piątek, 31 października 2014

Tułaczki do Szczęścia 5


Omlety ze smutnym nadzieniem



Po nocy przychodzi dzień. Popełniając błąd, trzeba godzić się z jego konsekwencjami i brać odpowiedzialność za swoje czyny. Spojrzeć w twarz prawdzie i teraźniejszości, nieważne jaka by była.
Mleczne światło wlewało się leniwie przez okno, a w jego blasku tańczyły, niczym baletnice rozespane drobinki kurzu. Kołdra była wymięta, poduszka niewygodna, a stopy zmarznięte.
Niezadowolony pomruk wydobył się z jego gardła, gdy poruszył się niespokojnie. Ból zwinnymi podskokami przemierzył jego kręgosłup, śmiejąc się mu w twarz.
- Au... – syknięcie błądzące gdzieś we wnętrzu poduszki.
Jego dłoń natrafiła na oddychającą istotę, wtapiającą się w biel pościeli. Bieli, ładnie w bieli. Mruknął niezadowolony i bezdusznie wyrwał albinosowi przykrycie. Opatulił się w ciepłej puchowej kołdrze i wpatrzył się rozespanym wzrokiem w nagie ciało.
Ciało jak ciało. Jakie jest każdy widzi. Widzi piękno, szczupłych, silnych kończyn, wklęsły brzuch i wąską klatkę piersiową. Widzi białe rzęsy rzucające cienie na policzki, idealnie wykrojone blade wargi i mały zadarty nos. Doskonałość. Doskonałe ciało, które samo o siebie dba, które nie może umrzeć. Które nie słucha właściciela. Zadrżało z zimna.

Wąskie brwi zmarszczyły się, tworząc na gładkim czole zmarszczkę oburzenia. Powieki uniosły się, a czerwone tęczówki zadrżały lękliwie przed blaskiem nowego dnia.
- Zimno... Oddaj kołdrę – cicho i niewyraźnie. Dłoń o długich palcach wysunęła się po przykrycie.
- Nie.
- No daj.
- Nie, spadaj.
- Zimno mi.
- To się przytul.

Zaszeleściło. Momentalnie zmarznięte dłonie wsunęły się w fałdy pierzyny i przycisnęły się do zagrzebanego w przyjemnym kokonie ciała.
- Zimno mi, kurwa – burknął naznaczając nosem piekący szlak na jego szyi. Zimne palce przejechały po biodrach w górę, na plecy. Ramiona zgięły się, głowa opadła sennie – Przytuliłem. Daj mi tę cholerną kołdrę.
- No i tak powinien wyglądać poranek po tak intensywnej nocy – Badou zarzucił mu na ramiona kołdrę.
- Co cię wzięło? Naczytałeś się yaoiców od Naoto? - Rammstener zawinął się w ciepłą kulkę.
- To ona czyta to gówno? - rudzielec spojrzał na niego w niedowierzaniu - Nie wygląda na zboczoną.
- One są wśród nas... - odparł złowrogim szeptem białowłosy.
Pokój wypełnił rozbawiony śmiech.
- Boję się!
Nails padł w poduszki z wesołością wpisaną na twarzy.
Heine wpatrywał się w jego twarz z zadowoleniem. Znów sprawił, że on jest uśmiechnięty. Samo to czyniło go w jakimś dziwnym stopniu szczęśliwym. Serce dziwnie mu biło...
- Idę się umyć.

Białowłosy spoglądał jego nagie ciało gdy ten zbierał rozrzucone po podłodze ubrania. Jego skórę brukały ślady ugryzień, zadrapania, na udach siniaki, na rękach też. Wyglądał jakby ktoś się nad nim znęcał, lecz to on zadawał ból.

