piątek, 21 listopada 2014

Tułaczki do Szczęścia 6


Czy ćmy są męskie?



Stukot podkutych butów na korytarzu.
- Odejdźcie - polecenie wydane niepewnym głosem. I oddalające się kroki ochrony.
Cisza.
- Braciszku? - silny i pewny głos z wewnątrz celi. Dziewczyna oblizała palce z gnijącej krwi, wytarła dłoń w resztki kaftana - Czy to ty? Przyszedłeś mnie uwolnić?
- Nie - głos po drugiej stronie drzwi. Za kurtyną zdecydowania krył się żal i więźniarka to wiedziała - Przyszedłem wysłuchać twych ostatnich słów, siostro. Zostaniesz stracona.
Celę i korytarz z metalu wypełnił szaleńczy śmiech.
- Zabijecie mnie?! Haha...
- To nie żart.

Ręce bezwiednie opadły jej wzdłuż ciała, którego nie zmieniła roczna mordęga samotności i pragnienia.
- Ach tak... - zapomniała, że jej brat nie umie żartować - Trudno... Ale nie mam ci nic do powiedzenia - odwróciła się od drzwi, jej nadzieja zgasła - Jak będę chciała coś wyrzec, zawołam cię.
- Dobrze - uchylił głowę. Odszedł pokornie do swojego pana, nie dając zdrajczyni ani jednego słowa. Zostawił ją z jej szaleństwem i smutkiem.
Lecz kto tu jest większym zdrajcą? Kto zdradził bardziej?

- Trupy mają martwą duszę, a ich cała gniją pod ciężarem grzechu obojętności - uklękła przy rozkładającym się ciele. Zagłębiła dłonie pod skórę, chwyciła i wyrwała - Zwłoki nie mają ciała, bo ono nie wytrzymało nadmiaru bodźców - wbiła zakrwawione i cuchnące żebro w odrapaną ścianę - Czasem to po prostu fizyczny ból - pogłaskała spojrzeniem trzy martwe cielska w swoim pokoju - Czasem wewnętrzne cierpienie - zagryzła wargę w zamyśleniu - Chyba lepiej być trupem niż zwłokami. Jak sądzicie panowie?
Dżentelmeni się nie odezwali. Zwłoki nie potrafią rozmawiać. One tylko jęczą w agonii.
Zwłoki dziewczyny odsunęły się od kalendarza wykonanego z towarzyszy niedoli.
- Za trzy tygodnie minie rok. Rok temu ostatni raz ich widziałam. Moja rodzina... Moje doskonałe dzieci...

***

- Cało to szkatułka na marzenia. Będzie trwało póki będzie ich pełne.
- Badou, co jest w tych fajkach?
Rudzielec zabrał mu papierosa i zaciągnął się.
Co to się porobiło... Znów dzielą jedną przyjemność. Znów bez czułości zaspokajają swe zachłanne brudne ciała. Czy to normalne?
- Nic. Mihai powiedział mi to po ceremonii - podał mu dymiące ukojenie, by i on nabrał go głęboko w płuca - Heh... Nie umiesz się nawet dobrze zaciągnąć.
- Spadaj. Nie palę zbyt często - z jasno-różowych, zbladłych warg czmychnął dym w bezgwiezdne niebo - Jak myślisz co mógł mieć na myśli.

Badou odparł się o parapet, wychylając za okno ku niebu, kołdra zsunęła się z jego bioder. Wyglądał jak spadły wśród ludzi anioł, który chce wrócić do domu. Lecz to tylko złudne wrażenie, więcej w nim piekła, niż nieba, prędzej pochwyci Lucyfera, niż wstąpi w szeregi anielskie. Świadomy sadysta, zbyt ciekawy by okazać miłosierdzie.

