To klatka...
Zbyt ciasna bym mógł swobodnie poruszać skrzydłami, obijającymi się o przepełnione skowytem wcześniejszych ofiar, żałobne pręty, wygrywające smutną, łzawą melodię, cieszącą ich uszy. Zbyt mało było w niej powietrza, przepełnionego cudownym dymem papierosów i okrutną wonią krwi, bym mógł zaciągnąć się nim, wypełniając komórki swojego ciała tlenem, którego tak mało było. Zbyt zima, by moje niemal nagie ciało mogło znaleźć pozycję, w której malutka świeczka rozpaliłaby się we mnie, ogrzewając me zdrętwiałe członki.
Podkuliłem nogi bardziej, ściskając swoją obolałą klatkę piersiową jeszcze bardziej, gdy kolejna postać podeszła ku mnie i wyszczerzyła swoje zęby w uśmiechu pełnym kpiny i wprawiała pręty mojego więzienia w drgania. Miały one się wryć w mój mózg i bardziej uświadomić mi moją niedolę.
- Dam siedemset tysi. Śliczna buźka, no nie licząc tej opaski.
Nadal podbijano cenę, ale jeszcze nikt mnie nie kupił. Byłem jeszcze niczyj, chodź czarno-biała przyszłość, zabawki w dłoniach potwora nadchodziła. Chciałem nagłe stracić kontakt z otoczeniem, oddać całe swoje powietrze i umrzeć.
Siniak na policzku wciąż piekł, skóra nieustannie pokryta była gęsią skórką z wychłodzenia, głód i pragnienie nadal skręcały mi kiszki, sen zacięcie kleił powieki. Wciąż nikt mnie nie kupił.
Choć... może to i dobrze?
- Dam milion.
Niespodziewanie, wśród wszechobecnej ciszy, pojawiła się nowa postać. Smukła, poważna i przerażająca w każdym calu. Biel, która nie pasuje do istot nieczystych, piekielnych, owijała jego ciało, nadając mu tej inności. Krwawa czerwień tęczówek odbijała blask świec. Obcasy wysokich, skórzanych butów uderzały o obsydianową posadzkę, gdy zbliżał się do mej celi. Kucnął patrząc na mnie.
- Hmm... nie jestem pewien czy jest tyle warty, ale biorę go za milion - ponownie się odezwał, jego głos był taki zimny...
W ogromnej sali rozniósł się lekki szum. Oburzone, rozgoryczone i zadziwione szepty łączyły się w jedno, tworząc dźwięk podobny do pieśni jesiennych drzew.
- Milion, po raz pierwszy! Milion, po raz drugi! Kto da więcej? Nikt? Milion po raz trzeci! I sprzedane!
Jedni wzdychali, jedni klęli, inni w złości rzucali kielichami o posadzkę, a rozlane wino tworzyło majestatyczne wzory. Demony zaczęły się rozchodzić, a mój nowy Pan znikł z aukcjonerem, by dopełnić formalności. Zostałem sam.
Czym ja teraz będę? Jak będzie wyglądało moje życie? Bezsilna zabawka, zwierzątko. Obdarty z godności, będę musiał mu służyć, spełniać każdą jego zachciankę?
Gdybym tylko wiedział za co się tu znalazłem... i jak?
Mój nowy Pan wyszedł z zaplecza, a za nim aukcjoner.
- Robić z panem interes to niesamowita korzyść, panie Heine - mój poprzedni właściciel wyszczerzył złote zęby w paskudnym uśmiechu, niezgrabnymi palcami otwierając klatkę. Byłem zbyt przestraszony, zziębnięty i osłabiony, by się ruszyć. Przerażony wpatrywałem się w postać nowego Pana.
Był... bardzo młody. Może w moim wieku? Mimo to biła od niego łuna władzy i wyższości.
- Na co czekasz, śmieciu? - warknął do mnie podstarzały facet - Wyłaź!
