wtorek, 12 maja 2015

Tęskny Firmament



Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Krulu! Jak już życzyłam wcześniej, ślę Ci głównie trupki do lodówki. Naciesz się trupkami, bo AkaAka chyba nie sprostałam. Zresztą wiesz jak jednostronna jest moja miłość z braciszkiem.

anime/manga - Kuroko no Basket
paring - Akashi x Akashi 





Ostra woń, metaliczny posmak gdzieś w przełyku, dziwna hipnoza, w którą kołysze mnie szkarłat, majestatycznie spływający po bladym naskórku, malujący moje wargi na ponętną krwistą barwę. Zlizuję gorącą szminkę, rozcieram powolnym ruchem po zębach, rozkoszując się ciepłem, jakie tuli moją szczękę. Przybywa jej. Zsuwa się utartym szlakiem, toczy po wzgórzach ust, tworzy nowe ścieżki malując brodę, wkradając się w zapadliskach szyi. Przyjemnie pieści skórę gorąc płynnego życia. Roztarta plama mieni się na nadgarstku, gdy jednym powolnym ruchem ścieram posokę z twarzy.
Krew jest piękna. Utrzymuje zmysły w doskonałym stanie gotowości, jest impulsem, orężem potężniejszym niżeli muszkiet, czy szpada.
Jest wspomnieniem płynącym w mych żyłach, malowidłem wiecznej gonitwy. Portretem spragnionych kochanków goniących się przez lata po bezlitosnym firmamencie, pragnących złączyć swe tęskne ciała w jedno, oddać się uldze i błogiej apokalipsie.
Pragnę zostać w tym śnie o nocy, która nie nastaje i o dniu, który trwa w zasnutej szkarłatem chwili, gdy słońce zamiera na zachodzie wyczekując spojrzenia swego ukochanego, ciągnącego za sobą granatowy płaszcz strojny w rozżarzone gwiazdy.

Czyż nie jesteśmy skazani na identyczną mękę? Próbujemy musnąć nawzajem swe usta, ranimy nasze wspólne ciało. Zdobi nas koronka blizn, pieścimy się przez to co jest nam wspólne, i krzyczymy nasze wspólne imię w pożodze, która trawi nas bezlitosnym płomieniem rzeczywistości. Czy to ta brudna rzeczywistość, względnie przyjęta normalność, nas od siebie oddzieliła scalając nas w jedno, słabe ciało?

- Tęsknię… - szepczę, mój głos odbija się cichym echem po zimnych ścianach łazienki strojnej w gładki marmur, bogatej w pustym bogactwie i chłodnej sztuczności. Moje słowa chłoną ręczniki miększe niżeli bawełna dalekiego Egiptu pokrywająca pola rozciągające się w krajobrazie rzeki pokrytej iskrzącym się woalem zmierzchu. Lustra zdobione złocistym kwieciem patrzą na mnie twoimi oczami. Ale czymże jest piękne bogactwo, kiedy serce mi pęka na pół, kiedy krwawię rozrywany przez krzyki, nie mogąc sięgnąć tego którego kocham? Cierpię…
Każdego dnia muszę trzymać cię na łańcuchu, z dala od siebie, pilnując byś nie pochwycił firmamentu, nie zamknął mnie z nocy, lub nie zaklął w niekończącym się południu. Wyrywam ci z rąk ostrza, szepczę słodkie kłamstwa o zwycięstwie i ludziach, którzy mijają nas obojętnie, bezgłośnie znieważają nasz krwawy majestat. Odpycham cię, a pragnę byś przeszył moje ciało, ciepłem, chłodem… nieważne, czy zatopisz we mnie lodowate srebro noża, czy czułym gestem ułożysz na swej piersi bym mógł wysłuchać symfonii bicia twego serca. Dlaczego musimy być osobno, chociaż tak bardzo pragniemy być razem?


- To mnie boli… Seijuro… To boli… - krew na wargach, ułuda mokrego, gorącego pocałunku, jej smak, smak rozkoszy – Dlaczego wciąż się mijamy?

Ktoś powie – zakochany w sobie samym. Ale przecież ty nie jesteś mną. Nigdy nie byłeś, ale twoje podobieństwo sprawia, że jedynie ty możesz mnie pokonać, tylko ty ukochać mnie należycie. Tylko tobie przypada zaszczyt skrzywdzenia mnie. Tylko… dlaczego tego nie robisz? Dlaczego nie robisz nic?
Pozwalasz by inni za moimi plecami poniżali mnie, sprzeciwiali się mnie, skazywali na porażkę… Dlaczego nic z tym nie robisz, skoro mówisz że kochasz?