- Czy ja wiem. Chyba chciał przez to powiedzieć, że żył dla tej chwili - spojrzał przez ramię na białego mężczyznę, głupia myśl przyszła mu do głowy - Ej, Heine, a ty masz jakieś marzenia?
- Skąd takie pytanie? Dziwny nastrój wprowadziłeś... - otworzył oczy, dotąd zamknięte - Ale jak naprawdę chcesz wiedzieć, to nie mam żadnych marzeń - skłamał.
- Smutne. Tylko idioci nie mają marzeń - wyrzucił peta przez okno - Marzenia są fajną ucieczką od teraźniejszości. A kiedy się spełniają jesteś naprawdę szczęśliwy.
- Wiesz jak dziwnie brzmią tak mądre słowa w twoich ustach?
- Spierdalaj - rzucił w białowłosego poduszką, którą miał pod ręką. Ten jęknął niezadowolony o obrócił się na bok, plecami do Badou.
- Ej, a ty jakie masz marzenia, Badou?
Rudzielec zamknął okno, wpatrzył się w atrakcyjne ciało.
- Czy ja wiem. Mam parę, ale chyba naprawdę bym chciałbym swoje życie najlepiej jak się da. To bardzo popularne marzenie - ułożył się obok i przytulił do chłodnych pleców, ukrytych pod kołdrą - Zimno ci?
- Bo żeś otwarł okno, a na dworze niemal 0 stopni - mruknął Heine. Mówił tak, jakby nie zwracał się do Nailsa, tylko bardziej do białych ścian pokoju - Popularne?
- No. To aż dziwne, że ty go nie masz - rudy wierzgnął pod kołdrą - Ładnie pachniesz.
- Nie mam marzeń z prostej przyczyny. Większość marzeń jest związanych ze śmiercią. Ja nie zaprzątam sobie nią głowy - obrócił się twarzą do swojego kochanka. Kochanek, jak to dziwnie brzmi. Kochankowie, jakie to poetyckie słowo, niepojęte by określać tymi słowami tych wulgarnych mężczyzn... - Przestań mnie wąchać zboczeńcu. I czego się tak do mnie kleisz, twój tyłek dostał już swoje.
- Zboczeńcu? Ja tylko mówię, że masz ładne kosmetyki do mycia. Nie wiem o czym ty myślisz - westchnął odepchnięty - Kleję się, bo potem zabierasz całą kołdrę. Jak się przytulę będzie mi ciepło.

Badou skłamał po części. Co tu ukrywać, potrzebował czasem trochę czułości. Pocałunku, przytulenia, jakiegoś miłego słowa typu: "Masz zajebisty tyłek". Ale Heine był beznadziejny. Nie potrafił zrozumieć niemożliwie prostych sygnałów. Jak dziecko, gubione we mgle, błąkające się głodne i spragnione po pustkowiu.

Białowłosy ziewnął i przymknął rubinowe oczyska.
- Mów co chcesz, ja idę spać. Jakiś dziwnie filozoficzny klimat wprowadziłeś.
- Dobrze. Branoc...
- Brarnoc, branoc - wybełkotam niczym pijany zmęczeniem Rammsteiner.

***

Kolejne uderzenie, brutalne pchnięcie.
- I jak moja mała dziwko. Podoba się?
Czarnowłosy zacisnął dłonie na metalowym stelażu łóżka. Spiął jeszcze bardziej, co spowodowało większy ból. Jakim utrapieniem jest ciało, które nie słucha właściciela, w takich chwilach.
Jedna część jaźni jęczała z rozkoszy i śmiała w twarz zdegustowanej i zdezorientowanej drugiej.

"Boli..."
"To ma boleć"


- Nie słyszę twoich krzyków, za dobrze ci?
Złapał jego penisa, mocno ścisnął, a na jego ustach wykwitł obleśny uśmiech. Tak to mu się podobało. Ścianki wnętrza zielonookiego zacisnęły się gdy przez jego ciało przeszedł poteżny impuls bólu.
Chłopak nie krzyknął jednak, chodź łzy leniwe potoczyły się mu po policzkach. Mężczyzna zrobił to jeszcze mocniej, dalej rżnąc go jak ostatnią kurwę, którą przecież miał być.

Cholerny sadysta! Wszystko miało iść zgodnie z planie. Miał grać tanią dziwkę, by zbliżyć się do swojego celu i zlikwidować. Teraz katana była za daleko, a on był za słaby.

- Krzycz!
Zielonooki zacisnął mocniej zęby i oczy. To tak bardzo bolało.
- Beznadziejna z ciebie kurwa - staruch puścił go i mocno popchnął na materac. Przygniótł swoim masywnym cielskiem i przyspieszył. Wchodził głęboko, brutalnie i szybko.
Krew spływała rozkosznymi stróżkami po wnętrzu ud chłopaka, a jego ciało kleiło się od tej, która wypłynęła z małych ran, komponujących się z siniakami. Wcisnął twarz w poduszkę i czekał.