Lecz wciąż się nie ruszyłem, ba, dobrowolnie wcisnąłem się w kąt klatki. Biały demon budził u mnie niepohamowany, silny strach.
Aukcjoner schylił się, sięgając do klitki i chwycił mnie za długie włosy. Zapiszczałem z bólu, gdy siłą wyszarpał mnie i rzucił na ziemię przed moim nowym nabywcą. Uniosłem głowę i spojrzałem na siwiejącego, tęższego mężczyznę z mordem w oczach. Nienawidziłem sukinsyna.
Widząc moją minę, wzrok i rozłożone, uniesione ostrzegawczo skrzydła, zamachnął się i uderzył mnie w twarz.
- Wystarczy. Jeśli go zbytnio uszkodzisz, karzę ci zapłacić za to.
Spojrzał na mnie, zadrżałem, opuszczając skrzydła i mocniej przyciskając dłoń do czerwieniejącego policzka. Miałem nadzieję, że nie pojawi się w tym miejscu taki siniak, jak ten na drugim licu.
Białowłosy chwycił mnie silnie za rękę i pociągnął mnie w górę. Skąd w kimś takim tyle... uprzejmości w stosunku do swoich niewolników? Poderwałem się z ziemi chwiejąc na obolałych nogach.
- Idziemy. - rozkazał i ruszył, a ja za nim. Szedł szybko, ledwo dotrzymywałem mu kroku.
Miałem wrażenie, że zerka przez ramię na mnie, lecz głowę opuściłem i pokornie za nim podążałem. Nie miałem innego wyjścia. Przed wielkimi drzwiami stała karoca, a jej połyskujący heban odbijał światło bilionów świec unoszących się nad nami. Jego woźnica otworzył mu drzwi. Przywdziany w skórzane ubrania biały demon wkroczył pewnie do powozu.
- Co tak sterczysz? Chodź tu! - warknął do mnie siedząc w zdobionym wnętrzu. Dreszcz tanecznym krokiem przebiegł mi po plecach.
Podkurczyłem skrzydła, schyliłem się, cicho wślizgując do karocy, siadając w najbliższym, najgłębszym kącie.
On westchnął i nakazał przez okno woźnicy jechać. Siedzieliśmy w milczeniu, przerwanym jedynie cichym strajkiem mojego żołądka i dudnieniem kół powozu o czarny bruk.
- Twoje skrzydła zajmują wiele miejsca. - odezwał się nagle.
Nie uniosłem głowy, nie chcąc patrzeć w rubinowe oczy, jedynie bardziej podkurczyłem skrzydła, samemu sprawiając sobie ból.
- Przepraszam. - wychrypiałem przez zeschnięte, niemal do pokurczenia gardło.
Założył nogę na nogę, wzdychając i kręcąc głową.
- Za co? Nie powiedziałem, że to źle.
Lekko rozluźniłem mięśnie, a on spojrzał za okno, gdy powóz się zatrzymał. W malutkim pomieszczeniu znów zakrzyczała cisza.
- Jestem aż tak odrażający, że unikasz mojego widoku?
Podskoczyłem zaskoczony jego pytaniem i jego nonsensem.
- Nie! - odpowiedziałem natychmiast.
- To dlaczego wciąż masz opuszczoną głowę? Obawiasz się mnie?
Milczałem nie wiedząc co odpowiedzieć. Nie mógłbym potwierdzić tak po prostu. On nic już nie mówił, najprawdopodobniej zirytowany.
Kareta zatrzymała się. Woźnica otworzył drzwi swojemu Panu, który pewnym, aczkolwiek niepozbawionym gracji krokiem opuścił pojazd, podążając przed siebie po alejce wysypanej czarnym żwirem.
- Na co czekasz? Wyłaź i chodźże wreszcie. - te słowa skierowane były do mnie. Niepewnie wychyliłem się i ujrzałem swoje olśniewające więzienie. Wyniosłe ściany z białego marmuru, złote ramy okien, drzwi i dach z hebanu. Rezydencja była jednak mała przy ogromnym ogrodzie, ginącym w czerni. Czarna trawa i korony drzew o białych pniach. Przerażające piękno, wciągające i hipnotyzujące, przeszywające serce i wprawiające je w niespokojne drżenie.
