludzki.
- W nocy jedynie w domku jego i Kiyoshiego paliło się światło.
- Według mnie jest niebezpieczny. I jeszcze wczoraj to co zrobił z Kagamim...

Dusi śmiech, on łaskocze go w gardle.
Oh... Jacy domyślni, jacy przewidujący. Prawda, czyż popiół nie jest niebezpieczny? Unosi się, swym przekleństwem, naznacza szlak śmierci, niesie wiadomość o tragedii, o cierpieniu. A on był popiołem, bym przeklętym sługą przeszłości, księciem trzymanym na łańcuchu, przykutym jako pies u tronu króla. Jak popiół, jak monarcha pozbawiony korony szuka. Tylko czego?
Czego tak naprawdę pożąda?
Ukojenia? Zemsty? To za jej słodkim gaworzeniem tu przyjechał z uśmiechem śmierci na obolałych od samotnego łkania w pięknych komnatach, mając za towarzysza jedynie żałobną czerń i ciszę, wargach?
A może... Teraz gdy jego świat znów stracił kolory, gdy pogrążył się w ciemnej, śliskiej odchłani, szuka tego, który niegdyś nauczył go czym są?
Nie. To absurd i hipokryzja.

- Hej, Ashe, dobrze się czujesz? Nie jest ci ciężko oddychać? - spokojny, czysty głos u boku biegnie razem z nim.
- Jest dobrze - zamyka oczy skrywa ich martwy bursztyn pod powiekami.

Właśnie... Czemu skonał ten blask? I czyja to była wina?
Blade ślady na skórze pieką, boli serce, a w głowie układają się skomplikowane kompozycje cichego nocnego instrumentu. Tylko który czynnik jest odpowiadzalny za jego rozdarcie, między światy?

- Powinieneś zgłosić to trenerce, w końcu ojciec Riko jest tu opiekunem.
- Nie ma takiej potrzeby. Nie jestem chory - odpowiada - Już widać rzekę...
Spogląda na mieniącą się srebrną poświatę, na lustro zabierające na drugą stronę tego wymiaru istnienia. Drzwi do lepszego dzisiaj. Ale jak tam wejść?
- O... Nareszcie... - wzdycha z ulgą Teppei -  Kto się ściga?!

Ruszają pełni nowej motywacji do biegu, chorda dzikusów pędzących szturmem na wodopój.

Zwalnia, przechodzi łagodnie do marszu. Jego kroki milkną przy dzikich wrzaskach i piskach.
- A ty, nie biegniesz z resztą, Tetsuya  Kuroko? - pyta nie odwracając głowy.
- Zmęczyłem się - pada odpowiedź ukoronowana dyszeniem - Zauważyłeś mnie, Nikumi-kun... Większość by tego nie dokonała.
- Oh... Jaki spostrzegawczy... - nieodgadniony grymas rozdziera duże, blade wargi - Jesteś niesamowicie głośny. Twoje serce zawsze tak hałaśliwe bije?
Głos kroków za nim milknie.
- Słyszysz moje bicie serca?
I on przystaje.
- Owszem. Słyszę wiele rzeczy, których inni nie słyszą. Śmiem twierdzić, że twoje umiejętności w starciu z moimi zdolnościami, są bezużyteczne. Ponieważ żyjesz - jego czarne włosy, związane w kucyk unoszą się w porywie wiatru, niosącego ze sobą dziwny zapach. Kuszący, alczkolwiek przerażający. Zapach jaki wypełnia sale koncertową, nim na jej scenie, sprawnym, wytrenowanym ruchem, pierwszy skrzypek niewinnym smyczkiem przejedzie po drżącej szyi flecisty, odsłoni delikatnie mokre płaty skóry, rozsmakuje się w szkarłacie tak intensywnie spływającym po bielącej się koszuli. Dziwna woń, którą czuje jedynie cichy obserwator, siedzący w pierwszym rzędzie. Zapach niebezpieczeństwa - Dlatego nie próbuj na siłę się czegoś o mnie dowiedzieć.

„Skąd wiedział?” -  to pytanie odnośnym echem odbija się po jego czaszce, błądzi nie zaznając odpowiedzi, ta tułaczka aż sprawia ból - „Skąd wiedział, że mam, zamiar...”