- Boli cię?
- Słucham?
- Obolały jesteś? - powtórzył Heine opuszczając kołdrę wystawiając się na chłód jesiennego poranka. Wczoraj podrapane ramiona, dziś były czyste.
- No. Wszystko mnie boli - odparł jednooki - Jak po spotkaniu pierwszego stopnia z tirem - zamilkł nagle - Hmm... Napalony Heine, jak tir?
- Wybacz - nieśmiertelny odwrócił speszony wzrok. Źle się z tym czuł. Źle mu z tym, że Badou cierpi przez niego.
- Spoko. Jest w porządku. Nie masz za co przepraszać - wykonując pobłażliwy i ciepły gest.
- Nie głaszcz mnie po głowie jak psa - burknął Rammsteiner, odtrącając jego dłoń.

Badou pokazał mu język i szybko skierował się do łazienki.
Czuł się jak kilkudniowe gówno, ale był zadowolonym gównem. Mimo, sprzeciwiającemu się mu ciału, mimo brudu od którego cały się lepił. Naprawdę było mu dobrze. Nie pamiętał kiedy ostatni raz obudził się i ktoś był przy nim. To przyjemne uczucie.

***

Drzwi kaplicy skrzypiały gdy słabe ręce pchały je, by te się roztwarły.
- Niech będzie pochwalony...
- Na wieki wieków - wysoki blondwłosy ksiądz skierował twarz ku młodszemu ojcu - Czego szukasz bracie?
Zielone oczy zilustrowały wnętrze kaplicy, jej wysokie zdobione sklepienie, marmurową kolumnadę, brudne witraże i stare cegły wystające ze ścian.
- Chyba źle trafiłem. Przepraszam - mecz u boku młodego księdza uderzył o jego łydki, a koraliki różańca przy pochwie obiły się o siebie, wydając przyjemny, ciepły dźwięk.
- O, czyżbym trafił na jednego z Czerwonych? - uśmiech rozkwitł na wąskich wargach pastora tego opuszczonego kościoła.
- Słuch cię nie myli, bracie.
- Wnosić broń do Domu Bożego... Czego dziś was uczą, młodzi? - ślepy klecha podszedł kilka kroków ku uzbrojonemu duchownemu.
- W tym przybytku jest więcej broni, niż w wojskowym składzie, moja nic tu nie znaczy - odparł zielonooki - Przepraszam za najście. Szukałem kogoś, lecz wygląda na to, że nie znajdę go tu.
Kroki oddaliły się w stronę wrót. Te jęknęły żałośnie gdy Czerwony opuszczał ten święty przybytek.
- Jak szkoda, że poszedł, prawda Nill?

Złotowłosy aniołek wychylił się zza kolumny. Niespokojnie poruszała skrzydłami, oczy się jej świeciły, dłoń w zaciekawieniu i zdenerwowaniu mięła brzeg sukienki.
Tyle było pytań, które zadałaby. Szkoda że nie mogła.

***

- Co tak ładnie pachnie?
Ciekawski nos wyłonił się zza jego placów. Dokładnie weryfikował ten nowy słodki zapach.
- Omlety - niechętnie odparł białowłosy grzebiąc drewnianą łopatką na patelni. Rzucił mu spojrzenie przez ramię. Sińce przykrył długimi rękawami bluzki i starymi, wytartymi dresowymi spodniami. Heine nie chciał by Badou musiał cokolwiek przykrywać. By musiał chować ślady jego działalności.
- Zajebiście to pachnie - rudzielec oparł się obok o blat i wpatrywał z pragnieniem na rumieniące się śniadanie. Głód skręcał mu kiszki, nawet papieros trzymany w ustach nie pomagał.
- Zawsze palisz w kuchni?
- Masz z tym jakiś problem? - odparł urażony Nails. Nienawidził jak ktokolwiek zwraca mu uwagę na fajki. Niech się świat odpierdoli.
- Nie, spoko, przywykłem - odparł Rammsteiner unosząc dłonie w geście obrony.
Oj, delikatny temat. Papierosy...
- No ja mam nadzieję - jednooki zgasił peta pod zimną wodą i wyrzucił. Uśmiechnął się ciepło i wrócił do łazienki by rozczesać włosy.