Chwytam ręcznik, przyciskam do nosa. Na bieli rozkwita szkarłatny kwiat, jakby mak o delikatnych płatkach, drżący wśród pospolitości stokrotek. Zapach jest urzekający. Jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny. Porywa umysł w niepoprawny taniec, szarpie każdy zmysł, nie tylko węch, ściska gardło, wymusza cichy jęk. Tłumi każdy pierwotny instynkt samozachowawczy, nieokreślona siła pcha mnie w tył. Upadam.

- Zrób coś… Słabnę… - moja głowa uderza głucho o białe kafelki. Wszystko zamykam w ciemności, naprawdę… jest mi zimno. Zakuty w samotności nie mam siły już krzyczeć, ja jestem za słaby. Ja. Ja nie ty, więc zrób coś. Oglądam jak wszystko wokół mnie niszczeje, umyka sprzed mych palcy, ale nie potrafię chwycić za sznurki, które mi umykają. Wszyscy odchodzą… - Jestem zmęczony…

Jestem

Jesteś? Więc… dlaczego mi zimno? Twój głos przewierca mi czaszkę, lecz mimo to nie czuję się bezpiecznie. Otaczają mnie dzikie bestie, czyhające na mój błędny ruch by mogły rzucić się w żer, rozerwać moje członki, spić z mej skóry wino o metalicznym posmaku. Jestem w niebezpieczeństwie, a ty chodź upewniasz mnie w swojej obecności nie ściągasz z mych barków ciężaru tęsknienia.

Coś głucho uderza o ceramiczne płytki, rozlewa się na nich, tworzy rzeki między łączeniami. To gorące i słone… czy to łzy?

- Spójrz co uczyniłeś… Wciskasz mi łzy w oczy…

***

Pies stojący niczym tyran nad swym upadłym panem. Rozciągający się po pokrytym potem parkiecie cień, padający na mnie całunem, pokrywający mnie szczelnie, zasłaniający oczy szorstką chustą.

- To… rozczarowujące

Oddech świszczący w piersi, niecałkowicie wypełniający płuca, palący krtań żywym ogniem. Mięśnie drżące pod skórą, obezwładniająca słabość, zmarły w porażce obserwuję jak pot cicho zsuwa się po przydługiej grzywce i kapie na lepką posadzkę.

- Nie będę słuchać kogoś kto potrafi tylko tyle.

Zimny, wyprany w ludzkości wzrok wgniatający mnie w ziemię, gniotący bezlitośnie całą… wiarę. Tłamszący coś, łamiący cały misterny szkielet zwycięscy, który rozpada się na luźne obleczone porażką kostki, układające przyszłość. Przyszłość malowaną wieczną, bezksiężycową, zimową nocą.
Jak… Jak to możliwe?
Ja?
Ja przegram?
Ja, Akashi Seijuro poniosę klęskę? Upadnę nisko, najniżej aż na poziom bezwiednego plebsu, który łudząc się chwyta rzucone kawałki chleba, zdziera z rynsztoku szmaty by okryć swój wstyd? Czy dotknę tego dna i już się nie podniosę? Teraz… tak po prostu, przegram? Pokona mnie… zawsze posłuszny, wierny pies, któremu tyle poświęciłem czasu? Pokonają mnie niewdzięczni prostacy, którym dałem sławę i ukazałem im smak lauru?

Nie… Nie!
To niemożliwe, nie mogę… nie mogę! Muszę… Muszę chwycić te umykające sznurki i wygrać. Być tym księżycem który prowadzi przez noc ku bezpiecznemu legowisku, nie mogę pozwolić zasłonić się ludzkim płaszczykiem pozornej ich władzy. Muszę wygrać, nieważne z kim będę walczyć i jaką cenę poniosę!
Nie pozwolę się wyprzeć jako przegrany, przecież moje zdanie zawsze jest słuszne, nie pozwolę przyćmić swojej bezbłędności upadkiem.

Więc… jesteś gotowy na wszystko?

Tak. Zrób coś, pomóż. Nie daj mnie zniszczyć, nie daj NAS zniszczyć. Kim będziemy bez wygranej, nikim. Nie pozwolę byśmy zniknęli…

Nie znikniemy. Zawsze wygrywamy, więc zawsze mamy rację.
Tylko… czy poświęcisz wszystko co masz?

Tak! Oddam ci wszystko, tylko uratuj nas od zguby, od strącenia z firmamentu, na którym wznosił się dotychczas nasz majestat. Nie możemy przegrać, przegrani schodzą w nicość.

Wybornie…

To dziwne ciepło. Rozlewające się po mnie światło, wypełniające mnie jakby złoty kielich. Oślepiające mnie. Odbierające mi wszelką władzę nad ciałem. Spadam. Ten blask spycha mnie z piedestału, lecę gdzieś pozbawiony grawitacji. I lecę. Szukam na oślep złotego łańcucha, którego mogę się uchwycić, opleść wokół siebie, zawisnąć w tej wszechogarniającej jasności i cieple. To takie przyjemne uczucie. Lekkość, ulga, wolność, których tak dawno nie czułem.