- Nikumi-kun, twoje oblicze...
- Tak. Nie mylisz się - rusza spokojnym krokiem w stronę ujścia rzeki do jeziora, do dostojnego połączenia dwóch bytów - Więc uważaj co robisz... - prycha, to prychnięcie przerywa potok słów. Słów płynących strumieniem świadomości Kuroko, słów które swym brzmieniem, sprawiają, że nogi mu miękną, że serce przyspiesza jeszcze bardziej, a krew szybciej płynie - Podziękuj Taidze... To jego głos mnie tu przyprowadził, jego... Hmm... - zatrzymuje się na powrót.
Ten zapach... To nie zapach wiatru, który sprowadza na serce błękitnej lalki niepewność. Ten podmuch niesie ze sobą aromat zrodzonego z popiołu księcia.
Uśmieszek błądzi po wargach, znających doskonale smak łez, kontrastujący z bukietem wygranej, tak mu nie obcej i władzy.
Oczy otwierają się, a tańczy w nich dziwne zadowolenie, wręcz rozbawienie całą sytuacją.

- Tetsuya Kuroko, jak wiele wiesz o Taidze?

***

Szlak jest pusty, a jego pustka kontrastuje z odgłosem kopyt obijających się o wilgotną ziemię, wypełniających swą muzyką drogę.
Jadą w milczeniu, niepoprawnej, przygnębiającej ciszy, która gromadzi się wokół nich, owija swym zimnym płaszczem. Obaj tak blisko, a tak daleko od siebie.

Grzywa wierzchowca jest szorstka, skołtuniona, pokrywa się falami, gdy wiatr rozwiewa je. Intensywny zapach końskiej sierści otumania jego zmysły, odrywa od rzeczywistości, jest drzwiami ku krainie ulgi.

- Gdzie jesteśmy?
- Niedaleko, pojutrze z noclegiem będziemy już na miejscu - odpowiada poprawiając się w siodle.
Albinos rży, zarzuca łbem.
Czuje dziwny zapach, który nie dociera do ludzkich nozdrzy. Woń pergaminu, leśnej ściółki, mieszające się, tworzące uwodzącą komplikację, napawającą lękiem, niepewnością. Znajomy zapach, niezmienny od lat. Kopyta mu płoną, chce puścić się w zabójczy pęd, by dotrzeć w ramiona zaufania.
- Sei-chan, może zrobimy postój?
Kątem oka spogląda na czarnowłosą postać, niepewnie ściskającą lejce. Kiwa głową.
Jazda na nieswoim koniu jest męcząca, koniu nie będącym czystej krwi, innym od wszystkich jak jego prawowity pan, pewnym swego i niepowstrzymanym. Pozornie dumny i dystyngowany, w środku dziki i nieprzewidywalny, jak ten, który go wytresował, swym pewnym oddechem i czułym szeptem.

Niebo spogląda na niego ostrzegawczo, daje sygnały, swym suchym wiatrem.
Tod się niecierpliwi... Wokół łba konia zbiera się popiół, wiruje niczym aureola, nie opada.
Ten sam popiół wżera się w duszę czerwonego monarchy, nieprzerwanie rażąc bólem od dwóch wiosen, rozdziera tkani, nasiąka krwią, zapycha żyły i powolutku zabija. Król rażony chorobą skona, a jego następcą jest wyklęty książę o czarnej szacie, przykrywającej gnijące ciało, dzień w dzień tracące swą świeżość i piękno. Rozkładające się zwłoki zasiądą na tronie wyciosanym z białej kości, misternym w swym wykonaniu, tronie śmierci i kary. Pana absolutnego.

Popiół opadnie, zniknie z jego ciała i odpłynie w zapomnienia. Złoty sztylet przetnie łańcuch przeszłości, ukróci morderczą codzienność.

*** 

- Ashe, chodź do wody - woda lśni, niczym diamentowa zbroja na jego opalonej skórze.
- Nie mam na to ochoty - odpowiada głosem o pustej, białej barwie. Jego wzrok utkwiony w delcie, jest wolny, nieprzyćmiony żadnym uczuciem.

Wrażenie że jest czysty, pusty i zarazem pełny, nie chce go opuścić. Jakże rzadko jego dusza tak wolno dryfuje po bezbrzeżach świadomości, wypełniony dziwnym, niecodziennym stanem, ściera z skóry krew i sadzę wczorajszego dnia, odpycha od siebie rogatą istotę, wyrywa jej język by nie szeptała i pogrąża się w wewnętrznym milczeniu.
Ile miał lat? Siedem? Gdy pod bosymi stopami poczuł chłód wodnej rzeczywistości, gdy stanął tak, niewidzącymi oczętami wpatrując się w ujście rzeki.

