Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Krulu! Jak już
życzyłam wcześniej, ślę Ci głównie trupki do lodówki. Naciesz się trupkami, bo
AkaAka chyba nie sprostałam. Zresztą wiesz jak jednostronna jest moja miłość z
braciszkiem.
anime/manga - Kuroko no Basket
paring - Akashi x Akashi
anime/manga - Kuroko no Basket
paring - Akashi x Akashi
Ostra woń, metaliczny posmak gdzieś w przełyku, dziwna
hipnoza, w którą kołysze mnie szkarłat, majestatycznie spływający po bladym
naskórku, malujący moje wargi na ponętną krwistą barwę. Zlizuję gorącą szminkę,
rozcieram powolnym ruchem po zębach, rozkoszując się ciepłem, jakie tuli moją
szczękę. Przybywa jej. Zsuwa się utartym szlakiem, toczy po wzgórzach ust,
tworzy nowe ścieżki malując brodę, wkradając się w zapadliskach szyi.
Przyjemnie pieści skórę gorąc płynnego życia. Roztarta plama mieni się na
nadgarstku, gdy jednym powolnym ruchem ścieram posokę z twarzy.
Krew jest piękna. Utrzymuje zmysły w doskonałym
stanie gotowości, jest impulsem, orężem potężniejszym niżeli muszkiet, czy
szpada.
Jest wspomnieniem płynącym w mych żyłach, malowidłem
wiecznej gonitwy. Portretem spragnionych kochanków goniących się przez lata po
bezlitosnym firmamencie, pragnących złączyć swe tęskne ciała w jedno, oddać się
uldze i błogiej apokalipsie.
Pragnę zostać w tym śnie o nocy, która nie nastaje i o
dniu, który trwa w zasnutej szkarłatem chwili, gdy słońce zamiera na zachodzie
wyczekując spojrzenia swego ukochanego, ciągnącego za sobą granatowy płaszcz
strojny w rozżarzone gwiazdy.
Czyż nie jesteśmy skazani na identyczną mękę? Próbujemy
musnąć nawzajem swe usta, ranimy nasze wspólne ciało. Zdobi nas koronka blizn,
pieścimy się przez to co jest nam wspólne, i krzyczymy nasze wspólne imię w
pożodze, która trawi nas bezlitosnym płomieniem rzeczywistości. Czy to ta
brudna rzeczywistość, względnie przyjęta normalność, nas od siebie oddzieliła
scalając nas w jedno, słabe ciało?
- Tęsknię… - szepczę, mój głos odbija się cichym echem po
zimnych ścianach łazienki strojnej w gładki marmur, bogatej w pustym bogactwie
i chłodnej sztuczności. Moje słowa chłoną ręczniki miększe niżeli bawełna
dalekiego Egiptu pokrywająca pola rozciągające się w krajobrazie rzeki pokrytej
iskrzącym się woalem zmierzchu. Lustra zdobione złocistym kwieciem patrzą na
mnie twoimi oczami. Ale czymże jest piękne bogactwo, kiedy serce mi pęka na
pół, kiedy krwawię rozrywany przez krzyki, nie mogąc sięgnąć tego którego
kocham? Cierpię…
Każdego dnia muszę trzymać cię na łańcuchu, z dala od
siebie, pilnując byś nie pochwycił firmamentu, nie zamknął mnie z nocy, lub nie
zaklął w niekończącym się południu. Wyrywam ci z rąk ostrza, szepczę słodkie
kłamstwa o zwycięstwie i ludziach, którzy mijają nas obojętnie, bezgłośnie
znieważają nasz krwawy majestat. Odpycham cię, a pragnę byś przeszył moje
ciało, ciepłem, chłodem… nieważne, czy zatopisz we mnie lodowate srebro noża,
czy czułym gestem ułożysz na swej piersi bym mógł wysłuchać symfonii bicia
twego serca. Dlaczego musimy być osobno, chociaż tak bardzo pragniemy być
razem?
