manga/anime - Dogs: Bullets & Carnage
paring - Badou x Heine
- Ej, Badou, wszystko w porządku.
Pokręciłem głową. Nic, absolutnie nic, nie było w porządku.
- Uspokój się. No już... - wstała z klęczek i przytuliła mnie. Jej cycki gniotły mi twarz, ale to nic...
- Jak mam się uspokoić? - wydusiłem z siebie. Mimi chyba wie, że moczę jej bluzkę?
- To jeszcze nie koniec świata, Badou - powiedziała spokojnie Naoto.
Oderwałem się od przyjaciółki i spojrzałem na szatynkę o głębokich, ciemnych szafirach zamiast oczu.
- To jest koniec świata! - kolejne łzy poleciały mi po policzkach tworząc mało męskie strumyczki - Nill w szpitalu, a Heine z nią. Kurier się spóźnił.. Bishop na kacu. Obrączki jeszcze u jubilera, a ceremonia już za pięć godzin!
- Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem - rzekła i wstała z ławki, a ta cicho stęknęła.
- Zobaczymy jak przyjdzie do twojego ślubu. Jak cie ktokolwiek zechce - odparowałem i wytarłem nos chusteczką, którą Mimi wyciągnęła z kieszeni.
Chyba uderzyłem w jej czuły punkt. Spojrzała na mnie z góry, po czym w milczeniu odwróciła się i odeszła w ciszy. Nie powinienem tego mówić, tym bardziej w zaistniałej sytuacji, gdy to ja mam "żyć długo i szczęśliwie" z mężczyzną który tak ją zainteresował. Nie wiem czy czuje do niego coś szczególnego, lecz napewno boli ją chamska ignorancja Heine.
A jak to się stało, że mam stanąć przed ołtarzem?
To było dość... oryginalne. Tak myślę...
Już od dawna wiedziałem, że to co odczuwam przy nim, myśląc o nim (a nagminnie się na tym przyłapywałem), nie jest zwykłą przyjaźnią, czy też zauroczeniem. Jestem chyba za stary na to drugie. Albo coś ze mną nie tak, bo od samego początku patrzyłem na albinosa bardzo obiektywnym okiem i nie wzbijałem się na tęczowy firmament gdy tylko na mnie spojrzał.
Wtedy było głośno, było dużo spoconych rozbawionych ludzi, kolorowe światła prześlizgiwały się jak dzikie ryby po ich błyszczących ubraniach i równie błyszczącej skórze.
Heine od początku nie był jakoś specjalnie zadowolony z faktu, że dał mi się na to namówić. Wtedy jeszcze nie wiedziałem czemu się zgodził. Siedział przy barze, pił już chyba trzecie piwo, a ja dałem się porwać Mimi do jakiejś ballady i obejmując ją, lekko bujałem się w takt muzyki. Nim się zorientowałem, zostałem wyrwany przyjaciółce i mało delikatnie przyciśnięty do jego gorącego za złości ciała. Dziwnie na mnie popatrzył i dopiero potem oznajmił, że zatańczę z nim. Nawet nie spytał czy chcę. Ale było mi naprawdę dobrze w takim oszalałym stanie dwóch łódeczek na parkiecie.
I byłoby pięknie ładnie, ale to my. U nas nic nie może być tak książkowe i romantyczne w tak oklepany sposób. A mianowicie... wybuchł pożar. Tak, to możliwe, żebyśmy mieli aż tak minusowy licznik szczęścia.
Mimi już wcześniej sobie poszła, więc o nią się nie martwiłem. Nie wiem jakim cudem ale zostaliśmy odcięci od reszty imprezowiczów. Tak, licznik wciąż bił na minus.
Było bardzo jasno i gorąco. Ze strachu niemal srałem po gaciach. Tak panikowałem, że nawet nie zauważyłem, że trzyma mnie za rękę. Aż boleśnie mocno. Coś krzyczałem. I... Heine mnie uciszył. Swoimi ustami, jak można się domyślić. Kazał mi się uspokoić.