Skoro nie potrafisz wygrać, ja wygram za ciebie.

Tak? To… To dobrze… Ja może zasnę, dobrze? Odpłynę w to ciepło i jasność, zatonę w twoich ramionach i twojej sile. Utrzymasz nas na niebie, zatrzaśniesz w wiecznym wiosennym dniu. Będziemy szczęśliwi?

Tak. Tym się nawzajem uszczęśliwimy. Poprowadzę nas do zwycięstwa, a ty śpij, trwaj w milczącej zgodzie w tym wiecznym spokoju.

Będziesz blisko, prawda? Nie pozwolisz mi tęsknić wśród obcych ludzi. Będziesz szeptał moje imię, dotykał mnie, gdy będę spokojnie spał?

Myliłem się.




A tak notabene to pojawi się jeszcze jedna notka urodzinowa, tym razem rozpierdol dla Mad Marthy c:

7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. TAK! KURWA, TAK! NARESZCIE! ILE JA NA TO CZEKAŁAM! WRESZCIE KTOŚ ZROBIŁ TO, CO TAK BARDZO CHCIAŁAM PRZECZYTAĆ!
      Ale, ale, po kolei.
      Muszę wytknąć Ci jeden błąd, bo mnie tak razi, że aż no nie mogę.
      'Czerwona krew jest piękna' - Wywal tę 'czerwoną'. Krew jest zawsze czerwona i o ile przy jej bardziej szczegółowych opisach, z porównaniami etc. ten epitet brzmi dobrze, to jednak w tak bezpośrednim stwierdzeniu jest to błąd logiczny. Wywal.

      Ok, to teraz możemy przejść do tej przyjemniejszej części.
      Zacznę od końca, bo jeśli tego zaraz z siebie nie wyrzucę, to mnie chyba chuj strzeli.
      ORESHI OBOJĘTNY, NIECZUŁY SADYSTA, PODSTĘPNA BESTIA... BOŻE, CAŁE WIEKI CZEKAŁAM NA TAKI JEGO OBRAZ.
      Serio, już dawno pomyślałam o czymś takim i od tamtej pory zastanawiałam się, kiedy ktoś napisze wreszcie takie AkaAka, żebym się nim mogła delektować. Bo sama rzecz jasna napisać go nie chciałam, to by się mijało z celem, nie lubię czytać swoich tekstów, więc napisanie takiego AkaAka nie miałoby sensu. No i tak czekałam, czekałam... jakieś pół roku. Aż tu nagle Eio wpadała na cudowny pomysł, by zamienić nieco schematy postrzegania Bokushiego i Oreshiego ze sobą. I TO BYŁA, KURWA, GENIALNA DECYZJA, SERIO. CHWAŁA CI ZA TO.
      Przedstawienie Bokushiego jako tej strony delikatniejszej, która cierpi, która kocha, która pozwala się ranić Oreshiemu.... to niesamowite. Naprawdę. Ujęłaś jego uczucia w taki sposób, że ja czułam się, jakbym sama było Bokushim. Fakt, to też na pewno kwestia parkingu i samej postaci Akashiego, w którą wczuwam się bardzo łatwo, ale to mniejszy procent, który nie umniejsza Twojej pracy. Bo jednak trzeba napisać coś dobrze, żebym mogła się w to wczuć, nawet jeśli kocham parking, to nie wczuję się w gówno z nim napisane.
      Tak więc, tak, uczucia Bokushiego w tym tekście były bardzo rzeczywiste. Bardzo mnie ujęła ta jego inność, to niekanoniczne spojrzenie na tę jaźń. Naprawdę świetne wykonanie. Pokazanie rozterek...
      Ta scena z drugiej części, to kiedy tak się obawiał przegranej... kurwa, ależ genialnie wyszedł Ci tu opis jego przeżyć wewnętrznych, serio, genialnie, pokłon wielki w Twoją stronę, bo odwaliłaś kawał dobrej roboty. No i wgl to było takie szczere... Bokushi się przede mną odsłonił, odsłonił się przed Oreshim, który to wykorzystał. Wyciągnął rękę, wyszedł z ukrycia, wybił się na powierzchnię. I zapomniał. Albo udał, że nie pamięta. I tu pojawia się to pytanie, którego Ty w tym shocie nie zadajesz, ale które zostawiasz jako niedopowiedzenie poprzez to kończące shota zdanie;
      'Myliłem się'.