- To mnie boli… Seijuro… To boli… - krew na wargach,
ułuda mokrego, gorącego pocałunku, jej smak, smak rozkoszy – Dlaczego wciąż się
mijamy?
Ktoś powie – zakochany w sobie samym. Ale przecież ty nie
jesteś mną. Nigdy nie byłeś, ale twoje podobieństwo sprawia, że jedynie ty
możesz mnie pokonać, tylko ty ukochać mnie należycie. Tylko tobie przypada
zaszczyt skrzywdzenia mnie. Tylko… dlaczego tego nie robisz? Dlaczego nie
robisz nic?
Pozwalasz by inni za moimi plecami poniżali mnie,
sprzeciwiali się mnie, skazywali na porażkę… Dlaczego nic z tym nie robisz,
skoro mówisz że kochasz?
Chwytam ręcznik, przyciskam do nosa. Na bieli rozkwita
szkarłatny kwiat, jakby mak o delikatnych płatkach, drżący wśród pospolitości
stokrotek. Zapach jest urzekający. Jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny.
Porywa umysł w niepoprawny taniec, szarpie każdy zmysł, nie tylko węch, ściska
gardło, wymusza cichy jęk. Tłumi każdy pierwotny instynkt samozachowawczy, nieokreślona
siła pcha mnie w tył. Upadam.
- Zrób coś… Słabnę… - moja głowa uderza głucho o białe
kafelki. Wszystko zamykam w ciemności, naprawdę… jest mi zimno. Zakuty w
samotności nie mam siły już krzyczeć, ja jestem za słaby. Ja. Ja nie ty, więc
zrób coś. Oglądam jak wszystko wokół mnie niszczeje, umyka sprzed mych palcy,
ale nie potrafię chwycić za sznurki, które mi umykają. Wszyscy odchodzą… - Jestem
zmęczony…
Jestem
Jesteś? Więc… dlaczego mi zimno? Twój głos przewierca mi
czaszkę, lecz mimo to nie czuję się bezpiecznie. Otaczają mnie dzikie bestie,
czyhające na mój błędny ruch by mogły rzucić się w żer, rozerwać moje członki,
spić z mej skóry wino o metalicznym posmaku. Jestem w niebezpieczeństwie, a ty
chodź upewniasz mnie w swojej obecności nie ściągasz z mych barków ciężaru
tęsknienia.
Coś głucho uderza o ceramiczne płytki, rozlewa się na
nich, tworzy rzeki między łączeniami. To gorące i słone… czy to łzy?
- Spójrz co uczyniłeś… Wciskasz mi łzy w oczy…
***
Pies stojący niczym tyran nad swym upadłym panem.
Rozciągający się po pokrytym potem parkiecie cień, padający na mnie całunem,
pokrywający mnie szczelnie, zasłaniający oczy szorstką chustą.
- To… rozczarowujące
Oddech świszczący w piersi, niecałkowicie wypełniający
płuca, palący krtań żywym ogniem. Mięśnie drżące pod skórą, obezwładniająca
słabość, zmarły w porażce obserwuję jak pot cicho zsuwa się po przydługiej
grzywce i kapie na lepką posadzkę.
- Nie będę słuchać kogoś kto potrafi tylko tyle.
Zimny, wyprany w ludzkości wzrok wgniatający mnie w
ziemię, gniotący bezlitośnie całą… wiarę. Tłamszący coś, łamiący cały misterny
szkielet zwycięscy, który rozpada się na luźne obleczone porażką kostki,
układające przyszłość. Przyszłość malowaną wieczną, bezksiężycową, zimową nocą.
Jak… Jak to możliwe?
Ja?
Ja przegram?