Potwór. Bezduszny, potwór, który rani wszystkich dookoła. Zostawia bolesne ślady, na każdym kogo dotknie. Potwór który nigdy nie powinien nauczyć się kochać. Który powinien zamknąć się w pokoju bez okien, bez drzwi i nigdy nie wyjść za swe więzienie. Lub umrzeć.
Śmierć to nagroda. Śmierć jest wybawieniem. Tylko ludzie mogą doznać takiej rozkoszy. On człowiekiem nie był i nigdy nie będzie. Nie zazna w ekstazy wybawienia od zła świata, nie ucieknie od ciernistych łodyg oplatających jego serce.
Miłość rani. To miłość pcha w ciepłe, bezpieczne ramiona śmierci.

- A omlety na słodko, czy wytrawnie? - zamilczała pokornie suszarka.
- Jak wolisz. A robię sobie na słodko - odparł Heine papierowym, pustym głosem.
- To mi też.

Normalny poranek, czyż nie? Ale czy normalne jest by obcy sobie mężczyźni szli razem do łóżka, by rano zachowywali się jak para, lecz wciąż byli sobie obcy? Czy taki stan rzeczy jest normalny?
Nie. U nich normalny jest tylko poranek. Nic nieznaczący poranek...
~
Widelec wbił się w puszyste ciasto.
- Pycha, gdzie nauczyłeś się gotować?
- Gotować? - Heine spojrzał na rudzielca z powątpiewaniem - Umiem tylko omlety, spaghetti i naleśniki. To nie jest gotowanie.
- Oj tam, oj tam... Coś ty taki nie w sosie? - Badou wepchnął kawałek oblanego bitą śmietaną omleta do ust.
- Wszystko w porządku. Zmęczony jestem, a obiecałem, że pomogę wysprzątać kościół - przetarł dłonią twarz i ukrył ziewnięcie.
- I mówisz to ty? Ja ledwo żyję!

Natychmiast pożałował tych słów. Białe oblicze pokryło się cieniem, szarością niczym mgłą, a czerwone ślepia zmatowiały.

Potwór...

***

- Wiedziałem, że tu będziesz.
Niezadowolony pomruk, jako pierwsza odpowiedź.
- Było zachować tę wiedzę gdzieś w sobie. Nie musiałeś mnie szukać.
- Jesteś ostatnio jakiś nieswój, Kaito - brunet podszedł od tyłu do chłopaka i przytulił bez odwzajemnienia. Silny zapach krwi, go zamroczył, lecz nie przeszkodził on mu.
Czarne szczenię przemknęło cicho obok ich nóg.
- Powiedz mi Vogel, czemu zwłoki są smutne? - czarnowłosy chwycił w palce swój warkoczyk.
- Ponieważ są samotne? Bo pragną ciepła i miłości? - odparł chłopak o czekoladowych oczach, ciepłych i słodkich jak prawdziwa czekolada.
- Bo są samotne... Hmm... Jest samotna? To czyni ją smutną i złaknioną krwi?
- Kaito? - Vogel spojrzał w puste oczy przywódcy, utkwione w panoramie miasta. W dłonie ściskające krzyżyk.

Kaito?

- Wiesz, zemsta wcale nie jest słodka. Ma smak zgnilizny i metalu. Już jej nie chcę - uniósł krzyżyk, słońce przemknęło po plamach rdzy - Ciekawe czy zwłoki się ucieszą na mój widok?
Wystawił się w oczekiwaniu na fałszywy pocałunek. Przyjął go z uśmiechem na ustach i znudzeniem w oczach.
- Jestem głodny - wyrwał się z objęć - Nie czekaj na mnie.
Zwinne skoki po dachach, wykonywane przez ciało niezdolne do takiego wysiłku.

- Te zwłoki potrzebują powrotu zbłąkanego klechy. Potrzebują jego miłości i lojalności. Nie mojej - wytarł z obrzydzeniem wargi po pocałunku z zakłamanym, nieposłusznym trupem - Ale to nie znaczy, że ty ją dostaniesz, Samuelu...