Wypadłem z karocy na ostre kamyki, które wbiły się bezlitośnie w moje stopy. Podążyłem za nim, zaciskając zęby.
Gdy przekroczyłem drzwi moje obolałe stopy dotknęły miękkiego, czerwonego dywanu.
- Panie! Już jesteś! - natychmiast pojawił się młody mężczyzna, posiadający bordowe, średniej długości pukle i czarny frak.
Pan zsunął z ramion czarny skórzany płaszcz, obszyty i ocieplany, białym króliczym futerkiem. Podał go lokajowi.
- Czy przygotować kolację, Panie?
- Nie jestem głodny. - ruszył przed siebie - Umyjcie i ubierzcie go.
Nie zerknął na mnie mówiąc to, jedynie ruszył dalej przez korytarz, wchodząc po schodach na piętro. Po chwili zamknął się w swoim salonie.
Lokaj spojrzał na mnie, skupiając się na szmacie przewiązanej w biodrach.
- Jak ty wyglądasz... - zacmokał i pokręcił głową w politowaniu - Nikt kto przybył do tego domu nie był w tak złym stanie. Chodź, naprawdę potrzebujesz kąpieli. - ujął delikatnie mą dłoń - Na imię mi Petro, jestem lokajem w domu Pana Heine. A ty?
Podążałem za nim, wpatrując się w czerwień dywanu.
- Badou - odparłem cicho.
- Boisz się, Badou? - już po raz drugi usłyszałem to pytanie - Nie masz czego. Kupił cię Pan Heine, nic lepszego nie mogło ci się przydarzyć. Tym bardziej, że wielu miało na ciebie chęć, tak rzadki okaz. - spojrzał na mnie, intensywnie niebieskimi oczami.
Zaprowadził mnie do dużego pomieszczenia na parterze. To łazienka. Wielka, kafelkowana, łaźnia. Na samym środku stała lśniąco biała wanna na złotych nóżkach. Petro podszedł do niej, zatkał odpływ złotym korkiem, a ze złotego kranu puścił wodę.
- Poczekaj chwilkę.
Po czym zniknął zostawiając mnie samego.
Dobry Pan? Czy jakikolwiek "pan" może być dobry, jeśli odbiera ci wolność? Wolę umrzeć niż stać się czyjąś własnością, jednakże nie potrafię. Nie chcę do nikogo należeć, nie chcę mieć jakichkolwiek zobowiązań. Chcę wolności.
Petro wrócił w towarzystwie, wysokiego, chudego, bruneta.
- Cześć! Jestem Tim. - przedstwił się wesoło - Pracuję tu głównie jako pokojowy. Miło mi, że mamy nowego towarzysza - podbiegł do mnie - O rany! Jakie ty masz śliczne włosy!
Chwycił mnie za kosmyk, moich rudych kłaków. Skrzywiłem się, a on puścił zaraz.
- Sorki.
- Rozbierz się. - polecił lokaj.
- Sam mogę się umyć. Nie jestem inwalidą - mruknąłem.
- Nie wygaduj bzdur! Chyba należy ci się małe rozpieszczanie, po tej głupiej aukcji - zaprotestował Tim i zanim spostrzegłem rozwiązał, brudną chustę, a ta spadła na ziemię - Nie ma się czego wstydzić! - chwycił mnie w pasie i uniósł jak dziecko.
- Puść! - zapiszczałem miotając się i bijąc powietrze skrzydłami.
Pokojowy ostrożnie włożył mnie do ciepłej wody. Ciepło owinęło mnie przyjemnym kokonem, czułem jak brud odkleja się od mojego ciała i rozpuszcza. Oczyszcza pory i łagodzi ból promieniujący z zadrapań i siniaków.