Na marne, bo się nie uspokoiłem, mając w dupie jego słowa. Dopiero kiedy nas szczęśliwie wyciągnęli z płomieni, a jedynym uszczerbkiem na zdrowiu jakiego doznaliśmy, to lekkie poparzenie na moim przedramieniu, dotarło do mnie co się tam stało. W milczeniu obserwował jak mnie opatrują i w równie milczącym milczeniu odprowadził mnie pod dom. Był trochę wcięty, więc powiedział to prosto z mostu raczej się nie wahając zbyt długo.
No w sumie historia fajna, ale ślad po poparzeniu mi został.
Oświadczył się też w nietypowy sposób, a mianowicie chowając pierścionek do bezy. Niemal się nie udławiłem tym małym chujstwem. Najpierw nie do końca wiedziałem czy to oświadczyny, czy próba morderstwa, ale jeszcze żyje co oznacza, że raczej nie to drugie.
Miała być bajka z szczęśliwym zakończeniem, ale wyszło jak wyszło, czyli tak jak zwykle...
- Jesteśmy! - Wrota uchyliły się i do kościoła wkroczyły dwie postacie. Szybko wytarłem policzki, wziąłem kilka głębszych wdechów i wszedłem im naprzeciw.
- I co? - spojrzałem najpierw przelotnie na niego, potem na nią.
- Złamany nadgarstek, tak jak mówiłem - odparł Rammsteiner, kładąc dłoń na ramieniu małego aniołka.
- Czy ja czegoś przepadkiem nie wspominałem o chodzeniu po krużgankach? - spojrzałem na Nill z lekkim niezadowoleniem. Speszyła się, odwróciła wzrok - Jak ty teraz będziesz wyglądać z tym gipsem...
- Jak kaleka, jak ty - odparł białowłosy.
- Idź się umrzyj - burknąłem. Odwróciłem się na pięcie z zamiarem oddalenia się z godnością, lecz chwycił mnie za ramie i skierował ku sobie. Objął w pasie i przycisnął ku sobie.
- No już nie rycz - powiedział spokojnie.
- Przecież nie ryczę - zbulwersowałem się.
- Masz wilgotne policzki i mokrą opaskę - ucałowałował mnie w szyję - Nie przejmuj się tak, to tak naprawdę tylko formalność. Wystarczy byle ksiądz z formułką.
- Tyle, że my nie mamy nawet księdza... - mruknąłem odsuwając się od tych zdradzieckich zębów.
- To zostaw mnie i ogarnij się mój panie młody - uśmiechnął się. Tak pięknie i szczerze.
Kurwa, jak ja go beznadziejnie kocham.
***
- Heh... kto by pomyślał, że będziesz pierwszy - powiedziała poprawiając mi krawat. Teraz to ona pociągała nosem, jednak ze wzruszenia.
Kto by pomyślał, że taka chwila budzi wzruszenie w osobach z zewnątrz, a we mnie jedynie paniczny lęk.
- Nie becz Mimi, makijaż ci się rozmaże - poczochrałem jej włosy.
- Mi mówisz "nie becz", a niecałe sześć godzin temu sam wyłeś jak bóbr!
Zaśmiałem się nerwowo.
- Ja miałem większe powody - westchnąłem z ulgą - Ale udało się... Teraz wszystko będzie idealnie...
Spojrzałem w lustro. Kto by pomyślał, tamten w nim to ja? Biały garnitur, idealnie dopasowany, starannie upięte włosy. Zadbana każda część ciała. Tak, nawet ten zaniedbany i szelmowaty informator z minusowym licznikiem szczęścia w takiej chwili może wglądać jak dobrze urodzony paniczyk. A kto wie, może licznik podbił trochę w górę? Na pewno. W końcu wychodzę na mąż za mężczyznę którego naprawdę bardzo kocham i nie mam żadnych wątpliwości, że on kocha mnie.
- Chodź już - złapała mnie za rękę - Wszyscy czekają.
Nerwowo przełknąłem ślinę. Pokiwałem głową. Ruszyłem za nią.
Patrzyli na mnie, wszyscy. Mimi stała już przy ołtarzu jako moja druhna, jakkolwiek by to nie brzmiało.
Powoli stawiałem kroki, mój wybranek był wciąż tak daleko. Już tylko połowa drogi. Nieprzyjemnie ściskało mnie ze strachu w żołądku.