Klient zaspokoił się, odsunął.
- Zapłacę i spadasz.
Kaito na drżących ramionach uniósł się i spojrzał na niego.
- I czego się gapisz? Ubieraj się. Brakuje mi tylko, by żona cię tu znalazła - wymamrotał i poszukał czegoś w barku. Pokój w którym odbywała się ta okropna scena był za piękny i za skromny w tym, by być miejscem tego brudnego aktu pożądania i pragnienia zbrukania, skrzywdzenia.

Kaito poruszył się delikatnie, chodź i tak skrzywił się z bólu. Zsunął się z łóżka na ziemię. Jego chude ciałko drżało, a głos nie chciał się wydobyć z gardła, opanowała go złość. Niepohamowana i wzmagająca się z każdym oddechem.

- Ciekawe co by powiedziała, gdyby dowiedziała się, że handlujesz żywym towarem - wychrypiał.
Masywnemu, włochatemu mężczyźnie serce zamarło w piersi, kaprawe ślepia wypełniły się niepokojem.
- Co ty pieprzysz, mała szmato?!
- Filip Nanahiro, 52 lata, właściciel Banku Stulecia, szef gangu zajmującego się handlem ludźmi - czarnowłosy cichym i słabym głosem podał informacje na temat swojego klienta. Był taki osłabiony... Taki obolały...

Banknoty wysunęły się z grubych palców Nanahiro i z gracją opadły na dywan w kwieciste wzory. Dywan był szorstki.
- Gówniarzu - syknięcie rozeszło się po ciepłym pokoju. W dłoni mężczyzny pojawił się pistolet. Stary model, nie do końca sprawny. Z pełnym magazynkiem.
Ból śpiewał arię wysokich lotów w każdej komórce ciała czarnowłosego, gdy rzucił się na ziemię po swoje ubrania. W połach długiego płaszcza tkwiła katana. Nie zdążył jej użyć.

***

- Heine, oddaj kołdrę... - jęknął rudowłosy. Jego ciałem wstrząsał dreszcz, poreżny i uparty. Nocny przyjaciel.
- Mhmm... Czego? - Heine uniósł głowie i otworzył oczy.
Piękny widok zastał.

Zieleń to kolor jak każdy inny, jednak ma zaskakujące właściwości. Uspokaja, przynosi ulgę, daje błogie uczucie bezpieczeństwa. To co zielone jest dobre. Tak śliczna zieleń współgrała z czernią źrenicy i bielą białka, tworząc abstrakcyjny obraz zamknięty w jednym oku.

- Kołdra.
- Hę? A... - uniósł poły pierzyny i zaprosił rudzielca do swojego ciepłego kokonu.
- Uprzedź zanim wcześniej przyjdziesz, pożyczę od sąsiadki drugą – mruknął Badou wciskając twarz w poduszkę, przepełnioną zapachem potu i papierosów. Zaciągnął się głęboko –Muszę zapalić.

Heine zamglonym wzrokiem wpatrywał się w plecy przyjaciela, gdy ten otwierał okno i wychylał się z dymiącym papierosem w noc. Tak naturalny we wszystkim, w każdym swoim oddechu, w każdym ruchu. Tak piękny i brzydki w całym swoim istnieniu. Po przecież prawdziwi ludzie są sumą sprzeczności.

- Hej, Badou, skąd nasz tatuaż? – spytał wreszcie białowłosy, patrząc na mały kształt na dole pleców jednookiego.
- Założyłem się bratem. Przegrałem i musiałem sobie zrobić tatuaż – odparł obojętnie rudy – I Dave musiał wybrać wzór...
- Podejrzewam, że sam nie wybrałbyś motylka – Heine wyszczerzył się w uśmiechu nie uprzejmym, lecz pełnym rozbawienia, kpiny.
Nails fuknął i zanim białowłosy się zorientował się usłyszał syk palonej skóry. Swojej skóry.
- Ej! – odskoczył i zakrył poparzone ramię.
- To nie motylek – rudowłosy odpalił ponownie papierosa – To ćma
- Ale mi różnica – Rammsteiner spojrzał w miejsce w którym wcześniej był okrągły ślad po poparzeniu. Przybliżył się i przejechał palcami po czarnych konturach – Ładny. Ale wciąż motylek.
- Ćma! – rudzielec wyrzucił peta przez okno, rzucając się na albinosa – To jest bardzo męska ćma!
- Męska, jak różowa wstążeczka we włosach.