- Lepiej ci? Nie jest zbyt ciepła? - spytał Petro polewając wodą posklejane brudem pióra moich skrzydeł, przywracając im biel.
Pokręciłem głową.
- Czemu się mną tak przejmujecie? - powiedziałem patrząc na freski na suficie. Służbie wolno doznawać takich luksusów?
Tim popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. Jego stalowo-szare oczy tak dziwnie błyszczały w tym świetle.
- Jak to "czemu"? To chyba logiczne, że pomagamy komuś kto tego potrzebuje. A poza tym, doskonale wiem jak się czujesz. Każdy z nas przez to przechodził. - uśmiechnął się - Zdejmij opaskę!
Posłusznie wykonałem polecenie. Blizny nie skomentowali.
Woda była taka przyjemna. Chciałem umyć się sam, ale kazali oprzeć mi się wygodnie i zrelaksować. Choć na moment było mi niezwykle błogo, to i tak uderzała mnie moja niedola. Jestem niewolnikiem, nieważne jak dobry będzie mój Pan. Nigdy mogę, nie odzyskać wolności.
***
- Pan chce cię widzieć. - oznajmił Petro, gdy Tim próbował ubrać na mnie koszulę. Daremny był jego trud. Skrzydła skutecznie to uniemożliwiały.
Zesztywniałem, przestraszony.
- Ale...
- Spokojnie, chłopaku! Każdy na wstępie spotyka się w cztery oczy z panem - Tim poklepał mnie po ramieniu, chcąc dodać mi odwagi. Nadaremno...
- Czeka na ciebie w swojej sali. Jest na samym końcu, na piętrze. - lokaj podał mi tacę ze złotym kielichem - Zanieś mu to. - pchnął mnie w stronę drzwi wyjściowych z łazienki - No, idźże już.
Zapukałem w hebanowe drewno drzwi, zdenerwowany drepcząc w miejscu na miłym, karmazynowym dywanie. Pozwolenie przyszło natychmiast, więc drżącą dłonią uchyliłem drzwi i wślizgnąłem się do sali.
- Byłem wzywany...
- Owszem. Chodź tu - odezwał się Pan, siedząc w ręcznie rzeźbionym, wyściełanym aksamitem fotelu w otoczeniu biblioteczek. Na miękkich nogach podszedłem do niego, z ledwością utrzymując na tacy kielich - Postaw wino na stoliku i usiądź.
Zrobiłem jak kazał siadając na ziemi, z metr od niego.
- Podejdź bliżej.
Na kolanach przybliżyłem się, na tyle, że siedziałem zaraz przy nogach krzesła.
- Jak ci na imię? - spytał patrząc na mnie cholernie intensywnymi, rubinowymi oczami.
- Badou - odparłem bez wahania. Te oczy, tak hipnotyzujące.
- Ach... - westchnął i sięgnął po wino. Upił łyk. - Nie bój się. Nie skrzywdzę cię.
Jego słowa, takie dziwne. Pokiwałem głową, próbując bezskuteczne się lekko uśmiechnąć.
- Podoba ci się rezydencja, Badou? - zapytał, nagle wyciągając dłoń i sięgając moich włosów - Milusie... - szczupłymi palcami molestował moją głowę.
- Tak... ten dom jest naprawdę imponujący, Panie - spiąłem się gdy zaczął bawić się rudymi kosmykami, lekko pociągając za nie, owijając sobie wokół palców.
- Cieszę się. Reszta ciepło cię przyjęła?
Skąd takie pytania? Dlaczego mnie tak dziwnie traktuje...
- Tak...
- To dobrze. Nie lubię jak ktoś się kłóci w moim domu i nie chcę by ktoś tak wyjątkowy jak ty, czuł się tu źle.
Popatrzyłem na niego z nieśmiałym rozgoryczeniem.
- Chodzi o skrzydła, prawda? - instynktownie nimi poruszyłem.
- To sprawa drugorzędna. Jesteś inny niż ktokolwiek kogo spotkałem. To był powód, dla którego cię kupiłem.