Ja, Akashi Seijuro poniosę klęskę? Upadnę nisko, najniżej
aż na poziom bezwiednego plebsu, który łudząc się chwyta rzucone kawałki
chleba, zdziera z rynsztoku szmaty by okryć swój wstyd? Czy dotknę tego dna i
już się nie podniosę? Teraz… tak po prostu, przegram? Pokona mnie… zawsze
posłuszny, wierny pies, któremu tyle poświęciłem czasu? Pokonają mnie
niewdzięczni prostacy, którym dałem sławę i ukazałem im smak lauru?
Nie… Nie!
To niemożliwe, nie mogę… nie mogę! Muszę… Muszę chwycić
te umykające sznurki i wygrać. Być tym księżycem który prowadzi przez noc ku
bezpiecznemu legowisku, nie mogę pozwolić zasłonić się ludzkim płaszczykiem
pozornej ich władzy. Muszę wygrać, nieważne z kim będę walczyć i jaką cenę
poniosę!
Nie pozwolę się wyprzeć jako przegrany, przecież moje
zdanie zawsze jest słuszne, nie pozwolę przyćmić swojej bezbłędności upadkiem.
Więc… jesteś gotowy na wszystko?
Tak. Zrób coś, pomóż. Nie daj mnie zniszczyć, nie daj NAS
zniszczyć. Kim będziemy bez wygranej, nikim. Nie pozwolę byśmy zniknęli…
Nie znikniemy. Zawsze wygrywamy, więc zawsze
mamy rację.
Tylko… czy poświęcisz wszystko co masz?
Tak! Oddam ci wszystko, tylko uratuj nas od zguby, od
strącenia z firmamentu, na którym wznosił się dotychczas nasz majestat. Nie
możemy przegrać, przegrani schodzą w nicość.
Wybornie…
To dziwne ciepło. Rozlewające się po mnie światło,
wypełniające mnie jakby złoty kielich. Oślepiające mnie. Odbierające mi wszelką
władzę nad ciałem. Spadam. Ten blask spycha mnie z piedestału, lecę gdzieś
pozbawiony grawitacji. I lecę. Szukam na oślep złotego łańcucha, którego mogę
się uchwycić, opleść wokół siebie, zawisnąć w tej wszechogarniającej jasności i
cieple. To takie przyjemne uczucie. Lekkość, ulga, wolność, których tak dawno
nie czułem.
Skoro nie potrafisz wygrać, ja wygram za
ciebie.
Tak? To… To dobrze… Ja może zasnę, dobrze? Odpłynę w to
ciepło i jasność, zatonę w twoich ramionach i twojej sile. Utrzymasz nas na niebie,
zatrzaśniesz w wiecznym wiosennym dniu. Będziemy szczęśliwi?
Tak. Tym się nawzajem uszczęśliwimy.
Poprowadzę nas do zwycięstwa, a ty śpij, trwaj w milczącej zgodzie w tym
wiecznym spokoju.
Będziesz blisko, prawda? Nie pozwolisz mi tęsknić wśród obcych
ludzi. Będziesz szeptał moje imię, dotykał mnie, gdy będę spokojnie spał?
Myliłem się.
A tak notabene to pojawi się jeszcze jedna notka
urodzinowa, tym razem rozpierdol dla Mad Marthy c:
*stawia tron*
OdpowiedzUsuńTAK! KURWA, TAK! NARESZCIE! ILE JA NA TO CZEKAŁAM! WRESZCIE KTOŚ ZROBIŁ TO, CO TAK BARDZO CHCIAŁAM PRZECZYTAĆ!
UsuńAle, ale, po kolei.
Muszę wytknąć Ci jeden błąd, bo mnie tak razi, że aż no nie mogę.
'Czerwona krew jest piękna' - Wywal tę 'czerwoną'. Krew jest zawsze czerwona i o ile przy jej bardziej szczegółowych opisach, z porównaniami etc. ten epitet brzmi dobrze, to jednak w tak bezpośrednim stwierdzeniu jest to błąd logiczny. Wywal.
Ok, to teraz możemy przejść do tej przyjemniejszej części.