Jezu ile ludu. Nie dziw. Organizacja Babci Lizy to nie mała grupka, a teoretycznie to taka dzika, przyszywana rodzina, bo można powiedzieć, że mnie żywią.
Taka piękna chwila. Jedyna w swoim rodzaju. Niepowtarzalna. Doskonała. Preludium nowego rozdziału w życiu. Moje się zmieni się wprawdzie z pozoru nieznacznie. Nadal będę pracował. Nadal narażał dupę. Nadal miał głęboko gdzieś zalecenia lekarzy i dalej będę palił dopóki jeszcze mogę ciągnąć dymka. Ale nie będę wracał do pustego domu. Nie będę żył tak z dnia na dzień, lecz będę myślał o naszej przyszłości. Nie mojej. Naszej.
Tak wyniosły moment, a ja... a ja musiałem wypierdolić dzwona!
Musiałem, bo było by nieważne, prawda?! Prawda, kurwa?!
Kwiaty wypadły mi z rąk. Uderzyłem po posadzkę.
Pośród ławek zapanował szmer, widziałem jak Heine schodzi z podwyższenia, chcąc jak zwykle z miną "Co ja z tobą mam, pechowcze", pomóc mi. Jednakże szybko się podniosłem, zabrałem bukiet i szybko pokonałem dzielącą nas odległość.
- No, to teraz możemy się hajtnąć - powiedziałem otrzepując spodnie.
- Co ja z tobą mam... - mruknął on pod nosem.
Bishop zaczął klepać formułkę. Nie ogarniam ja białasek go zmobilizował, ale pewnie nie chcę tego wiedzieć, bo się jeszcze rozmyślę w obawie o swoje życie.
- Ładnie ci w białym - szepnął on. Zerknąłem na jego skrywany uśmiech.
- Masz na myśli w ubraniach czy bez? - odszepnąłem.
- Nie pamiętam drugiej opcji. Przypomnę sobie w naszą noc poślubną.
- Zboczeniec.
Potem wszystko było tak jak miało. Złożyliśmy przysięgę. Były obrączki i to magiczne "tak". Było tak jak miało być. Gdy wyszliśmy z kościoła sypali nas ryżem, monetami. Potem było skromne wesele.
I nadeszła ta noc poślubna...
Z niedowierzaniem wpatrywałem się w trzymany przez niego wieszak.
- Nie ma mowy, Heine - zaoponowałem.
- Błagam, Badou! Na chwilkę. Potem i tak to z ciebie zedrę.
- Ale będę w tym wyglądał jak idiota!
- Przez chwilę! Proooszę!
Westchnąłem. Wstałem i wyrwałem mu wieszak idąc do łazienki w naszym hotelowym pokoju.
Wróciłem gdy już wcisnąłem się w to coś.
Byłem pewien że puści mu się krew z nosa jak mnie zobaczył w tej sukni ślubnej, sięgającej kolan.
- Wyglądam jak kretyn - ukryłem twarz w dłoniach.
- Chodź tu kretynie - mruknął i rzucił mnie na łóżko jak worek kartofli.
Była to bardzo... bardzo aktywna noc. Na miarę jego i moich możliwości...
No cóż... mam czego chciałem. I jestem z tym szczęśliwy.
Eeee.... czemu tu nie ma mojego komentarza T^T wredny blogger
OdpowiedzUsuńNo to jeszcze raz XD
Heine XD nie podejrzewałam u ciebie fetyszu na sukienki XDDD ale cóż przyznaję mu niechętnie rację X3 Badou musiał bosko wyglądać w tym <3 (składnia płacze, ale co tam XD) Rudzielcwi w ogóle pewnie pasują sukienki i porównywanie go z babą... inaczej ściąłby włosy no nie? XD
A co do ślubu... ksiądz na kacu zawsze spoko XDDD Jestem ciekawa jak go Heine do porządku przywrócił~....
Dobra *skupia się* chyba plotę od rzeczy z niewyspania XD
Strasznie mi się spodobała ta wizja ślubu choć był w pewnych momentach niezwykle zwyczajny XD oczywiście jak na nich. Spodziewałam sie ataku mafii czy, bo ja wiem, obrączek na pistolecie a tu takie zwykłe "tak" XDDD
Ale i tak strasznie mi się podobało <3 Badou taki cudnie zdenerwowany X3 Kochany~
Weny~!!!