Wpatrywałem się w niego ze zdumieniem. Jego chłodne palce zjechały na mój siny policzek, głaszcząc obolałą skórę. Schylił się do mnie, nasze twarze były tak blisko. Wręcz spijałem mu powietrze warg.
- Ale... - zajęczałem, zaniepokojony.
- Jesteś głodny? - tak oczywiste pytanie spowodowało u mnie dziwny dreszcz bulwersacji.
Tylko czemu? Spodziewałem się czegoś?
Lekko kiwnąłem głową, nieśmiało patrząc na niego.
Chwycił za sznureczek zwisający ze ściany i pociągnął go lekko kilka razy. Po korytarzu rozniosły się szybkie kroki.
- Tak, Panie? - przez drzwi wychyliła się głową Petra.
- Przynieś, proszę jakąś przekąskę i zielonej herbaty. - spojrzał na mnie - Jest jakaś konkretna rzecz jakiej chcesz?
- Papierosy - odpowiedziałem natychmiast. Spojrzałem lękliwie na Pana, a potem na lokaja - Proszę...
- Mam podać? - spytał Petro.
- Tak - potwierdził białowłosy.
Po tym kamerdyner znikł, zamykając drzwi.
- Co ci się stało w prawe oko?
Białe, długie palce musnęły czarną opaskę.
- Straciłem w pewnym wypadku - odwróciłem wzrok.
"Nie drąż..."
- Współczuję. - chwycił mnie z podbródek - Chcesz? - zaproponował mi swoje wino. Niepewnie zilustrowałem kielich, nie wiedząc dlaczego mi to proponuje - Masz suche wargi. - odpowiedział na niezadane pytanie. Czemu mój dziwny Pan się o mnie martwi? Uniósł mi podbródek i przystawił do ust kielich. Ten trunek miał niesamowity smak. Był ostry, a zarazem kwaśny i gorzki. Zakrztusiłem się i zraziłem, lecz piłem dalej. Dopiero potem przyszła łagodność i słodycz. Cóż za niesamowite wino. Opróżniłem kielich.
- Przepraszam... - burknąłem. Wąskie blade wargi wykrzywił lekki uśmiech.
- Nie szkodzi. I tak nie lubię tego wina. Piję je, bo robi je jeden z moich sług z owoców zebranych z mojej winnicy. - odstawił kielich - Usiądź mi na kolanach.
Zaskoczony poruszyłem niespokojnie skrzydłami, lecz posłusznie podniosłem się z ziemi i usiadłem mu na udach. Chwycił mnie w pasie, przyciskając do siebie.
- Ile ty tak w ogóle masz lat, Badou?
- Szesnaście, Panie...
- Ach... to wreszcie jest w tym domu, ktoś mojego wieku - odsunął włosy z mojej szyi, by potem móc ucałować moją skórę. Faktycznie wyglądał na młodego. Gdy szkarłatnooki dalej zajmował się napastowaniem mojej szyi, drzwi otworzyły się i ponownie pojawiła się tam bordowowłosa głowa Petra.
- Panie...
- Wejdź, Petro - albinos spojrzał na niego tylko przelotnie wracając potem do mnie. Krępujące.
Lokaj wszedł do pomieszczenia i odstawił na stolik to co trzymał. Zabrał pusty kielich i wyszedł spoglądając na mnie pokrzepiająco. Zerknąłem na tacę z ciastem cytrynowym i dwoma kielichami z parującym napojem. Obok leżała mała paczuszka. Wziąłem ją bez pytania i natychmiast uraczyłem się jednym z papierosów w niej. Głęboko zaciągnąłem się nikotyną, a ta wypełniła komórki mego ciała, oddając mi odwagę.
- Czemu to dla mnie robisz, Panie?
To pytanie wyrwało się zupełnie niekontrolowanie z mich ust, lecz nie żałowałem go. Nie chciałem zabrzmieć niegrzecznie.