I jak? Podoba się? Mam nadzieję, bo dokończenie tego kosztowało mnie niemożliwe wiele... uffff... Ile ja się naklęłam, by to wreszcie móc wstawić!
Hyhyhy - znów mamy nowe postacie! Ale to pewnie już zauważyliście -,-
Nie wiem kiedy kolejny rozdział, bo mam też zaczęty rozdział Koszmarków i pomysł na kolejny Mann gegen Mann. Mam nadzieję, że mi się uda to ogarnąć i najdzie mnie wena.
c:

3 komentarze:

  1. No i jestem!

    Strasznie się ucieszyłam na ten rozdział. Jakoś tak długo nie było tu nic nowego (tydzień, tak długo, dla mnie długo, a przynajmniej jeśli chodzi o Ciebie).
    No to nie owijając w bawełnę;
    myślałam, że spośród tych trzech długich opowiadań, które piszesz najbardziej podoba mi się Mann gegen Mann (pomysł na kolejny rozdział - TAK!), potem zakochałam się jeszcze w Koszmarkach. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że yaoi o mało znanym przeze mnie paringu może aż tak zawrócić mi w głowie. No cóż, pomyliłam się.
    Po tym rozdziale, już wiem, że spośród tych trzech Tułaczki są najpiękniejsze. Może wynika to z tego, że wkładasz w nie całą swoja duszę, przelewasz tyle uczuć, że aż tekst nimi promieniuje. Serio, walą po oczach. Ale to dobrze. Widać, że naprawdę masz sentyment do tej magni, paringu, opowiadania. Bardzo mi się to w Tobie podoba.
    "Ciało jak ciało. Jakie jest każdy widzi. Widzi piękno, szczupłych, silnych kończyn, wklęsły brzuch i wąską klatkę piersiową. Widzi białe rzęsy rzucające cienie na policzki, idealnie wykrojone blade wargi i mały zadarty nos. Doskonałość. Doskonałe ciało, które samo o siebie dba, które nie może umrzeć. Które nie słucha właściciela. Zadrżało z zimna."
    Pewnie będziesz się zastanawiać, dlaczego akurat ten cytat przypadł mi do gustu. No cóż, jest prosty, szczery i prawdziwy. Prosty opis zwykłego ciała. Żadnej poetyckości, żadnych metafor, nic. Takie opisy też są piękne. Jesli ktoś umie je właściwie przedstawić, to w jakiś sposób chwytają za serce. A Ty to umiesz. I mnie chwyciłaś.
    "Czuł się jak kilkudniowe gówno, ale był zadowolonym gównem."
    No po tym to się długo musiałam zbierać. Tak trafne porównanie, że mnie prawie zabiło. No i to "zadowolone gówno". Miałam przed oczami obraz uśmiechającej się kupy. I był to obraz niesamowicie dziwny, nieprawdopodobny, ale rozbrajający. No i do tego Badou ma brązowe włosy, a gówno zazwyczaj jest brązowe... Zastanawiam się czy wgl zauważyłaś to pisząc, jak trafnie go porównałaś xd
    "Potwór. Bezduszny, potwór, który rani wszystkich dookoła. Zostawia bolesne ślady, na każdym kogo dotknie. Potwór który nigdy nie powinien nauczyć się kochać. Który powinien zamknąć się w pokoju bez okien, bez drzwi i nigdy nie wyjść za swe więzienie. Lub umrzeć.
    Śmierć to nagroda. Śmierć jest wybawieniem. Tylko ludzie mogą doznać takiej rozkoszy. On człowiekiem nie był i nigdy nie będzie. Nie zazna w ekstazy wybawienia od zła świata, nie ucieknie od ciernistych łodyg oplatających jego serce.
    Miłość rani. To miłość pcha w ciepłe, bezpieczne ramiona śmierci."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli kolejny opis z serii "umieram, wyję i czytał w kółko". No, co ja Ci będę dużo mówić. Piękny, piękny, brutalnie szczery, poruszający prawdziwością uczuć Heine i smutny. Taki w czerni. Ale niesamowicie piękny.
      "- Powiedz mi Vogel, czemu zwłoki są smutne? - czarnowłosy chwycił w palce swój warkoczyk.
      - Ponieważ są samotne? Bo pragną ciepła i miłości? - odparł chłopak o czekoladowych oczach, ciepłych i słodkich jak prawdziwa czekolada.
      - Bo są samotne... Hmm... Jest samotna? To czyni ją smutną i złaknioną krwi? (…) - Wiesz, zemsta wcale nie jest słodka. Ma smak zgnilizny i metalu. Już jej nie chcę - uniósł krzyżyk, słońce przemknęło po plamach rdzy - Ciekawe czy zwłoki się ucieszą na mój widok?
      Wystawił się w oczekiwaniu na fałszywy pocałunek. Przyjął go z uśmiechem na ustach i znudzeniem w oczach."
      Wcześniej też już to mówiłam (chyba), ale bardzo podoba mi się to określenie/pytanie "smutne zwłoki, szczęśliwe zwłoki". Takie... mocne i intrygujące. Bardzo fajnie opisy fragment wydarzeń, bardzo trafnie przedstawione pojmowanie rzeczywistości przez Kaito, tu mam na myśli głownie ostatnie dwa zdania.
      No, to by było na tyle, jeśli chodzi o ten rozdział.
      Weny i czekam na więcej!
      P. S Nie wiem dlaczego, ale od początku Tułaczek (tylko podczas pisania komentarzy za każdym razem o tym zapominałam wspomnieć) mam wrażenie, że coś się dzieje pomiędzy Kaito a Badou. To znaczy bardziej od strony Kaito. Nie żadne tam obezwładniające pożądanie, ani nic z tych rzeczy, ale coś tam się wyczuło w tym fragmencie jak byli na cmentarzu i Badou wyciągnął go z grobu i objął, a Kaito się tak na niego wtedy fajnie spojrzała.
      Może jestem dziwna (pff, na pewno jestem), ale z jakiegoś niewyjaśnionego powodu liczę na wątek Badou x Kaito. Możesz mnie wyegzorcyzmować xd