Zacznę od końca, bo jeśli tego zaraz z siebie nie wyrzucę, to mnie chyba chuj strzeli.
ORESHI OBOJĘTNY, NIECZUŁY SADYSTA, PODSTĘPNA BESTIA... BOŻE, CAŁE WIEKI CZEKAŁAM NA TAKI JEGO OBRAZ.
Serio, już dawno pomyślałam o czymś takim i od tamtej pory zastanawiałam się, kiedy ktoś napisze wreszcie takie AkaAka, żebym się nim mogła delektować. Bo sama rzecz jasna napisać go nie chciałam, to by się mijało z celem, nie lubię czytać swoich tekstów, więc napisanie takiego AkaAka nie miałoby sensu. No i tak czekałam, czekałam... jakieś pół roku. Aż tu nagle Eio wpadała na cudowny pomysł, by zamienić nieco schematy postrzegania Bokushiego i Oreshiego ze sobą. I TO BYŁA, KURWA, GENIALNA DECYZJA, SERIO. CHWAŁA CI ZA TO.
Przedstawienie Bokushiego jako tej strony delikatniejszej, która cierpi, która kocha, która pozwala się ranić Oreshiemu.... to niesamowite. Naprawdę. Ujęłaś jego uczucia w taki sposób, że ja czułam się, jakbym sama było Bokushim. Fakt, to też na pewno kwestia parkingu i samej postaci Akashiego, w którą wczuwam się bardzo łatwo, ale to mniejszy procent, który nie umniejsza Twojej pracy. Bo jednak trzeba napisać coś dobrze, żebym mogła się w to wczuć, nawet jeśli kocham parking, to nie wczuję się w gówno z nim napisane.
Tak więc, tak, uczucia Bokushiego w tym tekście były bardzo rzeczywiste. Bardzo mnie ujęła ta jego inność, to niekanoniczne spojrzenie na tę jaźń. Naprawdę świetne wykonanie. Pokazanie rozterek...
Ta scena z drugiej części, to kiedy tak się obawiał przegranej... kurwa, ależ genialnie wyszedł Ci tu opis jego przeżyć wewnętrznych, serio, genialnie, pokłon wielki w Twoją stronę, bo odwaliłaś kawał dobrej roboty. No i wgl to było takie szczere... Bokushi się przede mną odsłonił, odsłonił się przed Oreshim, który to wykorzystał. Wyciągnął rękę, wyszedł z ukrycia, wybił się na powierzchnię. I zapomniał. Albo udał, że nie pamięta. I tu pojawia się to pytanie, którego Ty w tym shocie nie zadajesz, ale które zostawiasz jako niedopowiedzenie poprzez to kończące shota zdanie;
'Myliłem się'.
To moim zdaniem idealne zwieńczenie całości i zdanie, które najbardziej do mnie z całego tego shota przemówiło.
UsuńCzy Oreshi tylko wykorzstał Bokushiego, kiedy dostrzegł dla siebie szansę na wydostanie się z otchłani umysłu, w której był do tej pory zamknięty? Czy mówiąc 'kocham', kłamał? Czy naprawdę nie zależało mu ani trochę na Bokushim? Cóż, wersji może być wiele i choć skłaniałabym się bardziej ku tej sprzecznej, to do tego shota ona moim zdaniem nie pasuje. Nie, do niego pasuje obraz Oreshiego jako zimnej istoty, która szeptała słowa, które nie miały dla niej znaczenia, które nie dotknęły jej duszy, i która sięgnęła po swoje, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Oreshi nie kochał Bokushiego. Smutne, ale to korona dla angsta. Takie właśnie rozwiązanie dla niedopowiedzenia, które pozostawiłaś, chcę wiedzieć.