- Już ci mówiłem, że jesteś wyjątkowy. Inny niż wszyscy. Wydajesz się być szczery do bólu, posiadać niesamowitego ducha walki... Jesteś po prostu inny niż wszyscy. Podobasz mi się - zbliżył swoje usta do moich - Zostań ze mną.
***
- Badou, nie odlatuj! - jego głos wyrwał mnie z transu - Co jest takie ważne, że mnie zlewasz?
Poczochrałem mu włosy jeszcze bardziej, wiercąc się na jego kolanach.
- Hej, Heine, pamiętasz dzień w którym się spotkaliśmy? - zacząłem się bawić jego rozpiętą koszulą.
- No...
- A wiesz, że w noc przed naszym spotkaniem miałem, najprawdopodobniej, proroczy sen?
- Nie, a co ci się śniło? - spytał, przerzucając swoje zainteresowanie na mój tyłek.
- Coś o aniołach i demonach... - odparłem trzepiąc go po głowie - Zboczeniec. Nie obmacuj mnie w kościele.
Zarechotał, zupełnie jak jakiś diabeł, lecz dla mnie zabrzmiało to naprawdę ładnie.
- Dobra nie wnikam w twoje dzikie sny, Badou. Mało mnie to też obchodzi.
- Skretyniały ignorant! - posypałem go żarem z papierosa - A tak w ogóle czemu miziasz mnie w kościele, kiedy nieletni aniołek nas widzi.
Uderzył mnie w tyłek a ja podskoczyłem instynktownie.
- Bo mam ochotę...
Uprzejmy, troskliwy Panie... Wracaj tu!
Może jeszcze kiedyś napiszę coś z HB w wersji demona i anioła, bo mi osobiście strasznie podoba się taka wersja. Jak się Wam leży takie ich przedstawienie?
Hyhy .3. Znowu nie wiem o kim mowa, ale mi się podoba xDD Wiem, że o nich pisałaś i wiem jak wyglądają, to już coś! Jak przyjdzie mi ochota na oglądanie anime, to zapoznam się z tytułem, żeby chociaż trochę się zorientować x3
OdpowiedzUsuńA co do samego fanficka - mam mieszane odczucia xD Po prostu biję się z myślami, starając się odsunąć swoje... uprzedzenia? x3 Chyba tak to można nazwać.
Więc~~ Lubię aniołki~~ Mają takie apetyczne...khem, piękne skrzydła i w tym fanficku mogłam sobie wyobrazić jak ładnie muszą wyglądać =w= *np. jak jechali powozem i było wspomniane, że one takie duże~~) Szkoda, że to nie był piekarnik ;3;
Co do pomysłu, jest dość znany i w sumie nie wiem jak na niego reagować xD Pamiętam, że na początku swojej kariery jako yaoistka szukałam takich opowiadań jak głupia, bo zawsze było w nich dużo seksu, a teraz jakoś zaczęły mnie przerażać xD Ja naprawdę jestem za młoda na takie tematy, ale też naprawdę mi się podoba :3 Pewnie dlatego, że nie było hardów, a jednocześnie ładnie ukazałaś ten wątek pan-niewolnik. Na początku ani troszku nie ufałam Heine, bo "czemu on taki miły o.O" "czegoś na pewno chcesz...", aż dziwne, że nie chciał(no prawie... x3). Ludzie ZAWSZE czegoś chcą kiedy są aż tak mili xDD Badou... Badou czasami wydawał mi się taką ciotą, wybacz, wiem, że sytuacja nie była zbyt korzystna, ale tutaj znowu moje przekonania pod tytułem "Jesteś facetem, nie daj się tak traktować, nawet gdyby mieli ci czaszkę rozłupać" xD
Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Dziwnym trzeba być człowiekiem, żeby mieć takie sny na jawie x3 Zgadzam się z Badou, niech jego "Pan" wraca! Był o wiele lepiej wychowany! Ale tak swoją drogą, rudzielec wcale nie lepszy xD Heine może go maca, ale on pali w kościele~~. Czemu on może, a ja nie? Q.Q Świat fanficków jest tak bardzo nie fair </3
Dobra, bo się rozpisałam... Sorry .///.