      Usuń
  2. Jesteś okropna :c po przeczytaniu czegoś takiego moje "Awww jakie to jest genialne" byłoby obrazą Q.Q i jak ja mam teraz wychwalać to cudo TT^TT
    Spróbuję:
    Czytając o poranku przestałam ogarniać który to z nich poszedł do łózka tylko "zaszaleć" a który kocha tego drugiego. Jakoś tak mi się zatarło, ale moim zdaniem, świetnie to wyszło~ poza tym ich relacje są takie normalne, że aż dziw. Niby byli trzeźwi wieczorem no ale kłótnia o kołdrę ta bardzo true XD *mówi z kolonijnego doświadczenia, gdzie na 1 łóżku potrafiły spać 3 osoby i kołdra też była w liczbie 1* i to przytulanie~... fajnie, że jednak Heine to zrobił... nie 'fajne' jest nie na miejscu q.Q to było o wiele lepsze. i te naleśniki... zjadłabym :3
    Nie wspominając o cudnych opisach kurzu <3 nie wiem czemu, ale ja je strasznie uwielbiam XDDD
    Nowe postaci, nowe postaci ja się tam cieszę~... bo przynajmniej zaczynam ogarniać kto jest od czego i tak minw. rys fabularny. Przy tej broni w kościele (a raczej jej braku) to aż chciałam się kłócić z moim laptopem... do puki nie przeczytałam dalej.
    Ja tam się będę dopominać o koszmarki C: i Tułaczki i "Historię królestwa na morskim dnie" (chyba tak to się nazywało, ne?)
    Weny~!!!

    OdpowiedzUsuń