- Oj no, wszyscy się bawią. Chodź i spróbuj chodź chwile się rozerwać - brunet chwyta jego ramię pewnym uściskiem - Nawet nie zrzuciłeś z siebie stroju.
Przerzuca wzrok na jego rozdartą, niczym łomem, uśmiechem twarz.
- Jest mi tak wygodnie. Daj mi spokój.
- Ashe, no...
- Nie umiem pływać, a jak zmoczę włosy to do wieczora nie wyschną - kładzie nacisk na swoje słowa, one ostrzej opuszczają jego usta.
Uścisk się wzmacnia, duża dłoń szarpie go w swoją stronę.
- To cię nauczymy!
Ciągnie go kilka kroków ku ciemnej toni, pełnej radosnych zawodzeń.
- Puść mnie - warczy szarpiąc się.
- No chodź. Co ci szkodzi?

- Teppei Kiyoshi... Puść mnie! 

Głos niesie się po falach, siła tych słów zamyka wszystkich w kulce milczenia. Spojrzenia wszystkich zatapiają się w czarnowłosej istocie, a bursztynowe oczy świdrują ciało Kiyoshiego.
Wiatr się wzmaga, szarpie czerwoną wstążką, zwywa ją, kradnie i zanosi daleko od brzegu. Hebanowy welon przykrywa pełne niezadowolenia oblicze.
W złoto-brązowych tęczowych wiruje dziwny duch, krąży wokół źrenicy, muszki zatopionej w żywicy.

- Odsuń się ode mnie. Natychmiast. 

Starszy chłopak robi krok w tył, kolejny. Potyka się, upada w wodę.

Czerń otula postać chłopaka, wyciąga swe macki i otula spokojny i piękny świat wokół, wypełnia tym magicznym głosem, niosącym zgubę nieposłusznym.

Wszyscy patrzą, zaczynają szeptać.
- Co to było?
- Ten głos... Aż mam ciarki
- Chcę uciec jak najdalej od niego.
- Przerażające.

Nagle inny głos przerwa zalegającą na plaży ciszę.
- Ashe, chyba zabroniłam ci używać swojego daru na drużynie.
Czarnowłosy, skryty przez mroczną kurtynę wzdycha i odwraca się ku trenerce stojącej przy brzegu. Odrzuca ją spojrzeniem spod grubych rzęs.
- Nie cierpię jak ktoś mnie do czegoś zmusza - rusza przed siebie, wychodzi z wody - I jak mi ktoś rozkazuje.
Riko zaciska usta w wąską linię.
- Wracaj do ośrodka. Nie będę tolerowała takiego zachowania - spogląda na drużynę zamarłą niczym skały obijane przez fale - A wy, dwie trasy na wysepkę i spowrotem - skinieniem wskazuje na jedno drzewko wśród zieleni pół kilometra od plaży - Masz niesamowitą odwagę używać swojego talentu tresera na starszym koledze z drużyny - spogląda na Kiyoshiego.
- Będę tresował każdego, kogo zapragnę. Przecież... - uśmiecha się, ukazując rzędy białych zębów, ten grymas mrozi krew w żyłach Riko - Nie odetniesz mi jezyka, nie ogłuszysz mnie - podchodzi do niej, pochyla się ku jej przestraszonej twarzy, rozkoszuje tym strachem na niewieścim obliczu - A nawet jesli straciłbym te zmysły... I tak wszyscy zrobią co tylko zapragnę. Doskonale o tym wiesz, mnie nie da się powstrzymać żadnym zakazem.
- Mogę wywalić cie z drużyny.
Nikumi prycha.
Jego wzrok ląduje za dziewczyną, przykłada palce do ust i dorośnie gwiżdże. Dźwięk ten wedruje spokojnie po plaży, niezrozumiale pojawiając się nagle, budzi pytanie.
Mija brunetkę kieruje się ku drodze jaką tu przybiegli.

- Nie zrobiłabyś tego - mówi spokojnym, pewnym siebie tonem. Budzi niepokój.

Kuroko doskonale zna ten stan, wie co oznacza. Absolutna aura otacza popielatego księcia, jak jego króla.