Wśród symfonii śmiechu uderzyli o podłogę. Ich nagie ciała, jeszcze jakiś czas temu złączone nieczystym aktem, pozbawionym tej czułości, jaka powinna tam być, uderzyły o zimną i twardą ziemię.
Badou przygniótł go pod podłogi, naciskając mocno na jego barki.
- Odszczekaj to!
- Hau, hau! – czerwonooki wyrwał się mu i zmienił ułożenie, siadając mu na brzuchu i przytrzymując nadgarstki.

Dwa spojrzenia się spotkały. Przepełnione dziwnym błyskiem.
Jednak ten błysk, u każdego inny, musiał szybko zgasnąć.
U jednego, był to po prostu szczęśliwy, szczery i przyjemny blask, oznaczający po prostu „Lubię cię”
U drugiego iluzja radości, mająca przykryć kolorowym płaszczykiem rozkładające się serce, cuchnące bólem i oblegane przez tłuste białe larwy irytacji, spowodowane bezsilnością wobec swojej natury.

- Au, kretynie, mój łokieć! – zbulwersował się zielonooki. Szarpnął się – Złaź ze... co to? – spoważniał.
- Co?
W pokoju po meblach przejechała cisza i zatrzymała się pomiędzy nimi.

Ciche pukanie. Uderzanie o drewno. Ciche i delikatne. Jakby nie chciało tak naprawdę zbudzić śpiących tam mężczyzn.
- Drzwi – obaj wydali werdykt. Odskoczyli od siebie, rzuci się po ubrania.

- Tak – właściciel mieszkania otworzył drzwi. Nikogo nie zastał, pusto i cicho.
Nie... nie cicho. Dało się usłyszeć cichy i niepewny charkot. Coś uderzyło go w kostkę.
Spojrzał.

Czarna pochwa dotykała jego nogi, czarna pochwa ubierała katanę, trzymaną przez słabe dłonie.

- Kaito? – upadł na ziemię przy chłopaku, który osunął się na ziemię przy drzwiach. Oddech czarnowłosego był nierówny, wzrok zamglony. Oczy miał zaszklone. Policzki mokre od łez i wargi pokrwawione. Jego mniejsze nagle ciałko było wieszakiem na stary płaszcz – Co ci się stało? – Badou mówił cicho, chcąc zachować spokój na pokrytym mgiełką nocy korytarzach. Dotknął go, ten zadrżał.
Spojrzał na niego mętnie, czerwone wargi zadrżały i ułożyły słowa, spomiędzy nich wydobyło się cichutkie i słabe rzężenie.

- Pomóż mi...

5 komentarzy:

