czwartek, 20 listopada 2014

List pisany sercem

anime/manga - Dogs: Bullets & Carnage
paring: Badou x Heine

"Nigdy nie bałem się śmierci. Nigdy przed niczym nie uciekałem. Nie zależało mi też na nikim konkretnym. Byłem chyba pustą istotą, na pewno nie człowiekiem.
Dziś wstaję jako człowiek w niemal pełnym tego słowa znaczeniu. Wypełniają mnie uczucia o których istnieniu nie miałem wcześniej pojęcia. Co tu gadać, chce mi się żyć i czuję to życie w każdej komórce ciała. Przestałem być maszyną, zaprogramowaną na przeżycie, a "życie" i "przeżycie" nie oznaczają tego samego.
To dzięki Tobie.
Chodź o tym nie wiesz, jesteś moim prywatnym zbawicielem. Wyłowiłeś mnie z bezdennej studni obojętności, ciszy i szarości. Tak nieporadnie i niedelikatnie, ale jednak. Nie można nawet powiedzieć, że mnie wyłowiłeś. Wywlekłeś mnie za kudły, jak na Ciebie przystało. Wypełniłeś moją codzienność nieskończoną gamą barw i dzwięków.
Chyba wyszło z tego masło-maślane. Nie umiempisać listów, tym bardziej takich.
Tak na koniec... Cieszę się, że pojawiłeś się w moim życiu. Jesteś pierwszą osobą którą pokochałem, podoba mi się ten stan. Lubię to nasze wspólne, nieco zwariowane życie.

Heine.

Ps. Pewnie nigdy nie dam Ci tego listu."

Badou uśmiechnął się do siebie, a może do ostrych i pochyłych liter na pomiętej kartce.
- Badou, idziesz?! - zniecierpliwiony krzyk z korytarza, niosący się echem po pustych i zimnych ścianach mieszkania.
- Już, już! Nie chcę niczego zapomnieć! - ponownie niechlujnie złożył list. W miejscach zgięcia papier był cienki i delikatny. Strzępił się. Białowłosy musiał czytać to osobliwe wyznanie kilkukrotnie. Ciekawe jaką miał wtedy minę.
Rudzielec raz jeszcze omiótł spojrzeniem, już nie należące do nich mieszkanie i zabrał pudło.

Prawda jest taka, że i Badou dużo zawdzięcza Heine. Naprawdę dużo.
Przełamanie się, zburzenie budowanego przez siebie muru i dopuszczenie do siebie czyjegoś ciepła, po tym jak straciło się bliską osobę nie jest łatwe. Dla Nails'a była to kręta droga, ale dotarł do punktu, w którym rano nie budzi się sam.
On też lubił to życie.

Wyszedł z pustego mieszkania, gdzie na ścianach wisiały, niewidzialne dla innych wspomnienia. Ciekawe czy przyszli lokatorzy je ujrzą. W końcu to nie było tylko mieszkanie. To był azyl w którym wszystko się zaczęło. To przecież tu pierwszy raz padły te słowa, wywołujące u niektórych łzy szczęścia, to tu dochodziło do kłótni, to tu rzucano się garnkami i to tu dochodziło do tak czystych i pięknych aktów miłości.

- Nic nie zostało. Możemy jechać - zażądził wsiadając do samochodu z czerwonym napisem "Przeprowadzki z Bill'em", wynajętego przez Heine.
- Co tak długo? - mruknął albinos, odpalając silnik.
- Nieważne - rudowłosy zacisnął wargi na filtrze papierosa, kryjąc uśmiech.
Heine widział wystającą z kieszeni kartkę.


Mam nadzieję, że się podobało, bo mnie samą zadowala ta miniaturka.

3 komentarze:

  1. Mam jedno słowo na tę miniaturkę, no dobra dwa słowa: piękna zwyczajność.
    Nie dziwię się, że jesteś zadowolona. To naprawdę jest dobry tekst. Piękny, bo opisany w twoim stylu, z całą tą falą elektryzujących słów, które uwielbiam. A mówi o czymś niezwykle zwyczajnym. Ot, przeprowadzka, wspomnienia namalowane czarnym tuszem, krótkie, wyznanie/niewyznanie. Ta miniaturka jest inna od typowych Heine x Badou, które do tej pory pisałaś. Nie ma w niej ani trochę tych nadprzyrodzonych wątków, które się w innych pojawiały. I pewnie dlatego właśnie tak bardzo mi się podoba. To nie tak, że nie lubię w.w wątków, ale taka zwyczajność od czasu do czasu też jest dobra. A opisana przez Ciebie w sposób tak prawdziwy i szczery jest po prostu idealna. Pod każdym względem. Taka miłość, która nie ma potrzeby być nazywana po imieniu, życie codzienne, które jest jednocześnie niezwykle zwykłe i niezwykle nadzwyczajne. Spędzasz kolejne dni z osobą, na której ci zależy, w pełni z życia korzystając. Kłócicie się i kochacie na stole (ten stół to już dopisek mojej wyobraźni huehue), rzucacie garnkami i pianą w wannie (once again - moja wyobraźnia w roli głównej) - niby proste i zwyczajne, dzień wyjęty z życia pary, ale jednocześnie bardzo niezwykłe, ponieważ takie uczucie zawsze ma w sobie coś "nie z tej ziemi". To taki trochę paradoks myślowy, może nawet lekki oksymoron. W każdym razie ja tak to odbieram.
    "Wyłowiłeś mnie z bezdennej studni obojętności, ciszy i szarości. Tak nieporadnie i niedelikatnie, ale jednak. Nie można nawet powiedzieć, że mnie wyłowiłeś. Wywlekłeś mnie za kudły, jak na Ciebie przystało. Wypełniłeś moją codzienność nieskończoną gamą barw i dzwięków." Cudo, bo moment z włosami. To takie w jego stylu. I jak fajnie to ujęłaś. Uwielbiam.
    "Wyszedł z pustego mieszkania, gdzie na ścianach wisiały, niewidzialne dla innych wspomnienia." Tymi niewidzialnymi wspomnieniami wygrałaś mój dzień. Świetne.
    Także, powiem raz jeszcze, że miniaturka naprawdę bardzo mi się spodobała, odebrałam ją bardzo pozytywnie i nie obraziłabym się, gdybyś jeszcze kiedyś wrzuciła tu coś w takim stylu.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja mam tylko dwa znaki "<3"
    Nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć.
    To było wspaniałe... choć spodziewałam się kłótni o kartkę na sam koniec. Chyba że Heine faktycznie sam dał Badou ten list OoO wtedy to już w ogóle <3 Cudo krótkie lecz genialne cudo. I te opusy *-* Jak normalnie ich nie cierpię tak u ciebie je kocham <3
    Weny~!!! Chce więcej takich genialnych notek *^*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie to zrobiłaś ^.^ Genialne jak zawsze <3 I jeszcze raz wszystkiego najlepszego oraz do zobaczenia jutro :D *.*

    OdpowiedzUsuń