- Wiesz co mogę. Widziałaś mnie na boisku. Prędzej mnie pobijesz, okaleczysz, czy cokolwiek innego, ale nie wywalisz mnie na zbity pysk z zespołu - odwraca się ku nim. Przygląda z satysfakcją ich obliczom. Tyle obrazów ukazujących strach... Tyle emocji, od których powietrze gęstnieje, tyle szaleńczych rytmów, tworzących niemożliwą symfonię przerażenia - W końcu... Kto dorówna kapitanowi tak sławnego Pokolenia Cudów, jak nie kapitan drugiej Cudownej Generacji?

W zaroślach szelest, na piach wbiega dostojne stworzenie, słońce odbija się w siwej sierści, błyszczy w inteligentnych, posłusznych ślepiach. Zbliża się do swego pana, gotowe i osiodłane.
- Wracam do ośrodka, pani trener... - mruczy pod nosem dosiadając klaczy i ruszając szybkim kłusem.



Tod - dosłownie „śmierć”, imię konia, którego dosiada Akashi. Musi być albinosem, wszędzie muszę jakiegoś mieć c:



Mam dziwne wrażenie, że w stosunku do poprzednich, temu rozdziaławi czegoś brakuje... Może opisów? Nie wiem, chyba jesteście zobowiązani mi podpowiedzieć. 
Ale to wszystko przez to,  że chciałam jak najwięcej tu upchnąć. I chyba mi się udało (?). Wyjaśniłam na czym polega dar Ashe i może trochę kim jest (?) 
Mam ogromną nadzieję, że się podobało. 

3 komentarze:

  1. Co ty tak masz z tymi brakami, niczego tu nie brakuje. Tylko przyczepię się, że zamiast Tetsuya napisałaś Tatsuya. To jedyne co mnie zbiło z kompletnego rozpłaszczenia suę przed tym rozdziałem i porozrzucania konfetti pokolorowanych krwią w twoją stronę. Bo ja jako totalny zjebus na punkcie Basugeja się do takich rzeczy przeczepiam. Przepraszam, jakby co.
    Ashe to ja bym sobie do haremu wzięła (jakbym tylko tak owy miała), bo jego osobowość, włosy, umiejętność, oraz fakt, że gra w koszykówkę sprawia że dla mnie jest ideałem. Chciałabym zobaczyć, jak ty go sobie wyobrażasz, jego obraz w twojej głowie musiałbybyć ciekawy.
    Chce więcej Teppei'a *patrzy na rozdział* Tak zajebiście ci wychodzi i widząc jego radosną mordę przy Ashe, mam ochotę się trochę tak histerycznie śmiać. Ogólnie patrząc na Kiyoshiego, mam ochotę się śmiać.
    Akasza jak narazie przemilczę. Szykuję się aby dać jakiś opis jego zachowania, jak akcja totalnie się rozwinie.
    Weny, pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurwa, powiedz mi, w który miejscu Twoim zdaniem temu rozdziałowi brakuje opisów. Opisów jest w nim od chuja i to takich, że pomimo wielkich chęci, nie byłam w stanie zrozumieć z niego ni słowa w stanie słodkiego wcięcia (trudno, nie oplujesz ekranu ze śmiechu, czytają mój komentarz).
    Powiem szczerze, że Ashe jest dla mnie kompletnie niezrozumiałą postacią. To znaczy, nie tak, że nie rozumiem JEGO, choć prawda jest taka, że niewiele o nim wiemy, i cholernie intryguje mnie jego przeszłość (choć wiem nieco więcej niż inni czytelnicy, ah, jaki zajebisty przywilej, ale znając Ciebie, to, co mi mówisz nie ma w przyrównaniu do całości treści, żadnego większego znaczenia). Ja nie rozumiem po prostu moich uczuć względem niego. Bo np; w postaci Kaito wyczuwam takiego psychola, jednego z tych, których uwielbiam (+polibytowość) i po porostu go kocham taką chorą, psychiczną miłością. A Ashe... z jednej strony mnie fascynuje, z drugiej odpycha. Jest jak takie dzikie zwierzę, dostojne w swej dzikości, piękne i tajemnicze, stojące na szczycie skały i jak ten samotny wilk, wyjące do księżyca. Z jednej strony bardzo chciałabym go dotknąć, jest w nim coś co mnie pociąga, hipnotyzuje, z drugiej, nie chcę do niego podjeść, ponieważ bije od niego taki dziwny chód, niepokój... Te uczucia są dziwne, a jednocześnie odnoszę wrażenie, że dokładnie taką aurą chciałaś go otoczyć, że zawarcie w nim dostojnej dzikości i indywidualizmu jest czymś, co bardzo chciałaś nam, czytelnikom pokazać. Mylę się?
    Sam rozdział jest cholernie intrygujący, bardzo dużo wnosi sobą do fabuły, a opisy jak zwykle powalają mnie na kolona + perspektywa Tetsu, jednocześnie jego perspektywą nie będąca (tu teoretycznie powinnam Ci zarzucić, że mieszasz perspektywy, co jest niepoprawne z punktu widzenia logiki w tekście, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Owszem, nie powinno się tak robić, ale mnie to zupełnie nie przeszkadza. Widzisz, co ze mną robisz? Nawet poważniejsze błędy nie wpływają na mój zachwyt Twoimi tekstami, serio, Eio, jesteś niesamowitym stworzeniem - prawie tak niesamowitym jak ja xd).
    Świetnie tez zarysowałaś w tym rozdziale uczucia poszczególnych postaci, podoba mi się kreacja sceny z reakcją członków Seirin na to, co zrobił Ashe. No i włoski związane czerwoną wstążką, kurwa... wiesz, że mam fetysz czerwonego, nie? (pewnie dlatego tak dobrze dogaduję się z Akaszem). Kurwa, słodko, pięknie i pedalsko. A jednocześnie dostojnie. Serio, tylko Ty potrafisz sprawić, że dostrzegam coś takiego jako dostojne *ukłom*
    Ale, jak się zapewne doskonale domyślasz, pomimo całej zajebistości przedstawienia akcji z punktu widzenia Asiątka, największe wrażenie wywarł na mnie moment z Akaszem i horsem. No na pewno to wiesz, w końcu znasz mnie już trochę.
    Kurwa, Akasz, koń, koń, Akasz, albinos.... *już widzi ten pęd powietrza rozwiewający długą grzywę i czerwoną grzywkę postaci, która dumnie unosi się na grzbiecie białego jak płatki śniegu stworzenia*