  1. Rozpierdolony tyłek Kaito! Ty to wiesz, co ja lubię!
    KOCHAM, WIELBIĘ, KAITO BOLI TYŁEK, KAITUSIA BOLI TYŁEK! ♥
    Wiesz, czekałam na ten seks z zapartym tchem. I było, kurwa, warto. Kocham sposób w jaki przedstawiasz brudny seks. To jest coś... czego nie sposób wywalić z pamięci. Zagnieździ się w niej i tam pozostanie, nieważne czy tego chcesz, czy nie. No ja chcę, tylko szkoda, że zamiast uczyć się biologii, siedzę teraz z głupim uśmiechem, myśląc o tyłku Kaitusia.
    Co do samego rozdziału - no nie powiem, wreszcie zaczyna się coś naprawdę dziać. To tej pory to było takie wprowadzenie, a teraz w końcu czuję, że najbliższe rozdziały to będzie to coś! Jaram się.
    "Oblizała palce z gnijącej krwi" - no, wiesz że ja lubię takie opisy. Tylko ta gnijąca krew mnie zastanawia. Czy krew może gnić? Niby to tkanka, no ale tak jakoś... odzywa się moja patologicznoskłonna natura. Nie słuchaj mnie. To z krwią to taka metaforka Twoja, tak myślę.
    "- Trupy mają martwą duszę, a ich cała gniją pod ciężarem grzechu obojętności - uklękła przy rozkładającym się ciele. Zagłębiła dłonie pod skórę, chwyciła i wyrwała - Zwłoki nie mają ciała, bo ono nie wytrzymało nadmiaru bodźców - wbiła zakrwawione i cuchnące żebro w odrapaną ścianę - Czasem to po prostu fizyczny ból - pogłaskała spojrzeniem trzy martwe cielska w swoim pokoju - Czasem wewnętrzne cierpienie - zagryzła wargę w zamyśleniu - Chyba lepiej być trupem niż zwłokami." - Hehe, wiesz co ja lubię part.2. Jak ja wielbię takie opisy, jesteś normalnie przecudną używką, która karmi moją spaczoną wyobraźnię. Dla takich opisów warto rano wstawać.
    "Cało to szkatułka na marzenia" - tak wgl to chyba "ciało". Mihai jest mądrym typkiem, stwierdzam. Bardzo fajna sentencja. Eio, genialne.
    "Ból śpiewał arię wysokich lotów w każdej komórce ciała czarnowłosego" jak nie skończysz z takimi opisami, to nie ból, a ja wyśpiewam Ci arię zachwytu tu i teraz.
    "U drugiego iluzja radości, mająca przykryć kolorowym płaszczykiem rozkładające się serce, cuchnące bólem i oblegane przez tłuste białe larwy irytacji, spowodowane bezsilnością wobec swojej natury." Lubię jak tak definiujesz postawę i uczucia Heine, określając go takimi opisami. Lubię ten mrok w albinosku. Świetnie o nim piszesz.
    Kaito cały zakrwawiony wpada do Badou, tak bardzo się jaram *czeka na wątek Kaituś x Badou, bardzo czeka*
    Jestem taką sadystką. Szkoda mi tyłka Kaitusia, ale z drugiej strony tak bardzo lubię ten fragment... No nic się już nie poradzi na taki zryty mózg jak mój - nie.do.odratowania.
    Cholera, wciąż mam przed oczami tyłek Kaitusia - WEŹŻE ZA TO ODPOWIEDZIALNOŚĆ JAKĄŚ, JAK JA TERAZ DO BIOLOGII WRÓCĘ?!
    P. S Szkoda, że z tą kobietą z początku taki krótki fragment, czekam na dłuższą część. To ta sama co z końcówki 4 rozdziału Tułaczek, nie?
    PP. S Dziś oficjalnie ćmy stały się najbardziej męskimi owadami. Wiwat ćmy dla Badou! Będę łapać!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ta sama laska co z 4 rozdziału. Bardzo ważna laska. Yea! Cieszę się, że ci się podoba. Przeproś ode mnie biolkę, bo chyba coś wam przerwałam

      Usuń
  2. "- Cało to szkatułka na marzenia. Będzie trwało póki będzie ich pełne.
    - Badou, co jest w tych fajkach?" - rozwalił mnie ten dialog XDDDD w ogóle tu jest kilka takich zdanek które brzmią cholernie prawdziwie. Niesamowite ^^
    A ta dziewczynka z celi, ta na początku to jest ta sama co kiedyś była na końcu rozdziału ne?
    Ćmy mnie rozwaliły XDDD jak tak można co? W moim pokoju latają właśnie sobie takie dwie... miałam je zabić, ale teraz nie mam serca Q.Q
    Nie niej sama notka świetna. I to rzucanie się po ubrania X3 jestem ciekawa co z Kaito. Czekam na next i weny~!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże, cała ta scena z Heine i Badou w łóżku była po prostu boska! Rany, świetnie Ci to wychodzi, poprzednim razem też się tak zachwycałam XD A scena gwałtu... o rany... Choć nie rozumiem dlaczego Kaito tak po prostu "wydał się", zamiast cicho wziąć katanę i sieknąć ;_; I znów - całe szczęście, że mam kilka kolejnych rozdziałów do czytania xD Skończyłaś w takim momencie, że gdybym była wówczas na bieżąco, nie wytrzymałabym ze zniecierpliwienia ;___;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym gwałtem to sprawa nieco bardziej skomplikowana, niestety. Ale może w kolejnych się wyjaśni?
      Haha... wyobraź sobie jak to było z tymi co czytali na bieżąco c:

      Usuń