A co do opisy krwi z początku - wiesz, spodziewałam się, że będzie dłuższy. Jak mówiłaś, to wyobraziłam sobie takiego krwistego kolosa. Ale taka długość, jaka jest, jest dobra. Wszystko, co najważniejsze, zostało zawarte. A fragment oczywiście cudowny. Szczególnie przemówiło do mnie określenie krwi jako skarbnicy wspomnień (no dobra, nie użyłaś tego słowa, ale ja je sobie dopowiedziałam). Nasza krew, ciało doświadcza tak wiele... zapamiętuje, nie pozwala zapomnieć. Kiedy się ranimy, kiedy ktoś nas rani, kiedy dostrzegamy tę czerwień brudzącą naszą skórę, tak wiele sobie przypominamy. Tak, krew to skarbnica wspomnień. Kurwa, genialnie to ujęłaś, naprawdę. Brawo, Eio.
Kocham. Dziękuję. Kłaniam się. I chcę więcej.
To naprawdę przepiękny prezent urodzinowy.
O Bosze... Zacznę od najbardziej z dupy wziętego tematu xD Kawałek Oh Death, który masz w playliście od początku mi się podobał. A potem oglądam sobie Supernatural, 5 sezon i... słyszę go jako intro dla Jeźdźca Śmierci. Naprawdę przyjemne uczucie.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do tego shota na górze... Kocham AkaAka. Może nie tak jak Clair, ale kocham ten ship. Ma w sobie jakąś dziwną magię, która oświetla go jak gwiazdę polarną na niebie. Wyróżnia się. By tak naprawdę pojąć, jak ktoś może kochać siebie i nie siebie, trzeba po prostu rozumieć i nie rozumieć rozdwojoną osobowość.
To, co napisałaś na górze jest świetnym przykładem tego. On był samotny. Samotny i stęskniony, gdyż wszystko czego pragnął... było tuż przy nim, ale poza jego zasięgiem. Pragnął miłości tego brutalnego ja *mylą mi się, a nie chcę strzelić gafy*, ale on nie chciał mu jej dać. Od początku tylko pokazywał mu marchewkę, a potem okładał kijem. Końcówka zaś pokazuje egoizm brutalnego Akashiego. Nie rozumie, że robiąc w ten sposób, nie uznając porażki, poniża się bardziej niż przegraną... a wtedy czuły Akashi otula go swoją nieustającą miłością. To taka trudna miłość, a jednak nie mogą bez niej istnieć. Szkoda tylko, że to jednostronne uczucie...
Poza tym muszę powiedzieć, że powala mnie długość twoich zdań. Porównania są zabójczo rozbudowane, nawet u Clair nie widziałam aż tak przepełnionych słowami zdań. A przynajmniej ich nie pamiętam. To był dobry kawałek AkaAka, który jak najbardziej zapada w serducho. Buziaczki i weny ;3
Miło mi, że się spodobało, ponieważ to był totalny eksperyment, największy dla mnie... Sprawdzian. Jako że między mną a braciszkiem to miłość jednostronna to naprawdę nie wiesz jak się cieszę, że nie spieprzyłam.
UsuńTaaa wiem, nie ty jedna wspominasz o długości moich zdać, polonistka to się nawet przyłamała. Ale mam nadzieje że nie obrzydzają one czytania c:
Wspaniałe opowiadanie, bardzo mi się podoba. Masz genialny styl (chyba jestem masochistką, zawsze czytam opowiadania autorów lepszych ode mnie i jeszcze się jaram). W każdym razie, AkaAka! I ten niedobry Akashi, już myślałam, że nigdzie nie znajdę takiego ujęcia ich relacji, ale jednak... Jednak się udało.
OdpowiedzUsuńCholera jasna, dziękuję! :D
Oh... nie masz co dziękować... to dziwne gdy ktoś dziękuje mi za napisanie czegoś ;v;
UsuńCieszę się, że się spodobało, bo ja raczej nie jestem dumna z tego tworu, są tu lepsze i być może niebawem to zagoszczą.
Też jestem masochistką, nie martw się, nie ma się czego wstydzić... chyba. Ale nie jestem znowuż tak dobra.