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaaak, bardzo się jaram tym fragmentem, moja miłość skompresowała się do jednej chwili i nie chce się odkompresować (takie słowo nie istnieje, ale chuj).
      "Jazda na nieswoim koniu jest męcząca, koniu nie będącym czystej krwi, innym od wszystkich jak jego prawowity pan, pewnym swego i niepowstrzymanym. Pozornie dumny i dystyngowany, w środku dziki i nieprzewidywalny, jak ten, który go wytresował, swym pewnym oddechem i czułym szeptem."
      Ten moment, jest tak piękny, że siedzę gapię się w ekran i nie wiem co powiedzieć. Eio.... dwa zdania, a określają postrzeganie Ashe przez Akasia lepiej niż zrobiłoby to kilka rozdziałów. Przynajmniej ja tak to widzę. I jeszcze taki dobór słów... magia, czysta magia, zdecydowanie najlepszy fragment z całego rozdziału.
      "- Słyszysz moje bicie serca?"
      Dlaczego dla mnie zabrzmiało to niepoprawnie romantycznie..? Chyba coś ze mną nie tak, scena sama w sobie nie ma nic z erotyzmu, a ja mogę sobie wyobrazić, jak towarzyszy tej wypowiedzi i zawisa w powietrzu. Boże, jestem nienormalna.
      Wgl podoba mi się późniejsze wytłumaczenie Ashe i to stwierdzenie "dlatego, bo żyjesz". Proste i wymowne. I takie... elektryzujące, napawające niepewnością i niepokojem, a zarazem dziwną fascynacją.
      "- Tetsuya Kuroko, jak wiele wiesz o Taidze?"
      Nie wiem, czy zauważyłaś, choć staram się w to, w częściach poświęconych Akasiowi wplatać na tyle często, na ile pozwala mi wyczucie, że bardzo lubię takie zwracanie się do osób w pełnym imieniu i nazwisku. Oczywiście, nie do każdej postaci to pasuje, Akasz spełnia ku temu idealną rolę, ale Ashe też. Wiem, że jest związany z Akaszem w sposób wiadomy, ale i tak fakt, że umiałaś go tak wykreować, by zwracając się do Tetsu w ten sposób, brzmiał w pewnym stopniu równie dostojnie, co Akasz, to moim zdaniem wielki wyczyn *schowaj, kurwa, te pierdolone nożyczki, przecież powiedziałam, że 'w pewnym stopniu'*
      Także, ukłon z mojej strony.
      No i weny, dużo weny, bo MgM zaczyna robić się coraz bardziej intrygujące~

      Usuń