Mimo, że nie znam tych postaci, miło się o nich czytało i popieram pomysł napisania o nich jeszcze czegoś w zestawieniu Anioł-Demon~
Weny~~ :3
Cieszę się że jednak ci się podobało.
UsuńA co do ciotowatego Badou, pisałam to z myślą o znanych mi miłośniczkach takich gej-cukierni. Jakbym nie pisała tego dla nich było by o wiele mniej miło. Może następne...
A co do postaci... znajdziesz z nimi tylko cztery ovy o każdej z postaci. Na razie jeszcze wychodzi manga (marzy mi się anime). Więc polecam.
Nooo... a co do rospisywania się... Pisz ile klawiatura pozwoli. c:
Opowiadanie jest cudne. Czytałam to że 3 razy. Byłoby fajnie gdyby była kontynuacja.
OdpowiedzUsuńNa początek musisz mi wybaczyć, że dziś tylko jeden shot, ale od 9 byłam na nogach, najpierw miałam wykłady, a potem jeszcze spotkanie i ogólnie rzecz ująwszy padam na twarz.
OdpowiedzUsuńWłaściwie, miałam nadzieję, że uda mi się ogarnąć dziś co najmniej dwa shoty, ale rozszerzona chemia skutecznie mi to uniemożliwiła, serwując 120 zadań do rozwiązania na trzygodzinnym egzaminie. Ostatnie 40 rozwiązywałam już z kompletnie wyłączonym mózgiem i miałam naprawdę ochotę się zajebać. Chemia to sadystka. A ja muszę mieć w sobie coś z masochisty, skoro tak grzecznie się jej oddaję.
No więc, wróciwszy do domu, stwierdziłam, że zanim skamienieję pod prysznicem, albo utopię twarz w poduszce, to jeszcze coś dziś przeczytam. No i padło na Piekło - Niebo.
Wiesz, nie dziwię się, że ten shot trafił do rubryczki najpopularniejszych postów. Jest naprawdę bardzo dobry, Taki tajemniczy, lekko mroczny, a przy tym taki niezwykle delikatny. Choć scena aukcji sama w sobie delikatna nie była, to sposób w jaki ją opisałaś, sprawiał właśnie takie wrażenie. Jakoś zatopiłam się w tych ciemnych barwach tego tekstu, otulona niezwykłą delikatnością Twoich słów. Połączenie wyrazistych opisów z delikatnością przekazu wyszło Ci świetnie, a ja miałam wrażenie jakby nagle znalazła się w innym, niezwykłym świecie Twojej fantazji. Niesamowite wrażenie.
Z początku nie do końca wiedziałam, o co chodzi w fabule. Czytałam, czytałam i powoli dochodziłam do wniosku, że to takie wolne doujinshi, umiejscowione w kompletnie innych realiach niż rzeczywista akcja. No i kiedy byłam już tego niemalże całkowicie pewna, musiałaś oczywiście mnie zaskoczyć, utwierdzając w przekonaniu, że nie ma czegoś takiego "przekonanie o czymś" w Twoich pracach. Brutalnie sprowadziłaś mnie na ziemię, rzucając mną o twardą ziemię. Zupełnie jakbyś mówiła - "Nie myśl sobie, że możesz przewidzieć zakończenie moich prac!". Zderzenie z ziemią było nieprzyjemnym uczuciem, ale spodobało mi się. Jestem nienormalna.
Wiesz, to już chyba zacznie być normą, że będę przytaczać fragmenty, ktróe najbardziej mi się spodobały. Jakoś, odczuwam taką wewnętrzną potrzebę, żebyś wiedziała, co mnie poruszyło najbardziej.