Oi, jak fajnie że ci się podoba. A wiesz, na mafię nie wpadłam. W sumie jak teraz napisałaś, to byłoby to super... *rozmarzyła się*. No ale cóż... znów pisałam na zamówienie Szefowej.
UsuńMam nadzieję że blooger wreszcie się nad tobą zlituje.
Jesteś chyba jedyną która komentuje u mnie wszystko... Ale i tak świetnie bo ja uzależniłam się od Waszego bloga~!
Idź się wyśpij.
OMÓJBOŻEROZDZIAŁCUDO
OdpowiedzUsuńA tak poważnie to... kurde chcę się pozachwycać, ale muszę powiedzieć Ci najpierw jedną rzecz. Otóż obejrzałam Dogsy. Zrobiłabym to już milion lat wcześniej gdybym wiedziała, że to anime jest takie krótkie. Moja pierwsza reakcja po obejrzeniu - Badou, Badou, Badou, Badou kocham cię! Serio, to ova z nim to jakieś cudo, on cały jest cudowny, a jego przemyślenia to już wgl. Oczywiście Heine też wspaniały i piękny i wgl orgazm od samego patrzenia, ale jednak BADOU! No tak zajebiście uroczy z tym swoim nałogiem i tym jak przy braku nikotyny zamienia się pana pod tytułem "aaaa, rozpierdolę wszystko!!!!". Bezcenny widok, kocham go!
No i akurat po obejrzeniu anime, przeczytałam tego shota i no kurde no. Czytając ten tekst miałam wrażenie jakby to był dokładnie ten sam Badou, co z ovy. No cudo po prostu, od początku wiedziałam, że piszesz świetnie, ale nie miałam pojęcia, że charakter postaci oddajesz równie trafnie.
Ten shot jest taki uroczy i zabawny. "Minusowy licznik szczęścia" nawet nie wiesz, jak spodobało mi się to określenie. Czytałam je w kółko śmiejąc się do ekranu i prawie budząc resztę domu tym dziwnym chichotem.
To naprawdę super odskocznia od tych zwykle mrocznych prac. Oczywiście kocham ten Twój mrok w nich, ale przyjemnie jest czasem przeczytać takiego lekkiego i niezobowiązującego shota. Także jestem naprawdę nim zauroczona, jest po prostu takim słodką, cukierkową perełką z domieszką ironii i fajnego humoru. Nic tylko brać i kochać.
P. S Dlaczego to anime było takie krótkie </3 (najpierw narzeka, że nie ma czasu, a potem chce więcej, norma xd)? Tak dobrze mi się je oglądało. Wgl klimacik podobny trochę do Baccano, te strzelaniny i wgl no i to samo zdziwienie, kiedy uświadamiasz sobie, że wpakowałeś w faceta milion kulek, a on nadaj stoi, głupio się szczerząc i jeszcze mierzy do ciebie z pistoletu. Kocham ten klimat ♥
No, ale mam straszny niedosyt teraz. Muszę szybko kupić mangę. Dziewięć tomów, tyle hajsów... Bez sensu, że na Yattcie nie można zamówić pakietu w niższej cenie, jak np było teraz z prenumeratą No.6. Powinni mieć taką możliwość. No, ale w sumie myślę, że warto będzie wydać te 150 zł z kawałkiem. W końcu anime (choć krótkie) bardzo mi się spodobało, więc i w mandze mam nadzieję się zakochać.
O rany xD Najlepsze, że w ogóle ich nie widzę w takich klimatach xD Jakaś totalna abstrakcja, a Ty zrobiłaś to tak, że normalnie miałam oczy jak spodki;D Badou zajebiście to przeżywał XD Oddałaś idealnie jego charakter według mnie:) Chociaż cała ta cukierkowa otoczka jakoś tak nie przemawia do mnie, to naprawdę z przyjemnością przeczytałam:) Och, te kilka słów o podróży poślubnej było w dechę;D
OdpowiedzUsuń