      Usuń
    2. To moim zdaniem idealne zwieńczenie całości i zdanie, które najbardziej do mnie z całego tego shota przemówiło.
      Czy Oreshi tylko wykorzstał Bokushiego, kiedy dostrzegł dla siebie szansę na wydostanie się z otchłani umysłu, w której był do tej pory zamknięty? Czy mówiąc 'kocham', kłamał? Czy naprawdę nie zależało mu ani trochę na Bokushim? Cóż, wersji może być wiele i choć skłaniałabym się bardziej ku tej sprzecznej, to do tego shota ona moim zdaniem nie pasuje. Nie, do niego pasuje obraz Oreshiego jako zimnej istoty, która szeptała słowa, które nie miały dla niej znaczenia, które nie dotknęły jej duszy, i która sięgnęła po swoje, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Oreshi nie kochał Bokushiego. Smutne, ale to korona dla angsta. Takie właśnie rozwiązanie dla niedopowiedzenia, które pozostawiłaś, chcę wiedzieć.

      A co do opisy krwi z początku - wiesz, spodziewałam się, że będzie dłuższy. Jak mówiłaś, to wyobraziłam sobie takiego krwistego kolosa. Ale taka długość, jaka jest, jest dobra. Wszystko, co najważniejsze, zostało zawarte. A fragment oczywiście cudowny. Szczególnie przemówiło do mnie określenie krwi jako skarbnicy wspomnień (no dobra, nie użyłaś tego słowa, ale ja je sobie dopowiedziałam). Nasza krew, ciało doświadcza tak wiele... zapamiętuje, nie pozwala zapomnieć. Kiedy się ranimy, kiedy ktoś nas rani, kiedy dostrzegamy tę czerwień brudzącą naszą skórę, tak wiele sobie przypominamy. Tak, krew to skarbnica wspomnień. Kurwa, genialnie to ujęłaś, naprawdę. Brawo, Eio.

      Kocham. Dziękuję. Kłaniam się. I chcę więcej.
      To naprawdę przepiękny prezent urodzinowy.

      Usuń
  2. O Bosze... Zacznę od najbardziej z dupy wziętego tematu xD Kawałek Oh Death, który masz w playliście od początku mi się podobał. A potem oglądam sobie Supernatural, 5 sezon i... słyszę go jako intro dla Jeźdźca Śmierci. Naprawdę przyjemne uczucie.
    Przechodząc do tego shota na górze... Kocham AkaAka. Może nie tak jak Clair, ale kocham ten ship. Ma w sobie jakąś dziwną magię, która oświetla go jak gwiazdę polarną na niebie. Wyróżnia się. By tak naprawdę pojąć, jak ktoś może kochać siebie i nie siebie, trzeba po prostu rozumieć i nie rozumieć rozdwojoną osobowość.
    To, co napisałaś na górze jest świetnym przykładem tego. On był samotny. Samotny i stęskniony, gdyż wszystko czego pragnął... było tuż przy nim, ale poza jego zasięgiem. Pragnął miłości tego brutalnego ja *mylą mi się, a nie chcę strzelić gafy*, ale on nie chciał mu jej dać. Od początku tylko pokazywał mu marchewkę, a potem okładał kijem. Końcówka zaś pokazuje egoizm brutalnego Akashiego. Nie rozumie, że robiąc w ten sposób, nie uznając porażki, poniża się bardziej niż przegraną... a wtedy czuły Akashi otula go swoją nieustającą miłością. To taka trudna miłość, a jednak nie mogą bez niej istnieć. Szkoda tylko, że to jednostronne uczucie...
    Poza tym muszę powiedzieć, że powala mnie długość twoich zdań. Porównania są zabójczo rozbudowane, nawet u Clair nie widziałam aż tak przepełnionych słowami zdań. A przynajmniej ich nie pamiętam. To był dobry kawałek AkaAka, który jak najbardziej zapada w serducho. Buziaczki i weny ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że się spodobało, ponieważ to był totalny eksperyment, największy dla mnie... Sprawdzian. Jako że między mną a braciszkiem to miłość jednostronna to naprawdę nie wiesz jak się cieszę, że nie spieprzyłam.
      Taaa wiem, nie ty jedna wspominasz o długości moich zdać, polonistka to się nawet przyłamała. Ale mam nadzieje że nie obrzydzają one czytania c:

      Usuń
  3. Wspaniałe opowiadanie, bardzo mi się podoba. Masz genialny styl (chyba jestem masochistką, zawsze czytam opowiadania autorów lepszych ode mnie i jeszcze się jaram). W każdym razie, AkaAka! I ten niedobry Akashi, już myślałam, że nigdzie nie znajdę takiego ujęcia ich relacji, ale jednak... Jednak się udało.
    Cholera jasna, dziękuję! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh... nie masz co dziękować... to dziwne gdy ktoś dziękuje mi za napisanie czegoś ;v;
      Cieszę się, że się spodobało, bo ja raczej nie jestem dumna z tego tworu, są tu lepsze i być może niebawem to zagoszczą.
      Też jestem masochistką, nie martw się, nie ma się czego wstydzić... chyba. Ale nie jestem znowuż tak dobra.

      Usuń