"Zbyt ciasna bym mógł swobodnie poruszać skrzydłami, obijającymi się o przepełnione skowytem wcześniejszych ofiar, żałobne pręty, wygrywające smutną, łzawą melodię, cieszącą ich uszy. Zbyt mało było w niej powietrza, przepełnionego cudownym dymem papierosów i okrutną wonią krwi, bym mógł zaciągnąć się nim, wypełniając komórki swojego ciała tlenem, którego tak mało było. Zbyt zima, by moje niemal nagie ciało mogło znaleźć pozycję, w której malutka świeczka rozpaliłaby się we mnie, ogrzewając me zdrętwiałe członki." Wiesz, zakochałam się w tych odczuciach. To jak je przedstawiłaś... ah, brak mi słów normalnie. Powiem tylko, że mogłabym to czytać i czytać i czytać i nie znudziłoby mi się. Z takimi zdolnościami do przedstawiania uczuć mogłabyś śmiało wziąć się za poezję. Kupiłabym każdy tom.
"Chciałem nagłe stracić kontakt z otoczeniem, oddać całe swoje powietrze i umrzeć." To "oddać całe swoje powietrze" cholernie mi się spodobało. To chyba najlepsze, niedosłowne przedstawienie śmierci z jakim się do tej pory spotkałam. Po przeczytaniu tego zdania, musiałam zrobić sobie chwilę przerwy, by je dokładnie przyswoić i ochłonąć. I tak leżę sobie, robiąc sztuczne oddychanie poduszce i zastanawiam się, co Ty takiego w sobie masz, że niemal każdy Twój tekst jest w stanie wprawić mnie w tak nieprawdopodobny stan oderwania od rzeczywistości. Chwila tylko dla mnie i tych bezwzględnie prawdziwych opisów. Chwila, w której mogę na chwilę zapomnieć o wszystkim, co nie dotyczy tekstu i emocji, w nim opisanych. Jedna, krótka, cudowna chwila.
UsuńW ogóle czytając Piekło - Niebo, słuchałam jednocześnie ścieżki dźwiękowej z Shiki. "Shi-ki" tak niesamowicie wpasowało się w klimat tej pracy, że naprawdę weszłam w niesamowity stan emocjonalny. Nostalgiczna muzyka plus poruszające opisy, wszystko to sprawiło, że kiedy zobaczyłam, że suwakiem na boku strony zbliżam się ku końcowi, specjalnie zwolniłam tempo czytania. Nie chciałam kończyć tej pracy. Za bardzo mi się spodobała.
Mogę śmiało powiedzieć, że spośród przeczytanych do tej pory na Twoim blogu, ta jest zdecydowanie najlepsza. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia i bardzo nie chcę się odkochiwać. Gdybym mogła pozostać na zawsze w świecie wykreowanym z Twoich opisów, zrobiłam to bez wahania. Masz mnie. Złapałaś mnie w pajęczą sieć Twoich słów i nawet, jeśli zaczęłabym się szarpać, nie mogłabym się uwolnić. Poza tym wcale bym nie chciała. Raczej pozostanę grzecznie w tej pajęczynie i z uśmiechem na ustach przywitam pożarcie przez Ciebie. Nie przestanę się uśmiechać nawet, kiedy mnie strawisz i wydalisz. Dlatego apeluję raz i na zaś; nie przestaw nigdy pisać! To nie prośba, a żądanie.
P.S Odpowiedziałam na Twojego maila.
O raju *.* Jaki zaczepiasty motyw. Jaram się max. O mamuniu, jaki tu Heine musiał być seksi. (Kocha gościa i wielbi ponad wszystkie dupy na świecie) W ogóle Badou w skrzydłach *q* Zajebioza max, aż żałuję, że nie ma dalszych części, bo pomysł przedni. I to ich miziańsko na sam koniec i gwałty w kościele *wykrwawia się na klawiaturę* Zdecydowanie lepsze niż wcześniejsze rzeczy które u Ciebie czytałam i będę stopniowo pochłaniać resztę^^
OdpowiedzUsuń